Doświadczenia z kosiarkami. Na pewno uczą. A w naszym przypadku okazały się, niestety, kosztowne.
Na początku skusiliśmy się na kosiarkę elektryczną. Powody:
1) hałasuje mniej niż spalinowa
2) nie wydala spalin (nie śmierdzi)
3) nie wymaga dodatkowych zabiegów (tankowanie, wymiana oleju, przeglądy silnika, etc.)
4) jest lżejsza
5) jest "idealna" do małych trawników (poniżej 600 mkw, a u nas jest 480 mkw)
6) ...
Dużo tych powodów. Do tego wybraliśmy model bez kosza, a wyłącznie z opcją mulczowania. Dla niewtajemniczonych: mulczowanie polega w skrócie na tym, że kosiarka rozdrabnia ściętą trawę na drobne kawałeczki i rozrzuca po trawniku. Te kawałeczki trawy szybko ulegają rozkładowi i stanowią dodatkowy nawóz dla rosnącej trawy. Proste :)
Kosiarka potrafi "mulczować" dzięki odpowiedniemu profilowi obudowy i noża. Model kosiarki, którą wybraliśmy, wyglądał tak:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/cdfe16ace6bfe531.html" rel="external nofollow">http://images43.fotosik.pl/10/cdfe16ace6bfe531m.jpg
Niedługo trwała nasza radość... Mulczowanie sprawdziło się w 100%.
Problemem okazał się... KABEL ZASILAJĄCY. Gimnastyka, którą trzeba wyczyniać przekładając kabel, uważając żeby go nie przeciąć, zmieniając gniazdka - to istna tortura. Nie dość, że człowiek non stop patrzy, czy nie przetnie kabla, to jeszcze wydłuża się koszenie pewnie dwukrotnie.
Powiedzieliśmy sobie dość i zdecydowaliśmy się zmienić kosiarkę na spalinową. Koniecznie z opcją mulczowania.
Nasz wybór padł na taką kosiareczkę (najtańsza spalinówka w ofercie tego producenta):
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d1248f6b37e50842.html" rel="external nofollow">http://images37.fotosik.pl/10/d1248f6b37e50842m.jpg
Powody:
1) nie ma kabla - więc koszenie jest szybsze i nie wymaga uważania na kabel
2) można kosić mokrą trawę
3) waży i kosztuje tyle samo, co elektryczna
4) obsługa silnika jest banalnie prosta
5) oprócz opcji mulczowania ma możliwość wyrzucania ściętej trawy do kosza (b. przydatne, kiedy trzeba kosić po dłuższej przerwie i trawa wyrosła wysoko)
Efekty: przy pierwszym koszeniu skróciłem czas o 30 minut... Bez kabla = bez kłopotu.
Elektrycznym kosiarkom mówię stanowcze NIE!