udało mi się dojść do porządku ze zdjęciami
czas teraz opisać nasze perypetie przy adaptacji projektu i poszukiwania i wybór wykonawcy.
Nie mogliśmy się nijak porozumieć z pierwszą architektką, którą poprosiliśmy o adaptację projektu. Np. odradzała nam zastosowanie wentylacji mechanicznej, ale jeśli byśmy się jednak na tę wentylację zdecydowali, to proponowała zostawić kanały wentylacyjne, tak na wszelki wypadek, gdybyśmy jednak zmienili zdanie ..... Zupełnie nie po drodze było z tą panią .....
A obok tej pierwszej pracowni, po sąsiedzku mieści się mała pracownia architektoniczna, współpracująca z Muratorem. Przyjęła nas tam bardzo miła dziewczyna, pani Katarzyna. Omówiliśmy zakres zmian, które nas interesują, ustaliliśmy termin wykonania adaptacji, zaakceptowaliśmy cenę.
Miało być szybko, maksymalnie 2 tygodnie, bo zmiany były "kosmetyczne".
Z racji tego, że nie mieliśmy jeszcze wszystkich dokumentów potrzebnych do adaptacji (np. mapy do celów projektowych), wiedzieliśmy że termin oddania całego projektu się przeciągnie. Niemniej jednak wszelkie zmiany w budynku można było już zrobić.
Miało być szybko i bez problemu, wszak to tylko "drobne zmiany kosmetyczne", a inni "to dopiero wprowadzają zmiany, że architekt swojego projektu nie poznaje". A wszystko trwało do końca lutego.
Niby zmiany wprowadzane były a kontakt z panią Katarzyną stały i bardzo miły, to mam mieszane uczucia po tej współpracy.
Każda zmiana wprowadzona przez panią Katarzynę na rysunki generowała jakiś błąd, którego architektka już nie wyłapywała. Po prostu architektka nanosiła wskazaną przez nas zmianę bez jakiejkolwiek refleksji, że ta zmiana niesie za sobą jakieś konsekwencje.
Zmiana wymiarów okien? proszę bardzo, ale to ja zauważyłam, że po tej zmianie każde okno było na innej wysokości; zmiana okien na duże przesuwne? proszę bardzo, hop i już są na rysunku, ale to mąż zapytał czy czaem nie trzeba wzmocnić stropu ... drzwi przesuwne? nie ma problemu, jeden ruch myszki i już są, ale to ja sprawdzałam czy wysokość otworu pozwoli na zamontowanie kasety do tych drzwi. A pani Kasia (kiedy jej powiedziałam, że jednak zostawiła za mały otwór), dopiero sięgnęła po ulotkę "firmy z którą współpracujemy" i spisała potrzebne wymiary. Strop nad garażem w pewnym miejscu (wokół komina) nie miał oparcia; każde drzwi wewnętrzne miały inną szerokość; rysunki były bez zachowania jakiejkolwiek skali, a architektka poproszona o pomoc (ocenę) czy zmiana, którą chcemy wprowadzić jest możliwa z punktu widzenia konstrukcji, funkcjonalności czy "ładności" (np. rozmieszczenie okien na elewacji), mówiła, że: "ja to nie wiem, każdy robi jak uważa". Czyli ona wprowadzała każdą zachciankę klienta, bez reflekcji, czy np. chałupa się nie zawali.
A jak posiliśmy o np. zachowanie skali, czy wrysowanie wymiarów na rysunki to mówiła, że nie trzeba, bo kierownik na budownie sobie przeliczy.... ehhh
Oj, dużo było takich kwiatków, niby drobiazgi, ale nie każdy ma czas (i umiejętności), żeby sprawdzać czy architekt oby na pewno się nie pomylił.
Czasami mieliśmy wrażenie, że równie dobrze mogliśmy sami wprowadzać zmiany przy pomocy korektora i ołówka. Efekt byłby ten sam.
Z czasem nasza współpraca przebiegała według schematu:
- nasza propozycja zmiany
- poprawki zrobione przez architektkę
- nasze czytanie projektu i rysunków po wrysowanych zmianach
- wskazywanie błędów popełnionych przez architektkę
- wielkie zdziwienie architektki
- poprawione rysunki.
Za całą adaptację wraz ze zmianami i projekt szamba zapłaciliśmy 2340 zł.
Na plus pani Katarzynie policzyć trzeba w sumie miły z nią kontakt, w sumie wprowadzenie wszystkich naszych zmian, a także zrobienie kilku poprawek ( które przyszły nam do głowy już po odebraniu projektu i opłaceniu adaptacji) za darmo. I to zrównoważyło naszą wyboistą współpracę w pierwszym etapie.
3 marca złożyliśmy komplet dokumentów potrzebnych od uzyskania pozwolenia na budowę przekonani, że to tylko formalność i nic nas już nie zaskoczy.