Moja Oliwia
Przez Missia,
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 1 740 wyświetleń
Przez Missia,
Przez Missia,
Dzisiaj przyszedł hydraulik, a ja siedzę w pracy i pot po mnie spływa na samą myśl co może wyjść nie tak (np. karolyfer w szafce pod zlewem w kuchni). I oczami wyobrażni widzę te bruzdy w ścianach i w naszym świeżutkim, pieknym tynku. Hydraulik się uparł, że przyjdzie dopiero po wykonaniu przez nas tynków. A teraz wydzwania do mnie co 10 minut z zapytaniem czy może rozkuć kawałek ściany.
Najbardziej martwią mnie jednak okna... czy aby się nie rozeschną. Ponieważ zamontowaliśmy okna drewniane tuż po wtykonaniu tynków gipsowych, które teraz wysychaja. Dzięki Bogu, jest ładna pogoda, bo domu niczym nie ogrzewamy - zastosowaliśmy wietrzenie. Wkład kominkowy zakupiliśmy ledwie w sobotę.
A po hydrauliku czekaja nas jeszcze betonowe wylewki.
Przez Missia,
Przez Missia,
Uff, dostaliśmy kredyt z banku PKO SA. Pani która nas obsługiwała jest wspaniała ... cierpliwie czekała na cały stos dokumentów.
Będziemy mieli kominek....
Zapłacimy elektrykom... hurtowniom, które nas kredytowały przez kilka tygodni.
Przez Missia,
Chwilowo mamy kolejna wymuszoną przerwę w budowaniu. Przyczyna prozaiczna: pieniądze. Czekamy na kredyt. Muszę z dumą stwierdzic, że dotąd, udało nam się wybudować stan zamkniety za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kawalerki w Warszawie (29 m2)+ dwie niewielka kwota z książeczek mieszkaniowych + drobna pomoc rodziców. Ale jest ciężko - już nie pamiętam kiedy kupiłam sobie jakiegoś łacha. Jedyną rozrzutnością na jaką pozwoliliśmy sobie w czasie trwania budowy to zakup Nowofunlanda. Daltego mamy już dosyć tej żelaznaj dyscypliny, która za chwilę skończy sie rozwodem i poprosilismy o kredyt. Cierpliwie czekamy...
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Missia dnia 2002-11-20 11:10 ]
Przez Missia,
Na naszych budowlańców mamy jedną metodę: "dobry i zły policjant". Mój mąż, który częściej przebywa na budowie jest z nimi w ciepłych, kumplowskich stosunkach - wiadomo dla znajomych buduje sie lepiej. Ja wpadam rzadziej ale zaczynam od wyszukiwania błędów i "czepiania się". Czasami podsycam w ekipach ducha rywalizacji opowiadając jakie to straszne przejścia mieliśmy z poprzednimi budowlańcami. Każda następna ekipa stra się być lepsza. Metody wyżej opisane zdają egzamin na 100%.
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Missia dnia 2002-11-20 16:05 ]
Przez Missia,
Na naszych budowlańców mamy jedną metodę: "dobry i zły policjant". Mój mąż, który częściej przebywa na budowie jest z nimi w ciepłych, kumplowskich stosunkach - wiadomo dla znajomych buduje sie lepiej. Ja wpadam rzadziej ale zaczynam od wyszukiwania błędów i "czepiania się". Czasami podsycam w ekipach ducha rywalizacji opowiadając jakie to straszne przejścia mieliśmy z poprzednimi budowlańcami. Każda następna ekipa stra się być lepsza. Metody wyżej opisane zdają egzamin na 100%.
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Missia dnia 2002-11-20 16:05 ]
Przez Missia,
Nasz domek nazywa się Oliwia - tak nazywał się projekt i tak już zostało.
Szczęśliwie jesteśmy już po zamontowaniu okien, drzwi zewnętrznych i bramy garażowej. Budowaliśmy zgodnie z prawem, że jeżeli cos może się nie udać to się nie uda. I po każdej takiej małej katasrofie prosiliśmy o pomoc wynajętego architekta (p. Jakuba, doświadczonego budowlańca i projektanta wnętrz)żeby zaradził. Teraz okazuje się, że dom mamy bez wiekszych błędów - co bardzo dziwi każdą koleją ekipę, która robi wykończenie wnętrz.
Część katastrof popełniliśmy na własne życzenie - przesunięcie ściany w salonie, przez co rozjechała nam się więźba. Przez miesiąc szukalismy architekta, który przeprojektowałby nam dach (większość architektów których przywoziliśmy na budowę stwierdzała prosto: nie da się i zalecała burzyć ścianę - w najlepszym przypadku. Nie wspomnę o pomysłach z wygladem dachu. Bardzo mnie wtedy dziwiło, że ja dysponuje większą wyobraźnią i lepszyi pomysłami na uratowanie dachu od rasowych artystów. Aż w końcu niebo nam zesłało p. JAKUBA.
Przez Missia,
Nasz domek nazywa się Oliwia - tak nazywał się projekt i tak już zostało.
Szczęśliwie jesteśmy już po zamontowaniu okien, drzwi zewnętrznych i bramy garażowej. Budowaliśmy zgodnie z prawem, że jeżeli cos może się nie udać to się nie uda. I po każdej takiej małej katasrofie prosiliśmy o pomoc wynajętego architekta (p. Jakuba, doświadczonego budowlańca i projektanta wnętrz)żeby zaradził. Teraz okazuje się, że dom mamy bez wiekszych błędów - co bardzo dziwi każdą koleją ekipę, która robi wykończenie wnętrz.
Część katastrof popełniliśmy na własne życzenie - przesunięcie ściany w salonie, przez co rozjechała nam się więźba. Przez miesiąc szukalismy architekta, który przeprojektowałby nam dach (większość architektów których przywoziliśmy na budowę stwierdzała prosto: nie da się i zalecała burzyć ścianę - w najlepszym przypadku. Nie wspomnę o pomysłach z wygladem dachu. Bardzo mnie wtedy dziwiło, że ja dysponuje większą wyobraźnią i lepszyi pomysłami na uratowanie dachu od rasowych artystów. Aż w końcu niebo nam zesłało p. JAKUBA.