Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    54
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    192

Entries in this blog

zielonooka

No cóż.... dziennik sie kończy... gwałtownie i niespodziewanie....(ja to jednak lubie dramatyzm )

 


No ale mam nadzieje ze za chwilke wróce z NOWYM DZIENNIKIEM I NOWYM DOMEM (tfu! tfu!) zeby nie zapeszyc to pluje przez lewe ramie

 


Prosze o trzymanie kciuuuków

 

 


Acha - zeby nie zostawiac tak zupelnie to za chwilke zamieszcze fotki jak dom wygladal w stanie prawie ze skończonym - jesli ktos ciekawy

 

 


Acha 2 - nie wiem gdzie sa moje komentarze - gdzies byly ale sie zaplataly w masie innych - ale jak ktos czuje potrzebe wpisu to spokojnie moze zrobic to tutaj w tym watku

zielonooka

A! Zapomniałam o jednym „miłym wydarzeniu”

 


jakoś tak w trakcie końcówki robót nad ociepleniem chyba…

 

 


Któregoś dnia cichutko urywam się wcześniej z pracy i myk na działkę…

 


Wjeżdżam ja sobie samochodem a tam na podjeździe już jakiś wehikuł stoi…

 


Patrzę dalej a tam – na dachu chłopaki BB grzecznie siedzą i zawzięcie pukają w dachówkę bo coś tam poprawiali a po mojej posesji łażą sobie radośnie trzy bliżej mi nieznane osoby w postaci jednego grubego faceta i dwóch chudych jak charty kobitek…

 

 


Podchodzi do mnie jeden z moich ludzi i mówi szeptem ze przyjechali tak 15 minut temu i sobie oglądają…

 

 


Ja zamarłam… a Państwo Odwiedzający nawet mnie nie zauważyli tylko sobie - a tu wejdą do domu, a to pukną oknem sprawdzając czy się dobrze zamyka , a to podrapią różowym tipsem po moim tynku białym baranku 1,5 mm …

 


 


A ja stoję i zaraz czuje ze kogoś zamorduje i zamiast w wymarzonym domu to spędzę resztę życia w celi 2 x 3 m … albo mnie prędzej szlag trafi i trafie na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej….. bo już czuje ze z wściekłości mam kłopoty z oddychaniem…

 


 

 


Wybuch nastąpił na szczęście… (na szczęście dla mnie bo ciśnienie już było chyba około 300 ) w momencie gdy Gruby Pan sobie wziął jedną z pozostałych dachówek ładnie ułożonych przy domu i rzucił na ziemie w celu jej połamania (nie wiem pewnie go interesowało czy jest łamliwa )…

 

 


Opisać tego jak "wybuchłam" , to ja tego nie opisze…. bo po co forumowiczow gorszyć

 


Ale powiem jeno ze - efekt był taki że po Gościach została chmura pyłu i pisk opon na pobliskim zakręcie , a na działce widok BB z opadnietymi szczękami.

 

 


No cóż, przyznam się ze wtedy chyba pierwszy raz w życiu użyłam słynnego języka budowlanego (osłuchana byłam wiec nawet mi słownictwa nie zabrakło i jakos tak mi naturalnie wyszedł ), a że do tej pory byłam postrzegana przez BB jako subtelna kobiałka.... to ich ciut szarpnęło.

 


Ale doszli do siebie (chyba) W kazdym razie chłopaków tez lekko opieprzyłam bo zachowali sie jak ostatnie gamonie.... i dostali prikaz ze jakiekolwiek osoby im nieznane na placu budowy = telefon w łapke i informowanie mnie natychmiast.

 

 


Szczerze mówiec dawno nie spotkałam z takim chamstwem – działka jest ogrodzona (bardzo wyraźnie ) fakt ze brama wjazdowa otwarta na oścież, ale tamtędy jeździły samochody z materiałami…

 

 


Ja ewentualnie rozumiem, ze kogoś dom zaciekawił i chce sobie poogladac....ale to wtedy czeka się na właściciela albo prosi ekipe zeby sie skontaktowali jakos a nie włazi na cudzy teren jak do stodoły , a jeszcze łażenie po domu (co z tego ze niewykończonym i bez drzwi) niszczenie czegokolwiek!!! (Nawet głupiej jednej dachówki!!! ) jest dla mnie nie do pojęcia….

 


zielonooka

Pod balkonem znajduje się wejście główne

 


( drzwi też szukałam jak wściekła o mały włos nie zdecydowałabym się na jedne z poniższych bo uważam, że piękne:

 

 


Tu zachwyciłam się witrażem…

 


http://images2.fotosik.pl/66/uhcxyqr1rtp5y5pj.jpg

 


http://images4.fotosik.pl/29/3z7kxp4buie3d21s.jpg

 


a tu ogólnie drzwiami:

 


http://images1.fotosik.pl/66/2g4oq8tvpysw3xcg.jpg

 


Ale...

 


Ale uznałam w końcu, że są zbyt kolorowe i wprowadzą za dużo zamieszania

 


No i stanęło na takich (widok już z natury )

 

 


od zewnatrz...

 

 


http://images3.fotosik.pl/66/d2q6yuplllbp93nn.jpg

 


od wewnatrz...

 


http://images1.fotosik.pl/66/vdosgkocyeq0oasp.jpg

 


Na zdjęciach jest jakieś przekłamanie barw widzę – kolor maja taki ciemniejszy jak na fotce wewnątrz

zielonooka

A to już dom odaszony (o ile istnieje takie słowo w języku polskim ) , ocieplony i przygotowany do tynkowania… widać balkon, nie do końca chciałam to tak zrobić ale było to jedyne wyraźne życzenie Y

 


Prosze zwrócić uwage na przepiekny bałagan na pierwszym planie

 

 


http://images3.fotosik.pl/66/fcjcv7nlqudfhze6.jpg

 


Tu widać lepiej i widac tez intensywne prace porządkowe

 


http://images3.fotosik.pl/66/gcdy7c5zpdd4w3zy.jpg

zielonooka

A tak z rzeczy niebudowlanych a bardziej życiowych ...

 


...to miałam przyjemność zostać zawieziona do szanownej Mamusi Y. i szanownego Tatusia Y.. Nie musze mówić, ze denerwowałam się jak przed egzaminem, czyli łapy się trzęsły lekko.

 


Wizyta przebiegła w miłej atmosferze aczkolwiek lekko sztywnej, ale pocieszam się ze to normalne. Jakby co to mieszkają daleko (lubelskie) więc się nie przejmuję. Za to poznałam również starszego brata Y i tu już jak najbardziej na plus! Świetny facet – znam już wszystkie wstydliwe anegdotki z życia Y z czasów dzieciństwa…braciszek chętnie opowiadał, co robili.

 


A robili dużo, już wiem czemu mamusia Y siwa jest….

 


zielonooka

Kości zostały rzucone…a dachówki położone.

 

 


Dostawa w terminie, a dekarze nie tacy straszni jak się wydawało

 


Przez dłuższy czas nudnawo znów było na budowie bo tylko puk puk słychać było ale dachówki zaczynały być widoczne

 

 


Pod koniec krycia dachu – tylko kolejna mała życiowa decyzja – czym ocieplić – styropianem czy wełna.

 


Wybraliśmy wełnę, co nie wiem czy okazało się najlepszym pomysłem, choc na pewno droższym

 


I tak miedzy ścianę a wełnę, która „oddycha” położono folię. Czyli dylatacje żeby to oddychało sobie wszystko razem trzeba było zrobić i tak i tak.

 


Potem okazało się jeszcze, że ekipa tynkarzy nie za bardzo dobrze radzi sobie z kładzeniem tynku akurat na wełnie i trzeba było robić małe poprawki. To drobiazgi były a przeżywałam strasznie … nie wiem, co by się działo gdybym naprawdę miała poważne kłopoty na budowie….

 

 


Ale tak czy inaczej…dom wreszcie zaczął wyglądać … jak prawdziwy dom.

 


Najchętniej jeździłabym na działkę codziennie a jeszcze chętniej wogóle stamtąd nie wychodziła…. No, ale szans nie było, wiec tylko sobota i niedziela zostawała.

 


Powoli zaczynała napływać rodzinka coby popatrzeć na rozwój sytuacji.

 


I powiem szczerze widok dużych oczu i w większości szczerych gratulacji sprawił mi niemała satysfakcje…. :)

 

 


Oczywiści kochana nielubiana ciotka była zaproszona w pierwszej kolejności i wyjątkowo jak na nią nic ciekawego nie powiedziała (jak w tej reklamie Toyoty – z zrzędzącą teściową, nie wiem czy pamiętacie ).

zielonooka

Brygada Budowlana – poszła w sina dal, nastała jak pisałam wcześniej epoka Dekarzy (wtedy tylko jedna myśl kołatała się w głowie - oby ich praca nie trwała tyle, co epoka)

 

 


Zaczęło się nieciekawie – bo Panowie Dekarze wystartowali z 4 dniowym obsuwam… a ja rozbestwiona punktualnością BB źle to odbierałam.

 


Pozatym pewna firma trochę źle mi zrobiła wycenę … tzn. nie doliczyli takich drobiazgów jak gwoździe, śrubki, co było by nie takie niemiłe, ale nie policzyli również podbitki…

 


Niby nigdy nie liczą z rysunków tylko już z obmiaru na budowie, ale nie przypomnieli mi o tym a ja zwyczajnie nie załapałam ze muszę dobrych parę tysięcy doliczyć….

 

 


W końcu jednak dekarze przyturlali się ku mojej radości i wdrapali na dach i zaczęli pracę.

 


Nuuudne to było i długie no ale cóż w tym ciekawego jak taki siedzi na dachu cały dzień i puk puk…przybija dachówki.

 

 


Dekarze – puk puk dachówkę do dachówki mocują, a ja siedzę i myślę o oknach…

 


I podobny dylemat jak z dachem – czy plastiki czy drewniane. Na szczęście nikt tym razem Y nie informował co lepsze co gorsze i sama podjęłam decyzje ze jednak PCV będą.

 

 


Z dwóch powodów – ponieważ były mimo wszystko tańsze niż najlepsze drewniane ( a jeśli drewniane to tylko najwyższej jakości) dorzuciłam i szybę P4 (antywłamaniową) i okucia anty, i szprosy (nie naklejane a zatapiane w szybie). No i profil pięciokomorowy.

 


Moim zdaniem jakością nie ustępują .

 

 


Z drewnem jest tak – ze musi być świetnej jakości. Koniec , kropka.

 


Już widziałam takie drewniane „średniej „ jakości i dziekuje, nie chce

 


Inna rzecz , że cena nie zawsze jest tej jakości wyznacznikiem .

 


No i jednak – drewno szybciej blaknie, szybciej się niszczy. Trzeba co jakiś czas czymś tam paćkać , impregnować, a ja leniuch jestem

 

 


No ok., miałam z tym zgryz, bo w końcu bardziej szlachetny materiał niż PCV, ale w sumie przekonała mnie wizyta w firmie produkującej okna bardzo dobrej jakości (Butzbach, okna na profilu Kommerling) Polecam wizytę w fabryce – robi wrażenie.

 


Kolor – obustronny barwiony w masie – mahoń. Ze szprosami… mialy być drewniane, skończyło się na takich koloru starego złota ( teraz płacze troche, że jednak nie drewniane ale już po tak zwanych ptokach )

zielonooka

Dom już generalnie stoi sobie

 


– jest fundament, stoją ściany, leży strop, więźba mruczy cichutko wygrzewając się w promieniach słońca.

 


Wygrzewa się skubana bo wie ze zaraz przykryje ja dach i skończy się opalanie.

 


A z dachem, a właściwie pokryciem dachowym też jest wesoło.

 

 


Teraz opowiem bajkę budowlaną

 


Tytułą bajki „O zielonookiej i jej dachu”

 

 


Otóż za górami, za lasami…. Była sobie taka jedna, co chciała znaleźć coś fajnego na dach swojego domu….

 


No i siadła sobie któregoś dnia… i przebiera ten mak z soczewica , podczas gdy źle siostry śmigają na bal…..a nie, nie ta bajka.

 

 


Ale faktem jest że sobie usiadła i myśli jakie to pokrycie dachowe dla ukochanego domu wybrać.

 


Blachodachówka przyszła do głowy przez chwilę …– hmmm……ładnie i szybko się kładzie, nie za droga, teraz firmy produkują dobrej jakości a z daleka wygląda jak dachóweczka. Ale nie …. Blacha ma wadę – poddasze jest wtedy akustyczne (w czasie deszczu lub gradu) a w słońcu dość mocno się nagrzewa. No i jednak, co dachówka to dachówka. Tak więc po blachodachówce ślad nie został.

 

 


No to fajnie, dachóweczka będzie – tylko, jaka?

 


Cementowa czy ceramiczna…

 


A jak jedna z nich to, jakiego producenta?.

 


A jak już producent będzie wybrany to, jaki kolor?

 


Bo albo ciemny brąz albo klasyczny taki czerwonawy… .

 


Uff…. A może ciemno grafitowy?

 

 


No i siedzi sobie Zielona , siedzi i sobie wymyśliła ze dobra będzie cementowa. Właśnie nie ceramiczna a cementowa. Bo i jakość dobra, i estetyczna i trwała a ceny duuuzo mniejsze niż taka ceramika. A dachu troche jest…. No i akurat dobry rabat wesoło mruga okiem od na Brassa albo Euronitu.

 

 


Ucieszyła się Zielonooka i dawaj informować Y ze materiał na dach wybrany…

 


Łapie za telefon i dzwoni za wielka wode z radosną nowiną ze Euronit będzie …

 


a tu….:#$$%#@#!!! .

 


Facet się zbiesił i mówi ze nie! Nie cementowa a ceramiczna ma być.

 


Co mu do licha z tą ceramiką wpadło do łba? A bo mu powiedzieli ze dachówka ceramiczna jest najlepsza…

 


No jest… Ale, żeby było sprawiedliwie i nie za dobrze w tym życiu jest tez…najdroższa….

 


Tłumacze mu jak komu dobremu, dach mamy duży, dużo tego wyjdzie, tę różnice możemy wpakować w coś innego a naprawdę nie „oszczędzamy” jakoś kosztem jakości.

 


Będzie dobry trwały dach o pól ceny w dół. I co wytłumaczysz chłopu? A gdzie tam….Nie wytłumaczysz jak się „zapnie”.

 


Ok. złożyłam broń werbalna a do ręcznej nie przeszłam, bo co ja się będę kłócić…

 


On płaci to raz, dwa… może faktycznie warto dołożyć…

 


I tak stanęło na ceramicznej – Creaton …. (kolor miedziany klasyczny i9 wcale nie ciemnobrazowy jak mial byc na poczatku...)

 

 

 


W związku z kładzeniem dachu pożegnałam się czule z ekipą BB – był grill i piwko i ogólnie impreza na świeżym powietrzu wyszła super.

 


Ehhh… dobrze się z chłopakami pracowało

 


Teraz przyszła era…. Dekarzy ….

 


Tfu, tfu przez lewe ramie , żeby nie zapeszać….

zielonooka

No to nadganiam….

 

 


Po stropie koleją rzeczy przyszły ściany poddasza ... przy montażu nie byłam wiec zdjęc nie ma

 

 


A po ścianach, jak to zwykle bywa… więźba dachowa.

 


My zdecydowaliśmy się na prefabrykowana (głownie ze względu na czas produkcji jak i montażu)

 


Pomijam mała wpadkę ze firma się merdnęła w numerach zamówień i do nas przywiezli wiezbe takich jednych co to się budowali koło Piaseczna a do nich nasza.

 


Ja się zdziwiłam co tak tego mało , tamci przeżyli szok widząc dużą kupę drewienek, ale ogólnie szybko nieporozumienie się wyjaśniła (pozdrawiam Państwa K. z Mrowiska )

 


W międzyczasie pogoda dopisywała, choć zdarzały się dni „kropiate”, ale mało i krótko.

 

 


Po zamontowaniu więźby i stropu zrobiło się jakby ciemnawo?

 


Od razu dom nabrał mrocznego charakteru i jak to zwykle bywa, niepomalowane ściany niewykończony strop i więźba dawały lekko ponury efekt.

 


A pokoje i „salony” nagle jakieś dziwnie ciasne i małe…..

 


Mając wiedze teoretyczną, że jest to typowe wrażenie i nie należy panikować i wyburzać już stojących ścian …. Nie uległam pokusie dobudowania jeszcze conajmniej ze 100 metrów….

zielonooka

Efakt prac:

 

Oko wodne nabiera kształtu i wody a z tyłu rośnie kamienna ściana altanki

ten pałąk na pierwszym miejscu to szczątkowa pergola (potem się okazało kompletnie nieporozumienie i już na wiosnę ma w tym miejscu stanąć porządna)

http://images1.fotosik.pl/50/vdjh74e4xgteeaiv.jpg

 

Altana ma już bardziej ludzki kształt (nie chciałam takiej okrągłej)

(Paskudny kabłąk wciąż widać)

http://images2.fotosik.pl/50/dx2jcxdzyx2j760i.jpg

 

No i widok od strony altany na całość…. (kabłąk lekko obrośnięty wiec już prezentuje się ciut lepiej)

 

http://images3.fotosik.pl/49/uu1uousnqacufflg.jpg

zielonooka

Porozwieszawszy ogłoszenia wracam zadowolona do domu i już po pół godzinie mam pierwszy telefon… odzywa się miły student w słuchawce omawiamy pokrótce, co i jak, ustalamy cenę, na jaka by go satysfakcjonowała i grzecznie mówię, że się odezwę czy się na niego zdecyduje.

 


Czekam dalej – a tu…cisza. Ani jednego maila telefonu, nic.

 


Co u licha? Czyżby studenci tak obrośli w piórka, że wzgardzili pracą? Hmmm coraz mniej mi się to podoba po czterech dniach ciszy coś mnie tknęło i jadę na wydział.

 


A tam… moje ogłoszenia wiszą śliczne jak wcześniej – z drobnym wyjątkiem, każde, ale to każde – zostało pozbawione tych dolnych „ząbków” z kontaktem do mnie, a na samym środku gdzie też był telefon widnieją wyszarpane dziury.

 


O, nie..., nie ze mną tak, szanowny pierwszy student wykazał się duża kreatywnością w zdobyciu zlecenia, ale również wykazał się brakiem uczciwości tudzież klasy a ja takim osobnikiem pracować nie będę.

 


Wkurzyłam się. Wyjmuje z kieszeni czarny gruby marker i wołami na każdym ogłoszeniu piszę ponownie kontakt do siebie. No cóż już tak ładnie to nie wygląda….

 

 


Przez kolejne dni mam sporo telefonów, propozycji i rozmów, w końcu decyduje się na fajną ekipe chłopaków z drugiego roku. Przyjechali, zrobili, pełna kultura, myślę, że obie strony były zadowolone.

 

 


A ten kreatywny był na tyle bezczelny ze zadzwonił ponownie z lekkimi pretensjami. Jak wyjaśniłam pokrótce czemu sobie darowałam jego – odłożył słuchawkę, ale zanim to zrobił usłyszałam stłumione słowo, mające chyba określać moją osobę . Ogólnie powiem, że po łacinie oznacza to „zakręt”, ale…może się przesłyszałam?

zielonooka

A teraz wracamy do Zielonego…

 

 


Ogrodu znaczy się, bo siedem dni zmarnowanych na bezcelowe poszukiwania kogoś, kto powsadza „zielonym do góry” uświadomiły mi ze należy podejść do sprawy inaczej.

 


Podsumowujmy:

 


Projekt mam, wiem, co chce i jak chce (aż dziwne )

 


Ludzi od spraw wodnych znalazłam, BB wymuruje altankę – nie ma problemu, ale nie maja czasu żeby sadzić.

 


Mam kontakty z hurtowniami z zielskiem i ziemia i tym wszystkim, co potrzebne.

 


Czego nie mam to ludzi, którzy by to „zielone” wzięli i wsadzili tam gdzie wskaże palcem, Zrobili jakies kamyki i ogólnie byli za fizycznych.

 

 


Oczywiście wymagania mam duże, bo chciałabym tez żeby wykazywali się umiejętnością myślenia i nie posadzili odwrotnie oraz żeby byli sumienni i punktualni, a na koniec żeby normalni cenowo.

 

 


Siedzę myślę i kombinuje a nagle jak w takiej dobranocce „Pomysłowy Dobromir” puk, puk, puk piłeczką po głowie i zapala się żaróweczka.

 


Już wiem, co zrobię!!!

 

 


Produkuje śliczne ogłoszenia ze szukam studentów (architektury krajobrazu lub ogrodnictwa) do wykonania ogrodu. Cena do uzgodnienia – daje do siebie mail, telefon i takie tam. Wsiadam w samochód i pędzę na SGGW (teraz to chyba już AR) na stosowny wydział, gdzie ogłoszenia rozwieszam w paru strategicznych miejscach….

 

 


Ale żeby nie było różowo zaraz opisze, jak co poniektóra brać studencka przejęła się kapitalizmem kapitalizmem konkurecją i walka …. I co z tego wyniknęło.

zielonooka

No to…siup…wracamy do pisania

 

 


Stan na początku czerwca na placu budowy (i zarazem boju) wygląda następująco:

 


podpiwniczenie … jest,

 


fundament… jest,

 


ogrodzenie – jest,

 


ściany dolnej kondygnacji… obecne!

 

 


Koleją rzeczy, jak i procesu budowlanego…czas na strop… ile ja się o tych tropach naczytałam!

 


W końcu decyzja sprowadziła się do: stropu terriva, stropu filigran (ciężki strop prefabrykowany) i strop typu sukiennik (tez prefabrykowany ze styropianową płytą szalunkową). Po długich dyskusjach terriva odpada – zostaje filigran i sukiennik ( lepiej cenowo nam wygląda ale nigdy tego nie widziałam „na żywo” więc sama nie wiem… ).

 


Po jeszcze dłuższych dyskusjach… mamy zwycięzcę - prefabrykowany strop filigranowy… No i fajnie….

 

 


Oczywiście zbyt długo było miło i bezproblemowo, – więc czas na mały zgrzycik… taki naprawdę malusieńki….

 


Będzie to przykład, że dobre dojścia i tzw. „znajomości” nie zawsze wróżą sukces…

 


Firmę, która dostarczy mi elementy stropu miałam wybraną i była to firma jak łatwo się domyśleć w jakiś tam sposób współpracująca z moją.

 


Wybrałam ją w naiwnej, jak się okazało, wierze, że się w jakiś sposób tam znamy i będzie łatwo miło i przyjemnie. Odpowiednio wcześniej poprosiłam o wycene, po paru dniach ją dostałam, nawet w takich granicach cenowych jak się spodziewałam… więc w odpowiednim czasie wysłałam miły faks i mail z zamówieniem tychże elementów.

 

 


A tu…”suprajz” firma X (litościwie przemilczę nazwę) właśnie dostała duuuże zamówienie na stropy dla jakiegoś osiedla czy cos… i elegancko ma mnie w nosie razem z moim domem i moimi śmiesznymi 100 m kwadratowymi stropu…. o!

 


Świnki doskonale wiedzieli o tym jakiś miesiąc wcześniej, już jak prosiłam o konkretna wycenę, ale z pewnych względów (związanych ze współpracą z naszymi firmami) nie chcieli o tym mówić.

 


Kontrakt z dużym deweloperem klepnęli i się …wypieli. Nie tylko na mnie, ale też na dwóch naszych klientów….

 


No cóż… ja rozumiem ze zamówienie na 3 stropy w ciągu miesiąca to nie 300 ale… wszystko można załatwić profesjonalnie i elegancko, a nie z dnia na dzień i w ostatniej chwili perfidnie ukrywając pewne rzeczy….

 


Trochę nerwów było, ale znaleźliśmy (zarówno ja, jak i pracodawca) inna firmę oferująca to samo…

 

 

 


Cała reszta to nuda – strop przyjechał, został zalany, podparty stemplami i sobie czekał na koleżanki - ściany…

 


W pracy był taki huk roboty, że rzadko bywałam na działce i w sumie chyba ostało mi się jedno zdjęcie – nawet nie z zalewania, tylko już jak Pan Strop Filigran może się przyłączyć do zgodnego chóru – obecny!

zielonooka

A! Zanim zdjecia ogrodu - dam fotki ogrodzenia....

 


– widok od strony drogi wjazdowej, teraz myślę ze wybrałabym ciut ciemniejszy kolor……taki bardziej wpadający w brąz…. Sama nie wiem….

 

 


http://images2.fotosik.pl/49/pltcft9txvhhe0rc.jpg

 


A poniewaz ogrodzenie jest pelne - sa w nim ..."otworki komunikacyjne" coby te co skacza, fruwaja i tuptaja mialy jak przechodzic i zarowno odwiedzac nasz ogrod jak i oddalac sie w tylko sobie znanych celach gdzies indziej (zdjecie mocno powiekszone tak wiec jakosc kiepska ale mam nadzieje ze widać )

 


http://images2.fotosik.pl/49/jl52vwuny8py4qpy.jpg

zielonooka

Zdjęcia ogrodu za chwilkę będą, ale nie mogę się powstrzymać przed opowiedzeniem historyjki .

 


Historyjka tym razem ani mrożąca krew w żyłach ani bajkowa ani nawet szczególnie intresująca , za to oddająca realia w jakich przyszło nam budować…..

 


 

 


No, bo ja to tak sobie wszystko ładnie wyrysowałam, zaplanowałam i z ta woda i z ta altanka, i nawet proszę ja Was z gatunkami roślinek, jakie będą moje oczy zielone cieszyć.

 


I nawet się na tym trochę znam wiec jakiś głupot nie wymyśliłam.

 

 


Tyle tylko, że znam się pięknie, …ale…. teoretycznie.

 


Na papierze i w komputerze wszystko ślicznie wygląda i ma ręce nogi a nawet o dziwo głowę, ale ktoś to musi fizycznie zrobić.

 


Znaczy złapać za łopatę, wykopać dołek, powkładać te rurki, pompy, zaizolować, wiadomo

 


Wiadomo ze nie będzie to moja skromna osoba. Na pewno satysfakcje z własnoręcznej pracy miałabym dużą… ale nie będziemy eksperymentowac ani na mnie ani na żywym organizmie jakim jest działka…

 

 


Wymyśliłam sobie ze do prac wymagających uwagi i wiedzy, (czyli wszystkich rurek odprowadzających wodę, odprowadzających wodę, pompujących, pompujących takich tam głupstw jak drenaże) biorę wykwalifikowana firmę, a do wykopów normalnych ludzi w miarę myślących.

 

 


No to za telefon i dzwonie ja po znajomych coby dali mi jakieś kontakty do sprawdzonych osób.

 


Hmmm a tu „suprajz”, bo sprawdzonych osób ni ma…..

 

 


Powinnam w tamtym czasie założyć pamiętnik (albo bloga bo to tak bardziej trendi) pt” Moje Dni Poszukiwań…..”

 

 


Wyglądało by to mniej wiecej tak:

 

 


Dzień 1:

 


Drogi pamiętniczku….Dzwonie po znajomych pełna energii i entuzjazmu…Dziwne…, wiszę przy telefonie już prawie godzinę a tu klops. Żadna ze znajomych mi osób nie ma nikogo godnego polecenia, ewentualnie dają kontakt do kogoś, kto może nie zepsuje ewidentnie wszystkiego jest w miarę słowny (spóźni się najwyżej 2 dni) ….

 


To nic mój pamiętniczku….Na pewno kogoś ustrzelę w końcu….. Idę spać, ucho mnie rozbolało od trzymania słuchawki….

 

 

 


Dzień 2

 


Nikogo nie ustrzeliłam, mam 2 kontakty do ludzików, którzy są polecani ale nie ma ich już w naszym pięknym kraju, ostatnio osoby te widziane w okolicach Holandii Norwegii lub Irlandii…..

 


Zamiast ustrzelić kogoś do roboty chyba sobie strzelę cos mocniejszego…

 

 


Dzień 3:

 


Drogi pamiętniku, po wczorajszym „strzelaniu” ciut boli mnie głowa, ale nic to…..

 


Z pozostałych ludków wybrałam 3 duszyczki na rozmowę. Żadna nie przyszła. Nawet nie zadzwoniła. Hmmm…może cos się stało na mieście?!? Jakąś katastrofa albo padł zasięg telefonii komórkowej?!?!?!??! Włączę TV może cos pozwiedza…..

 

 


Dzień 4

 


Telewizja nic nie powiedziała więc sama zadzwonię…..

 


Pierwsza osoba obudzona przeze mnie mnie, choć była już godzina 10.30 oświadczyła ze jest na kacu i nie chce jej się robić , mam zadzwonić jutro. A fige!

 


Druga nie odpowiada – widocznie zginęła w tej katastrofie co to ją media ukrywają….

 


Trzecia osoba – przełożyła rozmowy i negocjacje na jutro.

 

 


Dzień 5

 


Trzecia osoba przełożyła rozmowy na bliżej nieokreślony termin… Przestałam ją lubić i kasuję jej telefon….

 

 


Dzień 6

 


Mój pamiętniczku …..Profesjonalne firmy, o dziwo nie są profesjonalne tak bardzo… za to są bardzo ale to bardzo drogie. Jak bym chciała zamówić u nich wszystko (łącznie z dołkami pod badyli) to musiałabym uwieść jakiegoś milionera….

 


Zaznaczam ze nie mowie o całej powierzchni działki tylko nasadzenia wokół domu no i te nieszczęsne „oczko wodne” z całym systemem (mówią ze jak zamówię u nich to mi zrobią projekt gratis , buhahahaa ****)

 


Idę spać , znów mnie głowa rozbolała….

 

 


Dzien 7

 


Nie robię ogrodu! Wsadzę plastikowego ohydnego krasnala, postawie wiadro z woda i kamienna żabę. Albo gumową kaczuszkę…. Ludzie tak żyją i nie narzekają, ja tez tak mogę.

 


Idę płakać….

 

 

 


Siedem dni mi wyszło , prawie jak stworzenie świata

 

 

 

 


**** Mój homerycki śmiech jest tu jak najbardziej na miejscu bo - po 1wsze projekt mam (i trochę czasu mu poświęciłam) a po drugie nie wierze ze można zaproponować coś sensownego rysując Klientowi projekt w przeciągu 1 – 2 dni, na kolanie i wmawiając naiwniakowi ze jest to zrobione pod niego indywidualnie. Zwykle jest to „projektowane” na jedno kopyto. Potem się widzi te "projekty" jednakowe przy każdym domku.

 


Tu ważna uwaga: mowie o firmach z którymi się zetknęłam, nie wykluczam istnienia takich, które faktycznie zrobią cos naprawdę indywidualnego indywidualnego i mądrego. Jedną taka znalazłam, ale ceny takie ze chyba Pana Kulczyka na nią stać….

 


Ogólnie firmy od ”wody” prezentują się dużo profesjonalnej niż firmy „od ogrodu” .

 


Albo po prostu na zielsku i urządzeniu ogrodu się znam, a na tych urządzeniach technicznych wodnych już nie i tylko mi się tak wydaję.

zielonooka

No to… daje fotki (na części z nich będzie widać dom w stanie bardziej zaawansowanym niż skończyłam go opisywać wiec proszę o niezwracanie na niego uwagi)

 

Na widok tych drzew, przy pierwszej wizycie na działce padłam na kolana w błotko….

(z tyłu majaczą się ściany garażu)

http://images1.fotosik.pl/49/yi7iwgr3l4u7wiav.jpg

 

Tu widać kawałek chałupki (nie zwracamy na niego uwagi), ekipę BB i ogólne pobojowisko

oraz ubite klepisko

http://images4.fotosik.pl/13/p093rp5jly1uqafy.jpg

 

Nadal nie zwracamy uwagi na budynek na drugim planie, za to na pierwszy plan i wyłożone kamieniami dno „oka”

http://i/49/i8k9w2yen3apyo01.jpg

zielonooka

Te, co skaczą i fruwają….

 

 

 


Po to, żeby te, co skaczą i fruwają miały gdzie skakać i fruwać od samego początku budowy planowałam ogród….

 

 


Na początku zanim jeszcze cokolwiek zostało zakupione , pomyślane i zrealizowane choćby w sferze planów, miał byc to ogród jakikolwiek. Mały, duży, nieważne, ma być ZIELONO!

 


Albo zielono –kolorowo …ma kwitnąć, ma pachnieć, jakies motylki maja sobie latać… i w ogóle… sielanka

 

 


Bardziej to była nawet wizja ogrodu – niż konkretny projekt - tarasu, leżaczka, mnie z drinkiem ręku leżącej na tym leżaczku po powrocie z pracy, ewentualnie poranne śniadanie latem wśród zapachu kwiatów.

 


A na tarasie miał spać pies i o ile sobie przypomnę ze 2 koty.

 


Ogólnie miało być duuuzo zielonego, a sama powierzchnia nieważna.

 

 


Na początku mojej drogi zielone zamajaczyło się w formie mini-ogródka nazywanego przeze mnie „ ogródkiem wielkości chustki do nosa”.

 


Jak ktoś czytał wcześniejsze wpisy to wie ze prywatna inicjatywa w postaci lotniska skutecznie te wizje zniweczyła.

 


Powiem szczerze ze nawet to maleństwo by mnie cieszyło – urządzić wnętrze ogrodowe można zawsze pięknie i funkcjonalnie – nawet maleńkie.

 

 


Potem, w wyniku wszystkich działań i niewątpliwie sił nadprzyrodzonych staliśmy się posiadaczami dość hmm…dużego kawałka ziemi. I tu pojawił się dylemat jak to ładnie powiązać to co wymyślę i z istniejącym otoczeniem jak i jeszcze nieistniejącym domem…

 

 


W sumie Matka Natura dużo za nas zrobiła – na działce drzewa piękne są, i właściwe nasze starania powinny się skupić na tym żeby tego nie zepsuć – w myśl zasady bractwa lekarskiego Prmium Non Nocere.

 

 


Tak wiec postawiłam na naturalność. Niech sobie rośnie jak rosło ewentualnie parę drobiazgów się doszlifuje

 


Tutaj chciałam zaznaczyć ze ogrody i zieleń uwielbiam ale jakoś nie mam ani cierpliwości ani zbytnio czasu żeby się grzebać w ziemi. Tak wiec żeby się nie grzebać – zrezygnowałam z bardzo wymagających roślin, z trawnika na całej powierzchni (chyba by trzeba ogrodnika zatrudnić albo kosiarza żeby to miało ręce i nogi) i ogólnych udziwnień.

 

 


Przy domu wyrośnie wypielęgnowana trawka i pojawia się typowe gatunki ozdobne ale reszta ….niech się rządzi własnymi prawami .

 

 


Elementem, którego nie mogło zabraknąć była woda – na działce naturalnej nie ma, wiec zrobiliśmy „oko” ( bo na „oczko” to ciut za duże) wodne z przyległa do niej altanką.

zielonooka

No to teraz dokumentacja fotograficzna - mimo ze starałam się nie patrzeć parę zdjęć udało się wykonać:

 

 


Pierwsza ściana....

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0ljba4wbsu1qgffv.html" rel="external nofollow">http://images1.fotosik.pl/49/0ljba4wbsu1qgffvm.jpg

 


Kolejna ściana zajmie swoje miejsce

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/2lban3uifuy6svyc.html" rel="external nofollow">http://images4.fotosik.pl/12/2lban3uifuy6svycm.jpg

 


I kolejna...

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/x9qf9sdgczse447o.html" rel="external nofollow">http://images2.fotosik.pl/49/x9qf9sdgczse447om.jpg

 


Prawie stoi...

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/xfos1vf69k95n6p7.html" rel="external nofollow">http://images3.fotosik.pl/49/xfos1vf69k95n6p7m.jpg

 


Tak sprawdzamy czy trzymamy pion ...

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/hkga5bkz5l5qdeb0.html" rel="external nofollow">http://images2.fotosik.pl/49/hkga5bkz5l5qdeb0m.jpg

 


Robotnik na budowie...

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0j3nt2g4doa3wyjk.html" rel="external nofollow">http://images4.fotosik.pl/12/0j3nt2g4doa3wyjkm.jpg

 


No i finito.... (jeden dzien )

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/2uy4i6hdr2cvkg98.html" rel="external nofollow">http://images4.fotosik.pl/12/2uy4i6hdr2cvkg98m.jpg

zielonooka

Kończy się maj….....

 


a wraz z końcem maja przybędą ściany …

 


No właśnie….przybędą ściany a nie materiał na ściany….

 

 


Ok. czas się przyznać – budujemy z gotowych elementów ściennych.

 


Ściany się projektuje tzn. wielkości i szerokości samych płyt pod konkretny projekt, wielkości otworów okiennych, drzwiowych, biegnące bruzdy na instalację elektryczną, grzewczą, sanitarną, a jak ktoś chce to internetową alarmową itd.

 


Tak jak napisałam wyżej – o ścianach i zaletach tego systemu wypowiadać się nie będę, z powodów takich ze w jakimś tam sensie firma w której pracuje związana z tym tematem i kryptoreklamy nie będzie

 


Mocno zastanawiałam się nad sliką, (którą mocno chwalił D.) ale wybór został dokonany taki a nie inny – nie żałuje.

 


I dość na tym

 

 


Oczywiście, tradycyjnie dzień przed transportem – leje deszcz

 


Oczywiście, w noc przed transportem nie mogę spać….

 


I leże sobie i wsłuchuję się w padające kropelki… Lubię deszcz …tak ogólnie, ale już widzę naszą działkę w charakterze dużego stawu na przykład….z pływającymi rybkami… o może jakaś będzie złota i spełni 3 życzenia?

 


Jedno by brzmiało tak: znikaj paskudo z mojej działki razem z ta wodą w której się chlapiesz!!!

 

 


Rano szybko na plac boju, adrenalina taka że nawet kawa nie potrzebna

 

 


Na szczęście znów świeci słońce (rybka się posłuchała ) , po nocnym deszczu takie wszystko świeże, jędrne pachnące… .

 


Zielone na drzewach błyszcza świeżo wypłukane z kurzu jakiego się nabawiły rosnąć na naszej budowie….

 

 


I wypatrujemy …wypatrujemy aż oczy bolą....

 


O dziewiątej rano skubańce mieli być, o dziewiątej trzydzieści biegam w kolka macham rękami i szykuje się do dzwonienia, co jakiś czas przystając i slipiac na drogę – może jada?

 

 


O dziesiątej – dzwonie! No cóż… jak się łatwo było domyśleć – transport utknął w korku w okolicach Błonia ( hmmm..na 3 roku studiów mięliśmy w ramach ćwiczeń zagospodarować tamtejszy rynek – jakoś mi ten temat nie leżał, za bardzo się nie przykładałam i Rynek w moim wykonaniu wyszedł sobie dosyć tak sobie – może teraz się mści… )

 


Wreszcie ok. jedenastej są!! SĄ!!!!!! Jesuuuu…są !!!!

 

 


Opanowuje przemożną chęć żeby zostawić wszystko, uciec jak najdalej i wrócić dopiero jak już będzie po montażu…. Ale…dużo mnie to kosztuje…

 

 


Dostawa wkracza dostojnie ,wioząc moje ściany lekko różowe, z boczku dzielnie i cierpliwe czeka na nie dźwig i zaczyna się montowanie…

 


Samego montażu opisywać nie będę – przeszło sprawnie i szybko, co nie zmienia faktu ze aż mnie brzuch bolał z nerwów …i jak będę to teraz ponownie opisywać to znów mnie rozboli….

 


Momentami nawet przyznam się szczerze odwracałam wzrok żeby nie patrzeć jak się wszystko posypie, pęknie i poprzewraca…

 


Oczywiście nie posypało się nie pękło i nie poprzewracało a pod wieczór….

 


Pod wieczór mam stojące ściany pierwszej kondygnacji!!!!

 

 


Moment mrożący krew w żyłach był jeden – ufff opisze go z kronikarskiego obowiązku. Mianowicie ściany maja różną szerokość, różną grubość i co za tym idzie - inaczej ważą ( a są ciężkie cholery) . Upakowane są na ciężarówce w bardzo przemyślanej kolejności – po pierwsze żeby je po kolei zdejmować dźwigiem i montować a po drugie żeby nie przeważyły w pewnym momencie całego ładunku i niewykopyrtneły się na bok.

 


No i mniej więcej w połowie wyładunku i montażu całość niebezpiecznie się gibnęła. Na szczeście refleks ludzików nie pozwoli na katastrofę a tym samym na moje śmiertelne zejście na zawału na placu boju…zostało powstrzymane.

 


Tu podparli, tu przytrzymali, tu poklęli na czym świat stoi…… i się udało…. .

 

 


Wieczorem ściany stoją… właściwie już mogę tu mieszkać to nic że dachu nie ma… rozbije namiot … nieważne ze nocami zimno…rozpalę ognisko

 


zielonooka

Ok, rzucam na pożarcie

 


Prosze jakos szczegolnie nie krytykowac

 

 


Acha , na krytyke rzucam rzuty chałupki zby byla jasnosc

 


Małe uwagi : to jeszcze wersja koncepcyjna (male zmiany byly w sciankach dzialowych , ostateczny projekt to taki gaszcz wymiarow i jeszcze w autocadzie i leń jestem nie chce mi sie przerabiac na jpg )

 


No ale tu tez widac

 


Garderoba na gorze - nazwane tak bo taka funkcje na razie bedzie spelniac - docelowo pokoj (moze kiedys...) hal zamieni sie w kacik blibloteczny albo cos takiego wyjdzie w praniu



×
×
  • Dodaj nową pozycję...