Ale dzień
Wczoraj to był dzień. Ale po kolei.
Przed południem zadzwoniła pani z Goldena, że przywiozą nam dachówkę po 14-tej. No to ja szybciutko do banku żeby wypłacić odpowiednią ilość gotówencji na ten zakup (mieliśmy zbiednieć o 15.300:(). Dzwonił też majster z listą zakupów typu gwoździe wszelkiego kalibry, bo zabrakło. No to ja hyc do sklepu. Mąż umówił na 18:00 do tych naszych schodów chłopaków, no bo kiedy w końcu to zrobią!? A i transport styropianu do ocieplenia stropodachu miał przyjechać, a w drodze powrotnej zabrać palety po pustakach.
I zaczęło się...
W banku ... załatwione;
w sklepie... załatwione;
styropian przywieziony, rozładowany, palety nie załadowane bo kierowca się wypiął (niby to czasu nie miał)
dachówka ... w drodze;
dachówka ... w drodze... kolejny telefon od pani z Goldena, żeby uzbroić się w cierpliwość bo kierowca zakopał się w Miłomłynie i musi się wygrzebać;
męża z pracy nie widać i nie widać (coś tam się w robocie działo)
dachówka ... w drodze;
dachówka ... w drodze;
do schodów... tradycyjnie nas olali... ale na działce kiblować trzeba było bo przecież dachówka w drodze... ale dojechała o...20:30! Mąż dotarł wreszcie z pracy. Rozładunek po ciemku, rynny nie wiadomo brązowe czy zielone???? Mało co widać było. Dopiero dzisiaj sprawdzimy, czy rzeczywiście wszystko jest i takie jak potrzeba. Zanim to wszystko się rozładowało to była już godzina ho ho ho ... dzieciaki zasypiali na stojąco. Wyjazd z działki po omacku...
Ale mimo wszystko, niezmiernie się cieszymy, że dachóweczka już jest:wiggle:
Teraz tylko niech ci nasi "fachowcy" sprężają się z tematem, bo oglądać ich już nie mam siły ani zdrowia.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia