Zima minęła, nadeszła wiosna. Pamiętając co się stało z jedną warstwą papy przy silniejszym wietrze postanowiliśmy wzmocnić pokrycie dachu drugą warstwą. Oczywiście problemem było znalezienie wykonawcy. Z poprzednich nie chciałem korzystać. Jednak teraz byliśmy w znacznie lepszej sytuacji. Nasze wielokrotne przyjazdy, zakupy w sklepach, wizyty na poczcie pozwoliły nam poznać miejscowych. My też byliśmy znani. Rozpuściliśmy wiadomości w zaprzyjaźnionych sklepach że szukamy dekarza i po paru dniach dekarz był. Młody sympatyczny chłopak. Wprawdzie pracował ostatnio jako kierowca miał dobrą opinię klienta któremu jakiś czas wcześniej ułożył na dachu dachówki. Obejrzał dach, powiedział ile papy, lepiku, gwoździ i podkładek potrzeba i podał niewygórowaną cenę. Do pracy miał się stawić w sobotę po 13, a skończyć w niedzielę, o ile żona mu pozwoli w dzień świątecny pracować. Do pokrycia było około 170 m dwuspadowego dachu.
Wszystkie potrzebne materiały zakupiłem i przywiozłem oczywiście na raty swoim samochodem. Byliśmy ciekawi czy wykonawca się stawi i czy wykona pracę w tak krótkim czasie. Pracować miał sam. Ja z synem mieliśmy tylko pomagać.
Przyjechał punktualnie i od razu zabrał się do pracy. Po dość stromym dachu (pochylenie połaci 45 stopni) biegał jak wiewiórka. Robota rzeczywiście paliła mu się w rękach. Z politowaniem patrzył na dach w kształcie śmigła - efekt pracy poprzednich ekip. Pogoda była dobra, bez wiatru, dość ciepło, ale nie upalnie.
W niedzię też się stawił. Żona pozwoliła, bo mieli jakiś pilny, nieplanowany wydatek. Późnym popołudniem skończył. Dobra robota.
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 490 wyświetleń