Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    253
  • komentarz
    1
  • odsłon
    290

Entries in this blog

Whisper

Dziennik Whisperów

Trzeba iść za ciosem. Tuż przed świętami dzwonię po geodetach. Rozpiętość od 550 do 1500 zł za zrobienie tych-mapek-co-to-są-potrzebne. Bierzemy tych za 550 (Grójec). Mapki zrobią gdzieś w okolicy 10 stycznia. Mówię, że tam zamknięte, więc trzeba by się jakoś umówić - tak, oczywiście, oni zadzwonią żeby razem to pomierzyć.

 


2004

 


W połowie stycznia dzwonię do geodetów. Mapki już są. No dobra, poradzili sobie jakoś sami. (Po jakimś czasie doszedłem do tego, że oni nic nie mierzyli. Wzięli mapki ze składnicy, pewnie się przejechali na miejsce i stwierdzili że chyba się nic nie zmieniło, przybili pieczątkę i zainkasowali gotówkę.)

 


Luty 2004 Trochę impet osłabł. Jadę do Zakładu Energetycznego dowiedzieć się, co z prądem. Oczywiście nie mam wszystkich papierów - potrzebny jest wypis i wyrys do planu zagospodarowania (może być ten stary, którego obowiązywanie się właśnie skończyło). Jadę do Tarczyna, składam odpowiedni wniosek.

 


Tu generalna uwaga. Byłem i jestem pod autentycznym wrażeniem jeśli chodzi o załatwianie formalności w urzędach, w których miałem okazję to robić (czyli Tarczyn, Konstancin, Piaseczno). Jest... miło. Wszyscy są cholera uprzejmi tacy, przytrafiło mi się przyjechać w dzień bez przyjęć interesantów i skończyło się to tym, że "skoro Pan już jest to załatwimy, po co drugi raz ma Pan przyjeżdżać". Na początku byłem w szoku, teraz się trochę przyzwyczaiłem. W każdym razie moje uznanie za przykładne wypełnianie obowiązków urzędnika :)

 


Po czterech dniach papierki z Urzędu Gminy już są, składam wniosek o warunki przyłączenia w Zakładzie Energetycznym. Decyzja do odbioru za dwa tygodnie.

 


W międzyczasie zastanawiamy się nad projektem. Założenia - parterowy, kompatybilny z feng-shui i taki, zeby nam pasował. W końcu udaje nam się znaleźć coś, co przypomina uroczą stodołę z niskim dachem , i co po wielu przeróbkach by nam pasowało. Jedziemy na działkę i wydeptujemy kształt domu w śniegu. I okazuje się, że okna sypialni wypadną nam 5m od betonowego płotu, którym uszczęśliwił nas sąsiad i 10m od ściany jego garażu. A w dodatku nasza urocza stodoła nie ma garażu. A jakby garaż postawić oddzielnie, to nie będzie gdzie postawić szamba. Albo butli z gazem. Po długich dyskusjach dochodzimy do wniosku, że przerabiamy D08 Muratora. I to przerabiamy doszczętnie Zmieniliśmy obrys ścian zewnętrznych, garażu, przeznaczenie i układ pomieszczeń, dach. Z wersji pierwotnej został ogólny kształt, no i to, że parterowy

 


Marzec 2004 Zaczynam rozmowy z architektem - zresztą kolegą z pracy, który mając uprawnnienia robi takie rzeczy po godzinach. Da radę, ale za dwa miesiące, cena jakieś 5000. No tak, ale my chcemy JUŻ! Nic to, będziemy szukać.

 


Odbieram warunki przyłaczenia z ZE. Termin na 31.03.2006, czyli standardowe dwa lata, ale jeśli będą robili obok, to zrobią nas wcześniej. A że sąsiad obok ma termin na kwiecień 05, a parę działek wcześniej przy tej samej uliczce termin jest na listopad 04, to sprawa wygląda dużo przyjemniej.

 


W międzyczasie (same międzyczasy miałem) szukamy architekta. Kolega kolegi jest architektem w Kielcach i za projekt indywidualny wziąłby... 10-11 tys. plus VAT. No to chyba jednak będę robił u kolegi z pracy... Szykuje nam się spore opóźnienie

 


Pod koniec marca mamy na działce konsultanta do spraw feng-shui. Ponieważ w odróżnieniu od Luśki ja jestem sceptykiem, jesli o to chodzi, to informuję tylko, że obejrzał działkę, pomachał różnymi przyrządami, zerknął na nasz wstępny plan domu, dał parę rad, zainkasował 600zł i tyle.

 


Następne parę miesięcy to prace nad projektem, ciągnące się niczym guma od majtek. Opadł nam trochę entuzjazm, rozpoczęcie w roku 2004 stoi pod znakiem zapytania.

 


Gdzieś w maju kupiliśmy blaszak do trzymania tych-wszystkich-rzeczy-które-się-trzyma-na-działce. 1600zł z transportem i montażem. Zapełniliśmy go szybciej niż mogliśmy to sobie wyobrazić.

 


Jakoś w tych okolicach powstała również najważniejsza budowla - kibelek. Jestem dumny z mojego dzieła.

 


http://whisperjet.republika.pl/dziennik/p6222523.jpg

 


W lipcu nasz architekt daje znać, że trzeba ruszyć sprawę badań archeologicznych (bo tak mamy to zapisane w planie zagospodarowania). Rozmawiał telefonicznie z wojewódzkim konserwatorem zabytków w Radomiu (Tarczyn podlega pod radomskiego konserwatora zabytków, chociaż jest w powiecie piaseczyńskim, i do Warszawy jest 35 km zamiast 70 do Radomia, ale cóż...) i wychodzi na to, że niezbędne są do zrobienia badania i mogą kosztować nawet do jakichś 30-40 tys. Jak można się domyślić, byłem bliski stanu przedzawałowego, architekt też mówił, że przysiadł. No nic, pojadę do Radomia, bo przez telefon to nie rozmowa. W końcu to nie cała działka leży na terenie gdzie trzeba zrobić badania, tylko pół działki. Poza tym może wystarczy zrobić tylko pod przyszłym domem? W Radomiu archeolog spojrzał na warunki, mówi że on to by w sumie dał tylko nadzór, ale skoro jest w warunkach, to trzeba zrobić badania, ale można zrobić tylko sondażowe, co on ocenia na jakieś max. 10.000zł , może uda nam się nawet za 5.000zł. Noooo... to inna rozmowa. Szukamy i dzięki jednej z forumowiczek (dzięki Marcenko) trafiamy na archeologa, który robi nam badania własną w jeden dzień i bierze za to raptem 700zł.

 


http://whisperjet.republika.pl/dziennik/p8073300.jpg


Polecam: Marek Czarnecki, tel.0-502 091748. Bardzo zadowoleni jesteśmy ze współpracy. Potem zawożę do Radomia sprawozdzanie z prac archeologicznych i pod koniec sierpnia mamy już zgodę od Konserwatora Zabytków.

Whisper

Dziennik Whisperów

W ciągu kolejnych dni zaliczyłem wizytę w Urzędzie Gminy, żeby obejrzeć plan zagospodarowania terenu. Jest dobrze - teren pod zabudowę mieszkaniową, tyle że kawałek działki od nowego roku będzie leżał w strefie ochrony archeologicznej, bo w nowym planie się coś zmienia. Być może będą potrzebne będą badania archeologiczne. Nie rusza mnie to wcale.

 


Umówiliśmy się z właścicielem. Z jego ceny 6$ za metr, czyli wtedy ok. 43tys. zszedł do 37 tys. i ani grosza w dół. Ja zaproponowałem 25 tys. Można powiedzieć, że się obraził. Rozstaliśmy się raczej mało serdecznie, aczkolwiek bez palenia mostów.

 


Po dwóch dniach próbuję się z facetem skontaktować, żeby negocjować dalej, ale on akurat pojechał pokazać komuś tę działkę. Zrobiło nam się ciepło...

 


Po kolejnych dwóch dniach zadzwoniłem, przez telefon powiedziałem, że biorę teraz-już-zaraz i daję 36tys. Jeszcze tego samego wieczora zapłaciliśmy zaliczkę (czy może zadatek?) i podpisaliśmy umowę przedwstępną. Ufff... do końca nie byliśmy pewni czy facet się nie wykręci, bo osobnik to specyficzny, długo by pisać...

 


Z marszu zacząłem w Sądzie w Grójcu załatwiać wypis z ksiąg wieczystych potrzebny do notariusza. Przy okazji tego samego dnia podskoczyłem do faceta i wziąłem klucz od bramy. No przecież to nasze włości właściwie

 


Następnego dnia korzystając z faktu, że mam klucz, pojechałem na działkę. Luśka akurat raczyła wyjechać w podróż służbową, więc ja sam, uzbrojony w mały sekatorek, zaatakowałem krzaczory na środku działki. Makabra. Zielsko nazywa się wilczomlecz i z pięciu małych krzaczków rozrosło sie na jakies 100m kw. w poziomie i ok 2 m w pionie. Wyciąłem w siąpiącym deszczu jakieś 10m2 przy okazji zdając sobie sprawę, że w środku tych chaszczy wyrosło sobie dwumetrowe drzewko...

 


Parę następnych dni to dalszy ciąg wycinania badziewia... Tym razem dołączyła Luśka. Trwało to ładnych parę dni, w końcu zostało tylko "ściernisko".

 


Po tygodniu od złożenia papierów w sądzie nastał czas odebrania wypisu z ksiąg wieczystych. Wybrałem się do Grójca tylko po to, żeby okazało się, że zmieniała się jakiś czas temu numeracja ksiąg wieczystych i przygotowano mi nie ten odpis... Nie ma sprawy, za tydzień będzie ten właściwy.

 


W połowie listopada zaliczyliśmy pierwszą wizytację - rodzina Luśki. Oczywiście wszystkim bardzo się podoba. Przy okazji nawiązałem krótką pogawędkę z sąsiadem przez płot, który jest na etapie stanu surowego otwartego D08. Ponieważ projekt był wciąż dla nas sprawą otwartą, zaproszenie na salony D08 zostało przez nas przyjęte z dużą ochotą. Spodobało mi się, Luśce mniej. Dobra, będziemy szukać jakiegoś projektu.

 


14.11.03 Mam wypis z ksiąg wieczystych! Tym razem właściwy. Od właściciela biorę jego papiery i trzeba zacząć załatwiać akt notarialny.

 


Zabrała się za to Luśka. Kancelaria ma odzwonić tego samego dnia czy dostarczyliśmy wszystkie papiery. Nie oddzwaniają. Następnego dnia telefon ponaglający - taak, oczywiście, za chwilę oddzwonią. Nie oddzwaniają. Ponowny telefon z ponagleniem - ta sama historia. Zmieniamy kancelarię.

 


Nowy notariusz działa dużo sprawniej, aż zbyt sprawnie... No i masz babo placek. Albo chłopie działkę. Rolną. Budowlaną. Niby budowlaną ale trochę rolną. Okazuje się, że nasza działka pomimo tego że jest przeznaczona pod zabudowę, to w myśl jakiegoś tam prawa podlega możliwości pierwokupu przez Agencję Nieruchomości Rolnej. I żeby wszystko było zgodnie z prawem (na co nalega kancelaria notarialna), musi być umowa warunkowa, z informacją do ANR, a nuż będą chciali kupić? Mają na to miesiąc... No trudno.

 


25.11.03 Podpisujemy warunkowy akt notarialny. Niby jesteśmy właścicielami, ale nie do końca.

 


8.12.03 Dzwoni (teraz już były) właściciel i mówi, że dostał pismo z Agencji. Nie chcą kupić. Łojezu jak dobrze.

 


15.12.03 Podpisujemy ostateczny akt notarialny. Tośmy teraz obszarnicy pełną gębą.

Whisper

Dziennik Whisperów

CZYTELNIKU - PAMIĘTAJ:

 


Możesz wpisywać swoje komentarze tylko w http://www.murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=39409" rel="external nofollow">Komentarzach do Dziennika Whisperów

 

 


Wszystko zaczęło się dawno temu No nie, tak zaczynają sie wszystkie dzienniki. Jak bajka. A rzeczywistość tę bajkę powoli sprowadza do bardziej przyziemnych rzeczy - tu kilkadziesiąt ton stali niepotrzebnie wrzuconej w zbrojenia fundamentów, tu majster krzywo stawiający ściany, tu sąsiadka nasyłająca Urząd Skarbowy... Nieeee... myślmy pozytywnie. Nic takiego nas nie spotkało i nie spotka. Stali w fundamentach mam niedużo, majstra będę pilnował a zamiast sąsiadki mam sąsiada. Ma co prawdę żonę, ale po pierwsze maam nadzieję że potrafi ją utrzymać krótko, po drugie żyję z przyszłymi sąsiadami raczej w zgodzie, po trzecie nie boję się Urzędu Skarbowego, bo pracę mam oficjalną a poza tym i tak będę budował na kredyt.

 


Ale wróćmy do początku.

 


Wszystko zaczęło się dwa lata temu, w okolicach Bożego Narodzenia, kiedy wpadł nam (ja - Whisper, ona - Luśka) do głowy pomysł na kupienie mieszkania i pakowanie pieniędzy w raty z banku zamiast obcym ludziom za wynajem. I jak zwykle to bywa okazało się, że w sumie to może by tak dom wybudować? W końcu każde z nas marzyło o domu od zawsze... Po dłuższym przestoju spowodowanym samym upajaniem się tą myślą i niekorzystną porą roku zaczęliśmy szukać działki. Najlepiej na południe od Warszawy, bo i pracuję po południowej stronie miasta i tak jakoś z tą stroną bardziej związani oboje jesteśmy. Szukaliśmy w ogłoszeniach, ale raczej nędznie to wyglądało. Pojeździliśmy też trochę po okolicy trasy na Kraków, ale wciąż słyszałem, że "dalej niż Mroków to ja się kategorycznie nie zgadzam". Ponieważ jestem raczej człowiekiem układnym, a poza tym z babą kłócił się nie będę, przyjąłem to do wiadomości. Niestety 1000 metrowa działka w tych okolicach oznaczała przy najmarniej jakieś 60 tys. złotych. Oczywiście było to te gorsze 60 tysięcy, czyli takie, których nie mieliśmy.

 


No i kiedyś, w październiku Luśka znalazła ogłoszenie o działce w okolicach Tarczyna (który nota bene jest dalej od Wawy niż Mroków). Jako że akurat przejeżdżaliśmy niedaleko, postanowiliśmy wstąpić i obejrzeć. I tak za daleko, działka dużo większa niż planowaliśmy, ale nic to.. obejrzymy sobie, pogoda jest ładna. No to zaczynamy rzucać datami.

 


17.10.2003.

 


http://whisperjet.republika.pl/dziennik/Image008.jpg


Staliśmy sobie przed zamkniętą bramą i podziwialiśmy. Akurat na działce obok trwała budowa i sąsiad widząc nas mówi "Państwo sobie przejdą przez płot, co tak będziecie z daleka oglądali". No to przeleźliśmy... No i jak już dojechaliśmy na miejsce, to okazało się, że TO TU. Działka 1800m. kw., ogrodzona (siatka zardzewiała ale jest), a na końcu działki kilkanaście brzóz. I to pięęęknych. Poza tym parę brzóz przy wjeździe, jakieś resztki fundamenciku pod nigdy nie powstały domek letniskowy przy płocie a na środku ogromna kępa jakichś dziwnych krzaczorów. Na końcu działki studnia głebinowa, podobno działająca. Na działce też studzienka wodociągowa. Prądu brak, ale sąsiad ma tymczasowe przyłącze podciągnięte od jego sąsiada z tyłu i "by pożyczył", poza tym według niego prąd będzie tu dość szybko.

 


http://whisperjet.republika.pl/dziennik/Image013.jpg


http://whisperjet.republika.pl/dziennik/Image059.jpg


W samochodzie zaczęliśmy kombinować, że może by tak... kupić? W końcu Mroków a okolice Tarczyna to raptem jakieś 5-8 km, w dodatku trasa na Kraków jest w tym miejscu dwupasmowa, parę kilometrów to raptem kilka minut jazdy. Po dwóch dniach wróciłem na działkę sam i porobiłem parę zdjęć, żeby rodzinie pokazać a jeszcze tego samego dnia wieczorem (właściwie to już noc była ) przyjechaliśmy zobaczyć jak to wygląda po ciemku. Wyglądało... ciemno.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...