Dostaliśmy oferty na instalację CO i wod-kan.
Zdecydowalismy się na ogrzewanie mieszane - podłogówkę w kuchni, jadalni, holu i wszystkich łazienkach, natomiast w pokojach ogrzewanie grzejnikowe.
Dlaczego chcemy mieć podłogówkę? Może dlatego, że teraz mamy strrrrasznie zimną podłogę, a bardzo lubimy chodzić boso (nie mówiąc już o naszych dzieciach). A także dlatego, że w łazienkach ciepła podłoga to sama przyjemność (a do tego szybko schnie...). W kuchni z kolei dlatego, że nie ma gdzie dać grzejników (ściany zabudowane szafkami). Ogólnie, podłogówka ma być wszędzie tam, gdzie będzie gres na podłodze (poza kotłownią i pralnią). Wodna - bo moi rodzice zrobili u siebie elektryczną i po pierwszym sezonie przestali jej używać - koszty eksploatacji ich przeraziły.
A dlaczego w pokojach grzejniki? Z kilku powodów. Po pierwsze, chcemy mieć drewniane podłogi. Po drugie, pokoje sypialne na poddaszu nie będą zbyt duże, a będzie w nich sporo mebli - w takim wypadku podłogówka mogłaby "nie wyrabiać" (mała powierzchnia grzejna).
No i jeszcze dlatego, że mamy w projekcie kominek z DGP. Podłogówka ma dużą bezwładność i obawialiśmy się, że gdybyśmy zrobili ją wszędzie, to po odpaleniu kominka w pokoju dziennym oraz w pokojach, do których doprowadzimy gorące powietrze, robiłoby się zbyt ciepło. Natomiast grzejniki przestają grzać praktycznie natychmiast, gdy głowice termostatyczne je wyłączą, a potem - po wygaśnięciu kominka - równie szybko się nagrzewają.
Jedyny problem, który nas martwił, to sterowanie automatyczne takim systemem - jak to zrobić, żeby podłogówka działała sobie, a grzejniki sobie?
Na szczęście, okazuje się, że ta część ludzkości, która para się instalacjami centralnego ogrzewania, już dawno rozwiązała nasz problem.
Wszyscy instalatorzy, od których dostaliśmy oferty, zaproponowali praktycznie taki sam system: sterowanie pogodowe podłogówką, plus pokojowy czujnik temperatury sterujący obiegiem w grzejnikach, umiesczony w najbardziej newralgicznym punkcie (czyli w najzimniejszym pokoju), plus głowice termostatyczne na pozostałych grzejnikach.
Na tym, jednakże, zgodność oferentów się kończy, a zaczynają się nasze problemy.
Jakiej mocy piec? (24 kW czy wystarczy 20kW)
Jakiej pojemności zasobnik CWU? (120l czy 160l)
Czy potrzebne jest sprzęgło hydrauliczne, czy nie? (2 X TAK, 1 X NIE)
Czy robic dodatkowo sterowanie obiegami podłogówki dla poszczególnych pomieszczeń?
Z jakiego materiału instalacja CO? (miedź miękka, miedź twarda, polietylen)
Z jakiego materiału podłogówka? (2 X polietylen sieciowany, 1 X Alu-pex)
AAAAAAA! Na co się zdecydować????
Za każdym rozwiązaniem padają oczywiście argumenty, każdy wytyka (i, zapewne, wyolbrzymia) ewentualne problemy związane z konkurencyjną opcją... Jak zwykle, jak zwykle. Mój mąż analizuje wszystko szczegółowo, studiuje schematy, wypytuje, porównuje. Natomiast ja przyznaję się bez bicia, że z ulgą przyjęłam jego zaangażowanie, stanowczo odmówiłam zapoznania się szczegółowo z zasadą działania sprzęgła hydraulicznego i zostawiłam go samego na polu walki. Co za dużo, to niezdrowo.
Ciekawe, że mimo tych różnic w kwestiach technicznych, rozrzut cenowy nie jest zbyt wielki. Bardzo pociesza nas, że wszystkie oferty mieszczą sie z pewnym luzem w kosztorysie, który założyliśmy dla instalacji CO (po przekopaniu forum i wypytaniu znajomych inwestorów).
Wkraczamy obecnie w fazę negocjacji, na koniec zaklepiemy wykonawcę na czerwiec i staniemy przed dylematem: kupować piec i grzejniki przed majem, czy nie? Instalowane będą, w odróżnieniu od tych wszystkich rurek, dopiero gdzieś na koniec roku (jak dobrze pójdzie). A co z gwarancją?
Ale 15% różnicy... Ech.
Dachówkę muszę wybrać ostatecznie w tym tygodniu. Dwie stoją w sypialni, patrzę na nie rano i wieczorem i im dłużej patrzę, tym bardziej nie mogę się zdecydować. Chyba rzucę w końcu kapciem. W którą trafię, ta na dach.