Chodzimy po bankach po kredyt znowu zonk, nie dostaniemy kredytu bo mamy użytkowanie wieczyste wpisane do księgi wieczystej (boże, te banki nas wykończą), znowu rozmowy prośby i lokator zgadza się na czas podpisywania umowy kredytowej znieść użytkowanie - znowu notariusz (tym razem stanęło na 2 stówkach) idziemy do banku i dostajemy info jakie dokumenty potrzeba: dziennik budowy obecnej chatki, dziennik budowy na rozbudowę i milion innych
Sprawdzamy dokumenty istniejącej części i aaaaaaa o kurna dziennik budowy jest ale nie powinien być pusty (specem nie jestem ale jak już dom stoi to coś tam powinno być nabazgrane )
Jedziemy do gościa co ciągnie nam papierki - pada hasło: zróbmy odbiór domu to sprawa z głowy a kredyt weźniemy na remont domu i rozbudowę.
Ok. tak też robimy, w międzyczasie wywozimy trzy przyczepy ziemi tymi rencami zebrane i załadowane i to na pewno jeszcze nie koniec. Gościu robi projekt zupełnie nie taki jak chcieliśmy - wraca do poprawek - nowy terz nie uwzględnia naszych wytycznych a do tego gościu robi to miesiącami... ale nie możemy za bardzo z niego zrezygnować bo załatwia nam śliską sprawę z odbiorem domu.
Mam dosyć mija rok a ja jeszcze nie mam pozwolenia na budowę!!!
Nasze auta parkujemy już na naszej działce wyrównałem teren oraz utwardziłem miejsce pod auta - nareszcie parkuje jak mi pasuje a nie tacie!!!
JEST MOTYWACJA DO DALSZEJ PRACY
Coraz więcej śmieci ubywa z domu. Dostajemy wycene odbioru domy 3000 złotych, 300 zł kominiarz, 700 zł mapki poinwentaryzacyjne, 800 złotych odbiór energetyczny, wszystko z polecenia pana prowadzącego z hiper rabatami - myśle albo on jest poje..any z tą kwotą albo ja będę jak mu te pieniądze zapłacę.
Negocjacje w toku (albo on albo ja - nie ma alternatywy) - w końcu ustalone ceny to: 1500 odbiór, 200 złotych kominiarz (załatwiony przeze mnie ), 350 odbiór energetyczny (tez mój) 700 zł mapki.
No nie jest źle...