Bajka z morałem, czyli jak walczyłem z Zakładem Energetycznym.
Udało się. Wychodzi na to, że będę miał prąd. Ale po kolei…
Może komuś się przyda.
Prolog. Na działce stoi biała skrzynka, w środku są jakieś kable, w międzyczasie ją rozwalono i rozkradziono środek. Z papierów dysponuję aneksem do Umowy z ZE spisanym przez poprzedniego właściciela. Dzwonię do ZE i rozmawiam z panem X z Biura Obsługi Klienta (BOK). Skutek. Nie ma żadnej umowy, nic nie mają w bazie, mam przyjść i złożyć wniosek o warunki. Idzie żona. Przemiły Pan ( chyba też X) mówi, że trzeba zrobić to i to. Potem idę ja , upewniam się ,że mam zapłacić 1000 PLN opłaty przyłączeniowej i na pewno nie płacę za to, za co zapłacił poprzedni właściciel. NIE.
Spotykam się z elektrykiem – ile? 2000. Dużo - mówię, zastanowię się. Spotykam się z drugim – 1600. W tym samym czasie wiadomość na komórce zostawia pierwszy – sprawdził ceny w hurtowni cena się zmienia na 1500. Coraz lepiej.
Zmiana opcji – chce tylko prąd budowlany – ceny wynoszą od 600 do 1000. Tzn pierwszy mówi, że 600, więc się zgadzam. Niestety dzwoni za 2 tygodnie i mówi: mam 2 wiadomosci, dobrą i złą. Dobra – mam nowe warunki, zła – nie robię tego, bo nie jestem instytucją charytatywną ( a sam proponował cenę).
W międzyczasie idę ponownie do ZE ( m. in. Na skutek lektury forum). Ponownie wita mnie pan X. Pytam – czy na pewno mam płacić opłatę przyłączeniową? I co, EUREKA, pan zmienia zdanie i bąka coś o podaniu. Piszę, czas oczekiwania na odpowiedź – 2 tygodnie ( wg Pana X to podanie od razu idzie do centrali)
Dzwonie za 2 tygodnie – proszę zadzwonić za tydzień, bo dyrektor na urlopie- słyszę. Dzwonię za 3 dni – jeszcze trochę potrwa bo chyba musimy wysłać do centrali – przecież od razu mieli wysłać. Czekam jeszcze miesiąc, w międzyczasie szykuje się na batalię obdzwaniając URE, Centralę i kogo się da. W końcu słyszę, że podanie wyszło do centrali – ale w centrali twierdzą , że nie doszło. PO około 20 telefonach sam to przesyłam faksem i coś zaczyna się dziać. Skutek jest taki, że po ponad dwóch miesiącach nie muszę jednak płacić opłaty przyłączeniowej, gdyż zostanie na mnie przepisana umowa poprzedniego właściciela ( jednak się znalazła). Jeszcze tylko kilkukrotna wizyta u obu dyrektorów i około 20 telefonów i finalnie idę złożyć podpis pod drukiem. Znowu problem, Kamil zamiast Emil i brak jakiegoś zdania. Czekam dwie godziny ( a za 3 miałem być w Gliwicach).
Byłbym zapomniał, nowy elektryk zrobi robotę za 600, choć próbował wyciągnąć więcej, mówiąc, że jak chce szybciej, to on zapłaci 100 komu trzeba. Komu , pytam i straszę wszystkimi dyrektorami. Pomaga mi asystentka, która akurat wychodzi do nas na korytarz i obiecuje elektrykowi, że popchnie gdzie trzeba.
Morał
PO pierwsze nie wierzyć urzędnikom – zapytać dwóch i pójść jeszcze do przełożonego.
Po drugie – wszyscy fachowcy (jak na razie przynajmniej elektrycy) chcą nas orżnąć – na mniejszą lub większą kwotę.
Powinienem się cieszyć, że zaoszczędziłem w najgorszym razie jakieś 1000 PLN. A tak naprawdę to nie opuszcza mnie złość.