w połowie lutego nastąpiły u nas ferie zimowe, ktore bez jakichkolwiek wcześniejszych planów okazały się zupełnie wyjątkowymi feriami
było łóżko, była kuchnia, było ciepło, były krany i wanna ale brakowało ciepłej wody. Pomyślałam, ze fajnie byłoby posiedzieć na wsi kilka dni, ale jeździć codziennie do bloku na mycie to bez sensu... a nie podłączaliśmy do tej pory bojlera bo stoi on w pomieszczeniu na górze, za łazienką dzieci która czeka wraz z tą pralnią z bojlerem na zrobienie. I tak stał sobie ten bojler bezużyteczny juz z 1,5 roku chyba. Czekaliśmy na płytkarza ale ciągle termin się przesuwał w koncu zapowiedział się, ze przyjdzie pod koniec ferii. W sobotę 13. około północy, po imprezie wpadłam na szalony pomysł ze po co tyle czekać, trza bojler podłączyć i się umyć wreszcie u siebie
Ale sprawa łatwa nie była, doświadczenia brakowało, podłączyliśmy wszystkie wyprowadzone kiedyś rurki do bojlera, odkręciliśmy zawory, bojler napełnił się zimną wodą ale na tym koniec, temperatura stała w miejscu a pompka nie chciała chodzić. Przypomniało mi się, ze jak nam się kiedyś zacięła pompka od cenralnego to hydraulik kazał odkręcić w niej srubke i "popukać" w ten otwór śrubokrętem i młotkiem bo mogło coś tam przyblokować. Co uczyniłam, dobrze ze nie mamy sąsiadów w pionie bo by mnie zgłosili na policje za zagłuszanie ciszy nocnej po pukanie to to nie było . Jednak walenie w pompkę też nie pomogło bo woda nie ruszyła. No to kolejny pomysł- to musi być coś w kotłowni przy piecu pewnie zakręcone w obiegu, poszliśmy przez zaspy do kotłowni, pooglądaliśmy piec od tyłu i Azymut stwierdził, że tam na dole jest jakiś zawór zakręcony, to nic że niebieski ale to na pewno on. Żeby nie było na niego kazał odkręcić mi. Odkręciłam, chwile postaliśmy, popatrzyliśmy ale nic się nie zadziało więc poszliśmy spowrotem do domu czy tam coś nie zaszumiało w rurach. W ciągu całego tego zamieszania nie wiem czemu ale temperatura na piecu wzrosła do 84 stopni, dziwne bo niczego w ustawieniach ani na grzejnikach nie zmienialiśmy... Połaziliśmy w domu od kranów do rozdzielni, na gore do bojlera i dalej do kranów ale wciąż nic, wody jak nie było tak nie było a zbliżała się chyba 1 w nocy, poszłam raz jeszcze do kotłowni przez zaspy zobaczyć co tam słychać na piecu bo bałam się, ze się zagotuje. Otwieram drzwi, wchodzę a tam... woda po kostki wylewa się przez próg prawdziwa powódź była . Prędko dobrnęłam do odkręconego niebieskiego zaworu za piecem bo woda (ale zimna) leciała ciurkiem z tego awaryjnego wylotu z naczynia wzbiorczego
Sprzątanie po powodzi trwało chwilę bo musialam szczotką wyrzucać ją najpierw z kotłowni a później z letniej kuchni, sporo tego było. Juz byłam poddana, a kiedy sprzątalam Azymut przysiadł w domu z instrukcją od pieca i sterownika. Wszystko z bojlerem i piecem było dokładnie tak jak w opisie, nie zaglądaliśmy jeszcze tylko do sterownika. No to zajrzeliśmy... i okazało się, że wszystko było pięknie ustawione tylko nie załączone, wystarczyło uruchomić obieg jednym przyciskiem... rury zaszumiały pompka ruszyła i o 2 w walentynki już mogliśmy zażywać kąpieli we własnej wannie
Z drugiej strony tak pięknego gruntownego sprzątania kotłowni i letniaka pewnie z własnej woli w środku zimy bym nie wykonała
A kolejne 14 dni ferii upłynęło powoli i leniwie na delektowaniu się przestrzenią, ciszą i spokojem, z relaksami w wannie po kilkuletnim korzystaniu jedynie z prysznica czułam się jak na wakacjach w spa , do tego prawie codziennie piekliśmy chlebek, odwiedzali nas różni znajomi a moje najmłodsze nagle zaczęło wydłużać sobie nocny sen tak, że w ciągu kilku nocy przestawiła się z jedzenia co 3 godziny na tryb wielogodzinnego odpoczynku, zasypiała ok 22 i budziła się o 7-8 na jedzonko po czym zasypiała na kolejne 2 godzinki. Także Wasze modły Drogie Koleżanki zostały wreszcie po 2 miechach wysłuchane... (za co dziękuję)
No, wakacje były na całego