Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    247
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    308

Entries in this blog

tomek1950

Dziewczyny ze smiechem zaczęły odpędzać nachalnego źrebaka. On nie dawał za wygraną. Cała grupka zaczęła oddalać się od przywiązanej klaczy. Klacz od początku zaniepokojona była zachowaniem swojego dziecka. Rżała co jakiś czas przywołując małego. On jednak był głuchy na matczyne wołania. Wreszcie dziewczyny puściły się pędem w kierunku "komturii". Źrebak za nimi w radosnych podskokach, cały czas usiłując dostać się do "baru".

Patrzyliśmy na to siedząc na tarasie i zarykiwaliśmy się ze śmiechu. Wreszcie dziewczyny, zdyszane wpadły na taras. Źrebak zaczął wspinać się za nimi po schodkach. Klacz, która została na pastwisku pod lasem rżała i tupała nogami szarpiąc się na wszystkie strony. Postanowiłem wkroczyć do akcji. Pytanie jak? Próbowałem źrebakowi wytłumaczyć niestosowność takiego zachowania wobec naszych gości, ale olał mnie całkowicie. On chciał do "baru". I pchał się ze wszystkich sił. Małe to było, ale dość silne. Wiedziałem czyje to zwierzęta, zadzwoniłem więc do gospodarzy po pomoc. Przyszła córka. Oboje próbowaliśmy zagnać, przepchnąć lub wyciągnąć upartego malca, ale on zaparł się kopytkami jak osioł i nie było siły by go ruszyć.

tomek1950

Kolacja na raty, ale śniadanie to już razem, na tarasie. Wschodzące słońce, widok na łąkę przed tarasem i pobliski las. Jeśli chodzi o słońce, to ono wschodziło od mniej więcej od 6 godzin, ale to drobiazg. Łąka i las były cały czas w tym samym miejscu.

 


Po śniadaniu - czas wolny. Część dziewczyn wybrała się na spacer do pobliskiego lasu. Po jakimś czasie na drodze widzieliśmy jakieś zamieszanie. Krzyki, śmiechy. Co się dzieje?

 


Nadciągnęła pierwsza trzyosobowa grupka dziewczyn. Akurat ta grupka, a właściwie 2/3 odznaczała się... no, przyznam się, że słów mi braknie :) by to delikatnie opisać i nie zostać zbanowanym...

 


OK "Dużymi niebieskimi oczami". To się chyba teraz tak nazywa

 


Jeśli jestem w błędzie odnośnie słownictwa, proszę o info na priva

 


I ta grupka właśnie, wracając z lasu, przechodziła obok łąki na której pasła się klacz sąsiadów. Klacz, jak to klacz urodziła kilka tygodni wcześniej uroczego źrebaka. I ten kilkutygodniowy źrebak właśnie.... Ale po kolei

 


Klacz przywiązana była do palika. Źrebak hasał wolny i swobodny, ale zawsze w odległości kilku metrów od swej mamy. Co jakiś czas zaglądał do "mlecznego baru" ku wyraźnemu zadowoleniu swej mamuśki.

 


Nagle zauważył idące drogą trzy kobiety.

 


Do dziś nie jestem w stanie tego zrozumieć. Może dlatego, że nie jestem (jeszcze?) koniarzem, ale w jego źrebięcej łepetynie zaświtała myśł, że może mleczko z większego baru lepsze. Pogalopował więc na spotkanie naszych gości i wiedziony chyba instyktem zaczął całkiem trafnie ...

tomek1950

Jako mistrz przykazał, pierwszego dnia saunę do 40 stopni. Zapach świerkowego drewna w całej "komturii" można było wyczuć. Następnego ciutkę więcej, ale żeby tam posiedzieć to jeszcze zbyt mało, a na trzeci dzień goście zaczęli zjeżdżać.

 


Moja koleżanka małżonka kończyła dość sfeminizowany kierunek studiów. W jej grupie był jeden facet, ale że zdolny był niebardzo, a do tego do ksiąg zapału nie mia,ł to po krótkim czasie z hukiem ze studiów wyleciał. I co, myślicie, że ciężko mu się żyje? Jakieś tam, łatwiejsze studia skończył, ale na pierwszych stronach gazet codziennie można o nim poczytać. W politykę się bawić zaczął i choć zdolny dalej nie jest, to nie tylko posłem, ale i ministrem został. A może właśnie dlatego, że nie jest zbyt błyskotliwy? Proszę nie pytać kto to :)

 


Tak więc pod "komturię" kolejne samochody podjeżdżać zaczęły, tłok się zrobił ogromny i zastanawiać się zacząłem czy jakiejś sygnalizacji świetlnej przy wjeździe nie zainstalować.

 


Droga z Warszawy na Mazury wiedzie przez Wyszków. Od kilku lat omija się, remontowaną obecnie obwodnicą Radzymin, ale dojechanie do rondka w Wyszkowie, latem w piątek to próba nerwów. Korek na kilka kilometrów.

 


Byliśmy w kontakcie telefonicznym w jadącymi gośćmi i mogliśmy przewidzieć kto kiedy dojedzie. Ostatnia koleżanka dotarła do "komturii" dobrze po północy.

 


Kolacja, oczywiście na raty bo w takiej sytuacji nie da się wszystkich na raz przy stole usadzić, krótka rozmowa i trochę och i ach, bo od poprzedniego spotkania trochę się zmieniło i spać.

tomek1950

Termin budowy sauny był kilka razy przesuwany. A to snieg napadał, a to wykonawca się rozchorował, albo inny kataklizm uniemozliwił dojazd i wybudowanie wymarzonego przez nas przybytku. Zaczęliśmy się trochę denerwować, bo na początek maja urządzaliśmy koleżeńskie spotkanie i sauna, a właściwie pobyt w nagrzanym wnętrzu miał być kulminacyjnym punktem programu. Wreszcie pod koniec kwietnia udało się ustalić termin montażu. Wykonawca jechał z południa Polski, miałem się dosiąść w Warszawie i razem pojechać do "komturii". Obładowany elementami sauny samochód jechał jednak wolniej i wykonawca obawiał się, że nie zdąży przed zamknięciem odebrać ze sklepu zamówionego pieca, kamieni, lampy i drzwi. Pojechałem więc na Bartycką sam, odebrałem towar i czekałem pod sklepem na wykonawcę. Największym elementem były drzwi wykonane z hartowanego, przyciemnianego szkła, solidnie zapakowane wraz z futryną w wielkie tekturowe pudło wypełnione dla bezpieczeństwa styropianem. Wreszcie, już po zamknięciu sklepu, samochód dojechał. Zapakowaliśmy cały majdan do środka, odstawiłem swoją "knedliczkę" na parking i w drogę. Do komturii dojechaliśmy wieczorem. Wykonawca z pomocnikiem wzięli się ostro do roboty. Trochę im pokibicowałem, trochę pomogłem w połączeniu instalacji elektrycznej i poszedłem spać. W całym mieszkaniu było czuć zapach świerkowego drewna.

Rano ujrzałem saunę w pełnej krasie. Prawie pełnej, bo brakowało jeszcze drzwi. Do ich montażu potrzebne były trzy osoby. Dwie miały unieść ciężkie, grube, szklane drzwi z opakowania transportowego, ustawić je odpowiednio przy zamontowanej już futrynie, a trzecia osoba miała przykręcić je do zawias.

Omówiliśmy dokładnie sposób przeprowadzenia całej operacji. Ja z pomocnikiem mieliśmy ustawić drzwi we własciwy sposób, a mistrz miał z czuciem umocować je na zawiasach.

Delikatnie wyjęliśmy szybę z pudełka i ostrożnie, by w nic nie uderzyć, wnieśliśmy je do pomieszcenia gdzie stała sauna. Ustawiliśmy je w pozycji pionowej, a mistrz podszedł by przykręcić pierwszy zawias...

W tym samym momencie rozległ się głośny trzask i trzymana przez nas tafla przydymionego szkła zamieniła się w drobne okruchy.

Wszyscy zaniemówili. Dopiero widok sączącej się krwi z drobnych na szczęście skaleczeń przywrócił nam mowę. Ale o czym mieliśmy mówić. Sauna bez drzwi to jak...

Za kilka dni miało się odbyć spotkanie. Nie było możliwości by załatwić nową taflę. Na szczęście miałem jedną całą płytę GK. Wycięliśmy z niej potrzebny kawałek. Zamontowaliśmy na zawiasach i po sprawdzeniu, że piec działa odjechaliśmy z "komturii". Napisałem tylko na drzwiach flamastrem:

Sala posiedzeń

Sauna

Bastu

Bania

Za dwa dni miałem tu wrócić, stopniowo rozgrzewać saunę do coraz wyższych temperatur, a próba generalna czyli pierwsze użycie zaplanowane było na weekendowy przyjazd gości.

tomek1950

W tym własnie pomieszczeniu, kiedyś z uwagi na prażenie ziemniaków dość gorącym stanąć miała sauna czyli z rosyjska bania, a po szwedzku bastu.

 


To było nasze marzenie. Tak się złożyło, że rozkoszy przebywania w małym pomieszczeniu o temperaturze czasami przekraczającej 100 stopni zaznaliśmy jeszcze w czasach gdy o saunach w Polsce było cicho. I nie wiem czemu. Przecież podobno już król Bolesław Chrobry zażywał podobnych rozkoszy :) wraz ze swoim dworem.

 


Pomieszczenie na saunę było gotowe w styczniu. Nie jest to czas najlepszy na dojechanie do "komturii". Jak śnieg posypie, a mróz chwyci taki do 30 stopni to lepiej nie ryzykować. I tak niestety było. Śnieg, mróz i końca zimy nie widać. Głodne sarenki objadły całkiem korę z jednej, kilkuletniej jabłonki, potem posmakowały sadzonych mą ręką świerków, a na deserek schrupały końcówki gałązek sosenki. Myślałem, że sosenka na straty, bo został z niej niewielki kikut, ale ona latem odbiła, rozkrzewiła się i obecnie wygląda całkiem fajnie.

 


Firmę do budowy miałem już umówioną. Oferta, kosztorys, umowa, której warunki zaakceptowaliśmy w 100% . Z bólem serca wprawdzie, bo w kieszeniach wyczuwaliśmy płótno, a na wyciągach bankowych debet był nawet po "pierwszym". Ale żyje się raz, a marzenia, choć niektóre, trzeba spełniać nie licząc się z kosztami. A o saunie marzyliśmy oboje. Reszta rodziny też.

 


Jeśli chodzi o wymiary samej kabiny, to wartością graniczną były wymiary użytkowników. Przecież w saunie, by się w pełni zrelaksować trzeba się wyciągnąć, odprężyć.

 


Najdłuższy wymiar miał... nasz zięć: prawie 200 cm. No i wyszło z prostej kalkulacji, że kabina nie może być mniesza niż 2 m x 2 m. Na szczęście pomieszczenie pozwałało na taką wielkość. Ściany samej sauny muszą być odsunięte od ścian pomieszczenia min. 5 cm.

tomek1950

Do komturii jeździmy tak często, jak tylko się da. Oboje kochamy to nasze miejsce na ziemi. Jeździliśmy więc zimą co kilka tygodni. Pan Zenek spełnił nasze wymagania estetyczne na 5+. Z każdym naszym przyjazdem weekendowym widzieliśmy postęp prac wykonywanych z ogromną starannością i ubytek drewna, a przybytek cyferek na liczniku Energii Elektrycznej.

 


W sumie łazienka wyszła fajna. Planujemy, nie teraz bo ukradną lub zniszczą, instalację kolektorów słonecznych do podgrzewania ciepłej wody. Obecnie elektryczny baniak 80l zamontowany jest w łazience na dole. Docelowo poleci na poddasze. Mam nadzieję, że nawet zimą będzie jakiś zysk energetyczny. Połać dachu skierowana jest dokładnie na poludnie. Druga połać oczywiście na północ :)

 


Po wykafelkowaniu łazienki, łacznie z blatem, pan Zenek ułożył terakotę w pomieszczeniu w którym kiedyś prażono ziemniaki dla świnek. Pomieszczenie jest usytuaowane trochę niżej, solidne betonowe schodki komtur wylewał osobiście korzystając z pomocy syna.

 


Mogę się założyć o wszystko, nawet o komturię, że jak bomba walnie dokładnie w komturię i ją w proch obróci, to schodki pozostaną nietknięte

tomek1950

Takie jest to nasze krótkie życie. Zdzichu cieszył się razem z nami postepami prac, jednak nie było mu dane zobaczyć efektu końcowego. Obecnie zostało jeszcze sporo do zrobienia. Musimy skończyć w tym roku. Czy się uda - zobaczymy.

 


Pan Zenek przystąpił do pracy. Jednak z uwagi na to, że jego żona pracowała na pół etatu, a musiał ją dowozić do pracy i odwozić do domu jego działalność w "komturii" trwała dziennie zaledwie kilka godzin. Jednak do jakości pracy nie miałem najmniejszych zastrzeżeń. Super. Niestety mokre prace - tynki + klejenie kafelków w łazience wymagały dogrzewania. Głównym źródlem ciepła jest w "komturii" kominek wspomagany elektrycznymi matami. Drewna poszło sporo, a prądu tyle, że kolejna faktura wystawiona przez zakład energetyczny na podstawie prognozy pozwoliła mi zapomnieć o płaceniu rachunków za prąd przez wiele miesięcy. Jednak wcześniej należało opłacić tę zimową fakturę.

tomek1950

Moja "knedliczka" jako pojazd wizytowo-budowlany jest niezawodna. Czego ona juz nie wiozła. Cement, bloczki, papę, trochę mebli. drzwi, pręty zbrojeniowe i wiele innych niezbędnych przy remoncie materiałów i sprzętu. Pamiętacie przygodę z betoniarką? :) .

 


Wiozłem nią również młoda parę :) "knedliczka" ustrojona była we wstążeczki, kwiatki i laleczkę. Taki był wybór mojej córki. Miło mi było, że tak zdecydowała.

 

 


Sklejkę dowiozłem bez problemu. Przymierzyliśmy z panem Zenkiem do wymurowanych przez niego murków na których miała spocząć. Pasowała idealnie. :)

 


Schody na taras były gotowe. Zdzicha jednak nie było. Leżał w szpitalu. Te kamienne schody to była jego ostatnia praca. W kilka tygodni później przyjechaliśmy na jego pogrzeb. [']

tomek1950

Dobra, wracam do remontu "komturii". Zdzichu pracowicie dobierał kamienie, a tych ci u nas dostatek.

 


Niestety po opłaceniu materiałów, i robocizny na kredytowym koncie zaczęła wyzierać podszewka. Niestety wszystko co dobre się kończy. Oczywiście lepiej jak kończy się remont, a kasa zostaje. Niestety w naszym przypadku było odwrotnie. Wspominany tu pan Romek, każdemu moge go z czystym sumieniem polecić i wiem, ze będzie zadowolony zarówno z wykonanej pracy jak i ceny, zamontował schody na poddasze. Ładne, tylko niestety strome. Inaczej się nie dało. Poddasze ma być używane w zasadzie tylko od wielkiego dzwonu. Dziadek z żoną (komturowa jak narazie jest tylko żoną dziadka, bo następne pokolenie wyłacznie męskie :) , no może w tym roku to się zmieni. ma jeszcze jedną szansę).

 


Najważniejszą sprawą było zrobienie dużej łazienki na gotowo. No, prawie na gotowo. Podjął się najmłodszy z ekipy dekarzy, pan Zenek. miał na to całą jesień i zimę. Kafelki zostały dowiezione. Wprawdzie terakota na podłoge nie była w tym kolorze jaki sobie komturowa wymarzyła, ale innej pasującej do glazury nie udało się kupić. Trochę problemów było z blatem. Wymierzyłem najdokładniej jak się dało i w hipermarkecie budowlanym kazałem przyciąć na odpowiedni wymiar całą płytę sklejki wodoodpornej. Niektóre paski miały być szerokości 8 cm, a przepisy BHP zezwalały na cięcie min 10 cm. Dało się jednak "ugadać "Pana od piły" i dociął jak chciałem. Było to dość trudne zadanie geometruczne do rozwiązania. Z arkusza sklejki zrobić blat do łazienki tak by nie było odpadów. Udało się. Jedynym odpadem było wycięcie dziury na umywalkę. Jednak i ten odpad udało się zagospodarować. Zrobiłem z niego blat stolika dla wnuka. Pomysłowy Dobromir? :)

 


Pocięty arkusz sklejki na bagażnik i do "komturii". Pan Zenek czekał.

tomek1950

Jestem. Wróciłem z niedalekiej podróży do Szwecji. Pojechaliśmy pożegnać tam zmarłego tragicznie przyjaciela. Smutna wyprawa, a jednocześnie trochę nostalgiczna. Zarówno moja żona jak i ja byliśmy w Szwecji wielokrotnie. Znamy Sztokholm. Chodziliśmy tymi samymi ulicami co przed laty. Te same, a jednak inne.

 


No ale to forum budowlane więc kilka słów o budownictwie. Mieliśmy tym razem odwiedzić dwa domy, jeden stary stuletni wyremontowany kilkanaście lat przez naszego zmarłego przyjaciela, drugi znacznie nowszy. Byliśmy też w mieszkaniu w bloku. Takie niewielkie osiedle w Uppsala. Kilka wieżowców po 8 pięter, kilka 2-piuętrowych domów.

 


Domy przeważnie buduje się w skandynawii w technologii szkieletowej. Czasami są to elementy prefabrykowane i taki dom powstaje w kilka dni. Bryła budynku jest prosta, zwarta. Dach przeważnie 2 spadowy, czasami jakies okno połaciowe. Ciekawostka, większość domów jest podpiwniczona. Może nie jest to piwnica w naszym rozumieniu, bo warstwa ziemi jest przeważnie dość cienka, a pod spodem skała, ale w tej najniższej kondygnacji są wszystkie pomieszczenia techniczne, jak pralnia, kotłownia ze zbiornikiem na olej, spiżarnia, sauna, pomieszczenie rekreacyjne, szafy na ubrania, czasami pokój

 


telewizyjny i pokój gościnny z łazienką.

 


Domy nie są duże. 150 m + oczywiście drugie tyle w "piwnicy". Dobrze ocieplone. Z uwagi na dbałość Szwedów o ekologię opłacalne jest instalowanie pomp ciepła. Są jakies dopłaty.

 


A moje wrażenia? Sporo jeździłem tym razem samochodem. W mieście 50 km/h obok szkół od poniedziałku do piątku od 7 do 18 - 30 km/h. I wszyscy tak jadą. Nie ma wyścigów, rozpędzania pieszych. Pieszy na jezdni jest "świętą krową".

 


Trochę nudno, ale łatwo się jeździ. :)

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Zorientowałem się, że ekipę "ocieplaczy" trzeba pilnować na każdym kroku. Im zależało na błyskawicznym "odwaleniu" a jak, to już nie istotne.

Zaczęli od zbicia tynku. Robota nawet się im podobała. Robili zawody, kto jednym uderzeniem lub podważeniem zwali większy kawał. Długo to nie trwało. Koło południa po tynku na ścianach nie było śladu.

Chłopcy chcieli przystąpić natychmiast do klejenia styropianu.

STOP. Proszę oczyścić najpierw ściany z resztek zaprawy i zagruntować. Oj, nie byli zadowoleni. "Panie, my zawsze tak robimy i jest dobrze". A ja sobie tak życzę, odpowiedziałem. Zrobili, z moją i syna pomocą. Bardzo przydatny do opryskania ścian gruntem był ogrodowy opryskiwacz. Była to jego pierwsza "praca". Prawdę powiedziawszy to ściany z zapałem opryskał mój syn. Wiedziałem, że porządnie to zrobi i nie muszę go pilnować.

Cieszyłem się, że dom będzie ocieplony. Ściany niby grube, ale cegła, albo glina. Akumulację mają dobrą, jednak przenikalność również. Grubość ocieplenia - 20 cm styropianu. W końcu to Polska Syberia i trzydzieści stopni mrozu to żaden wyjątek. Zdzichu rozpoczął murowanie schodów na taras. Materiałem miały być kamienie, których na działce mam dużo. Ciężka praca. Trzeba dobrać kamienie tak, by powierzchnia była w miarę płaska. Chciałem kupić specjalną zaprawę do murowania kamieni, ale Zdzichu zaprotestował. Zrobię własną. Będzie lepsza. Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłem i... minęło od tego czasu kilka lat, a kamienie trzymają się jak należy. Żaden ani drgnie.

 

 

PS Prawdopodobnie przez kilkanaście najbliższych dni będę nieobecny na forum. Proszę o wybaczenie. Sprawy rodzinne.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Przed domem zobaczyłem niedużą ciężarówkę z zaprzyjaźnionej hurtowni budowlanej w której robiłem większość zakupów. Obok znanego mi kierowcy stało trzech młodych ludzi. Przywiozłem ekipę do ocieplania domu oznajmił na powitanie kierowca. Chłopaki zaczęli wyładowywać z samochodu przywiezione materiały oraz narzędzia. Najciekawsza była ogromna wiertarka z zamocowanym mieszadłem. Pamiętała chyba czasy wojny koreańskiej.

 


Ekipa "ocieplaczy" była wesoła, by nie powiedzieć wesołkowata. W zasadzie jeden z nich potrafił układac ocieplenie. Pozostali pełnili funkcje pomocnicze. PPP. Przynieś, Podaj, Pozamiataj. No może dwa P. Nie pamietam by zamiatali, ale może moja pamięć na starość słabnie

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Zamówione kafelki faktycznie były za dwa dni. Miły pan zadzwonił, podjechałem do sklepiku i załadowałem do "knedliczki" (Felicja combi) i potoczyłem sie do "komturii". Oczywiście musiałem najpierw zapłacić jednak cena była znacznie niższa niż w pobliskim hipermarkecie budowlanym.

 


Przypłaszczona do drogi, ciężarem kafelków, "knedliczka" dojechała bez problemów.

 


Był piątek wieczór, darowałem sobie rozładunek i wmocniwszy się "tatafruitem" poszedłem spać. Rano znów obudziły mnie głosy Przecież tego "tatafruita" nie było dużo Przez zaspaną głowe przebiuegła myśł. Raptem dwie puszki.

 


Spojrzałem na zegarek dochodziła ósma.

 


Tak jak stałem, a własciwie spałem, wyskoczyłem z łóżka, a konkretnie z położonego na podłodze materaca.

 


Uzbrojony w solidny kij uchyliłem drzwi by zobaczyć kto zacz...

 

 


cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Duża łazienka została skończona w stanie surowym. Były tynki, wylewka i sterczące ze ścian rury. W pokoju stała wanna, umywalka elegancki, kupiony w promocji, wiszący kibelek i cała armatura. Zastanawiałem się nawet, czy zainstalowanie wanny w sypialni to nie jest dobre rozwiązanie. Z wanny bezpośrednio do łóżka, z łóżka do wanny - chodzić nie trzeba. Przyszła jednak pewna refleksja, na starość to człowieka podobno reumatyzmy jakieś łamią, a wanna z wodą w sypialni to wilgoć...

Postanowiłem, że jednak wanna stanie w łazience. Pod oknem, z widokiem na pobliski las. Jeden z dekarzy, technik budowlany, podjął się wykończenia łazienki. Miał wszystko podłączyć, ustawić na swoim miejscu, a nawet ułożyć glazurę i terakotę. Również zobowiązał się ułożyć terakotę w pomieszczeniu gdzie kiedyś miała stanąć sauna.

Terakoty jednak nie było. To znaczy była w sklepach. Objechaliśmy z żoną pobliskie składy, ale to co tam się znajdowało odbiegało wyglądem od tego co chcieliśmy mieć na ścianach i oglądać być może przez długie lata.

Zapadła decyzja, że wszystkie kafelki i fugę kupimy w Warszawie.

Szukanie kafelków w Warszawie to był ciężki egzamin dla kolana komturowej.

Wybór wielki, by nie powiedzieć olbrzymi. Jednak nie mogliśmy znaleźć takich które pasowały by do "komturii". Kolejne markety budowlane, składy i sklepy z glazurą i nic. I wreszcie w jednym z marketów jest to co spodobało się komturowej. Cena tylko trochę zbyt wysoka mimo, że tekafelki są w promocji. Zastanawiamy się... i szukamy dalej. Szukajcie, a znajdziecie. Mały sklepik, a właściwie kantorek z próbkami glazury na przedmieściach Warszawy. Cena znacznie niższa. Chcemy kupić. Nie ma. Sprzedawca musi zamówić u producenta. Będą za dwa dni. Płacimy zaliczkę i jedziemy do domu. Trzeba jeszcze kupić pasującą terakotę. Z powodu zmęczenia odkładamy zakup terakoty na inny termin.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Prace posuwały się dość szybko. Przestojów nie było, a pogoda dopisywała. Wspominany pan Romek wymienił dechy na górze obory, przy okazji usunąl dużą ilość starego siana. Na górze obory powstało olbrzymie 80 metrowe pomieszczenie. Trzeba by tylko ocieplić dach, bo jak słoneczko przygrzewa to jest ogromie gorąco. Taka wielka sala. Może by zrobić tam jakąś impezkę? Tylko wejście nieciekawe bo po drabinie. Wejść to się da, ale ewakuacja po imprezce może być problemem

 


Oczywiście musiałem wrócić do pracy. Dojeżdżałem tylko praktycznie w każdy weekend. Dowieziono z hurtowni wannę. Nie będę ukrywał dużą. Nareszcie będę mógł się wyciągnąć, bo w mieszkaniu warszawskim jest maleńka 1,4 m. Od ściany do ściany.No i wspólna kąpiel stanie się możliwa na stare lata. A jaka oszczędność wody. Miałem tylko obawy, czy gorącej wody z boilera 80 l starczy by ją zapełnić. Pożyjemy, zobaczymy. W małej łazience zawisła nowa, trochę mniejsza umywalka i zamontowana została bateria termostatyczna. Również wymieniłem na termostatyczną baterię przy prysznicu. Fajnie działa. Dopóki jest w boilerze gorąca woda, temperatura tego co leci z prysznica jest stała. Nie trzeba co chwila kręcić kurkami. Innym gadżetem jest słuchawka z przyciskiem. Woda leci dopiero wtedy gdy się przyciśnie guzik. Daje to dużą oszczędność wody i szamba.

 


Parnikowe pomieszczenie dostało nowe tynki. Zastanawialiśmy się nad kupnem sauny. Musiała być duża. Rodzina liczna, grono znajomych duże, a w rodzinie jest jeden prawie dwumetrowiec. Jeszcze tylko podłogę wyłożyć kafelkami, dociągnąć prąd (3 fazy). Dociągnięcie kabla wziąłem na siebie. Starannie wymierzyłem potrzebną długość kabla. To co miałem było zbyt krótkie. Kilka metrów musiałem dokupić. Kupiłem ile mi wyszło s pomiaru + 1 m na wszelki wypadek. Najwyżej się skróci.

 


cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Drzwi przyjechały po kilku dniach, tak jak to było umówione. Przywiozła je ekipa monterów. Ojciec i syn. Pracowali po cichu, prawie się nieodzywając. Wymagań żadnych nie mieli. Nawet odmówili kawy lub herbaty. Jednego dnia zamontowali drzwi wejściowe, drugiego drzwi na taras. Piękne to te drzwi nie są, ale wyglądają na solidne. Jak dotychczas "testowane" nie były. I oby tak dalej.

Do najpilniejszych prac do wykonania pozostała duża łazienka, gabinecik, ocieplenie, dokończenie tarasu, podest przed wejściem, podłoga na górze, sporo prac w wiatrołapie, dokończenie instalacji elektrycznej wew. i wiele innych drobnych prac.

Chciałem by ekipy zrobiły jak najwięcej. Z elektryką wiedziałem, że sobie poradzę, jak równiez z wieloma drobnymi pracami.

Zamówiony w kwietniu styropian przyjechał. Gorzej było z kotwami. Były kupione i ... zniknęły. Poszukiwania nie dawały rezultatu. Podobnie było z ekipą która miała to wykonać.

Pomału zaczęla nabierać kształtu łazienka. Pojawiły się rurki do ciepłej i zimnej wody. Na ścianie na solidnych prętach przechodzących przez ścianę na wylot zawisł kupiony w kwietniu boiler.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Jakoś nie mogę oderwać się od problemów z kolanem komturowej zamiast pisać o remoncie. No niestety to kolano mocno dało się nam we znaki i do dzis jest tematem równie często poruszanym w rodzinie jak sprawy związane z "komturią".

 


Pokrycie dachu to był tylko jeden etap zaplanowanych prac na które wzięty był kredyt. Ekipa powoli kończyła. Nowe kominy prezentowały się świetnie. Na górze Zdzichu postawił sciankę, wmontował drzwi i były dwa spore pokoje.

 


Z ekipą od dachu umówiłem się, że zrobią jeszcze łazienkę (drugą większą, z wanną).

 


Ściany wewnętrzne zrobione były z niewypalanych cegieł. Łazienka miała powstać w części dawnej kuchni. W pomieszczeniu tym były dwa otwory drzwiowe. Jeden należało zamurować. Ale jak przymurować ceglę zaprawą do gliny? Prosciej było rozebrać ten kawałek ściany i wymurować porządnie na nowo całość. Jak się powiedziało tak i Zdzichu zrobił. Oczywiście by ocieplić podłoge należało wybrać ziemię. W tych pomieszczeniach podłoga była ze słabego, kruszącego się betonu, pod spodem były polne kamienie, a pod nimi dość gruba warstwa tłuczonego szkła I żadnych skarbów.

 


Podczas pobytu w Warszawie zakupiłem kibelek.. Był dużo tańszy niż w okolicznych sklepach. Również w Warszawie zakupiłem drzwi antywłamaniowe. Nie są piękne, ale nie na urodzie polega ich funkcja. Odbiór drzwi i ekipa montażowa miały być z Olsztyna. Zaliczyłem więc wycieczkę do miasta w którym byłem kiedyś na koloniach. Nawet trudno powiedzieć, że to wycieczka sentymentalna. Z tamtego pobytu pamiętam tylko duże boisko szkolne na którym odbywały się poranne i wieczorne apele.

 


Tomek, wracaj do remontu! To ja siebie przywołuję do porządku.

 


W porządku, wracam.

 


c.d.n.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Rozpisałem sie o tematach pobocznych,a budowa stoi. No nie nie stoi praca, wprawdzie z małymi przerwami posuwała się dalej. Czasem dekarze znikali do innej roboty, czasami Zdzichu troche niedomagał, ale było do przodu. Majka jak pisałem wyjechała do Warszawy i zaczęła od konsultacji u warszawskich ortopedów. Co jeden to inna diagnoza i inna terapia.

Wszyscy jednak zalecili szybkie zdjęcie plastikowego gipsu i założenie usztywniającego aparatu. Oczywiście za nasze pieniądze. Aparacik bardzo zgrabny, dopasowany unieruchamiał całą nogę jak gips, ale można się było podrapać. Cena około 700 zł. Opieka zdrowotna jest... No dobra była jak jej nie było.

Kolejni specjaliści od nóg, a własciwie od kolan, a więzadeł w szczgólności zalecali: zostawić tak jak jest i rehabilitować, operować przykręcając specjalnymi śrubkami więzadła do kości, wykonać autotransplantację i rekonstrukcję więzadeł wykorzystując do tego celu kawałek ścięgna pobranego z uda. Również sam sposób przeprowadzenia ewentualnej operacji był różny.

Ja dzięki koleżance która mnie zastępowała w pracy siedziałem w komturii nadzorując prace. Wpadałem tylko od czasu do czasu do Warszawy by podpisać jakieś papiery, przelewy, albo załatwić coś czego ona nie była w stanie.

Z materiałami nie było problemu. Dowożono na telefon. Rozliczałem sie co kilka dni. Tylko stan konta się zmniejszał. Pogoda dopisywała.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Ten rok który minął jakiś złosliwy był. Wczoraj wieczorem opisałem jeszcze jeden sylwestrowy pobyt w "komturii" i nim zdążyłem wysłać wszystko zniknęło

 


Spróbuję napisać raz jeszcze.

 


Było to kilka lat temu. Pogoda podobna do obecnej, temperatura dodatnia, śniegu zero. Przywiezione narty biegówki stały smutno w kącie. Poszliśmy na spacer. Droga od naszej chałupy prowadzi w jedną stronę do wsi, w drugą do lasu. Oczywiście wybraliśmy kierunek las. Szliśmy ścieżkami znanymi z wcześniejszych spacerów, z moich wypraw na grzyby czy podchodów z aparatem by "ustrzelić" jakieś zwierzę. Las o kazdej porze roku wygląda inaczej.

 


Wiosną gdy zaczynają zielenić się liście i przyroda budzi się do życia jest jest pełen śpiewu ptaków budujących gniazda. Latem ospały w upalne dni, jesienią pomalowany złotem, brązem i czerwienią liści a ziemia przyozdobiona jest grzybami. Pięknie wyglądają czerwone muchomory rosnące często gromadnie, brązowe olszówki, pomarańczowe wełnianki, że o tych jadalnych borowikach, koźlakach innych smakowitościach nie wspomnę. Śnieżna zima to czas przyglądania się śladom na śniegu. Tropy zająca, dzika, sarny albo łosia krzyżują się ze sobą, wylądają jak drogi wyrysowane na wielkiej białej mapie. Ale sniegu nie było. Szliśmy powoli rozmawiając. Nagle Majka stanęła pokazując coś żółtego na środku dróżki. Zaniemówiłem. "Rodzinka" kurek. 30 grudnia. Było tego sporo. Zebtaliśmy je i na sylwestrowe śniadanie była jajecznica z kurkami. Pycha.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Innego roku, zaprosiliśmy do nas osiadłego na stałe Niemca - emerytowanego lekarza, który zamieszkał w naszym sąsiedztwie. Był sam. Zaproszenie przyjął z widoczną radością. Milej witać Nowy Rok w towarzystwie, a nie w samotności.

Przeważnie jednak jesteśmy sami. Cisza jaka nas otacza sprzyja zadumie. Zadumie nad przemijającym rokiem, rozważaniu planów na przyszłość, snuciu marzeń. A jak wybije północ to obie komórki milkną i wyświetla się komunikat, że sieć jest przepełniona.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Ponieważ komputer zawiesza się obecnie co kilkanaście minut spróbuję opisać te nasze Święta i Sylwestry w "komturii". Właściwie każdego roku w pierwszy dzień świąt jedziemy na Mazury i siedzimy tak długo jak tylko możemy. To znaczy tak długo, jak mamy wolne.

Oczywiście pierwszy dzień pobytu ogranicza się głównie do grzania chałupy, bo temperatura wewnątrz jest równa tej na dworze. Ale wkrótce robi się miłe ciepełko, mozna zdjąć kurtki, następnie swetry, a po kilku godzinach temperatura stabilizuje się na poziomie 20 stopni. Grube ściany są jednak często przemarznięte i grzać trzeba ostro nadal.

Jeden z Sylwestrów spędziliśmy u miejscowych sąsiadów. Było szalenie sympatycznie, kameralnie. Jedno wino + jedna butelka bąbelków na 4 osoby. A powrót do naszej "komturii"? Księżyc w pełni, śnieg skrzący się pod nogami i skrzypiący przy każdym kroku. Sarna przebiegająca obok. Tego w mieście się nie zobaczy. Tylko przez te kilka godzin w chałupie trochę się ochłodziło.

cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

No i zaczęły się problemy z komputerami. Nie, nie wtedy, tylko teraz. Jeden wylądował w naprawie i nie wiadomo co mu dolega, nawet serwis nie jest w stanie się od niego dowiedzieć. Zaniosę go chyba do weterynarza, a nie do service komputerowego. Dlaczego? Weterynarz to taki lekarz, któremu pacjent nie mówi co i gdzie go boli, a jak mi mówiła kiedyś pani weterynarz co przed wojną była jedynym w Polsce weterynarzem pułkowym u ułanów, czasami musiała leczyć mieszkańców wiosek gdzie stawał pułk. Oficerowie na kwatery, ułani do stodoły, a lekarz i weterynarz pułkowy na obchód wsi.

 


Drugi komputer tez niedomaga i zawiesza się co kilka minut. Wprawdzie doraźna kuracja: penicylina, aspiryna, szczepionki, zamawianie, kadzidełka i przemawianie do ambicji zawodowych trochę pomogły, to jednak się dziad zawiesza nad zwyczaj skutecznie, tak że wciśnięcie świętej, komputerowej trójcy nie pomaga. A robi to nad wyraz często. tak często, że nie byłem w stanie napisać dwóch zdań.

 


A chciałem z okazji świąt i Sylwestra napisać kilka zdań o świętach i Sylwestrach spędzonych w "komturii"

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Mimo, że ekipy nie należały do najsolidniejszych, to jednak prace, choć powoli posuwały się do przodu. Zdzichu remontował dawne pomieszczenie parnika do ziemniaków. W jakiejś nieokreślonej przyszłości miała tam być postawiona sauna. Nasze marzenie od lat. Trochę luksusu ponad stan.

Dekarze pojawili się po kilku dniach jak gdyby nigdy nic. Znów skakali po dachu jak wiewiórki i przez cały dzień słychać było stukanie młotków. Dni były bardzo upalne, południowa połać dachu rozgrzewała się nieprawdopodobnie. Zacząłem zastanawiać się, czy nie wykorzystać tego darmowego ciepła do podgrzewania wody. Z tego co znalazłem na forum i w innych opracowaniach wynika jednak, że taka inwestycja w zasadzie nigdy się nie zwróci. Jednak energia będzie drożeć, a darmowe podgrzewanie wody obniży koszty eksploatacji. Ponieważ na emeryturze zamierzamy osiąść w "komturii" na stałe to perspektywa zmniejszenia wydatków wydaje się być jednak interesująca. Z uwagi jednak na ograniczoną ilość środków płatniczych ta inwestycja została jak dotychczas skreślona. Poczekamy, zobaczymy.

Odwiedzili nas znajomi. Siedząc wieczorami na tarasie dyskutowaliśmy często o remoncie. Padł pomysł ułozenia pod blachodachówką miedzianej rury w której krążyłaby ciecz ogrzewająca wodę. Jednak koszt takiej miedzianej rury poprowadzonej między łatami na południowej połaci dachu był równy cenie kolektorów, a efekt grzewczy niewiadomy.

Oczywiście rozmowy często "schodziły" na nogę Komturowej, a własciwie co dalej. Komturowa nauczyła się dość sprawnie chodzić używając kul, Tylko wchodzenie do domu po dość prymitywnych (prowizorycznych) schodkach sprawiało problem. Postanowiliśmy, że dalsze leczenie i rehabilitacja bedzie w Warszawie. Tym razem problemów z transportem nie było. Znajomi którzy nas odwiedzili przyjechali baaaardzo dużym samochodem.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...