Moja walka z zieloną więźbą
Przygotowując się do budowy zapomniałem, że część więźby będzie widoczna po zabudowie poddasza.
Kupiłem więc więźbę z surowego drewna, w gustownym zielonym kolorze.
Voila:
Stałem pod tą więźbą i drapałem się po głowie – co z tym teraz zrobić …?
Na początku próbowałem to pomalować. Wypróbowałem kilka rodzajów bejc i lakierów, ale efekty były marne. Nic mi się nie podobało. Niektórym wodnym bejcom udało się pokryć zielony impregnat, ale były za ciemne. Czerwono-bury „teak” czy „palisander” sprawdziłby się w mrocznej karczmie, ale nasz dom miał być jasny i ciemne belki zupełnie mi nie odpowiadały. Po prawie pół roku widzę, że te kryjące bejce i tak wyblakły, zielony zaczął trochę prześwitywać i wyglądają to prostu brzydko. Nie polecam.
Moje próbki - zdjęcie ze stycznia i wyblakły stan obecny:
Nie pozostało nam nic innego, jak zestrugać to paskudztwo, co też zrobiliśmy:
Użyliśmy elektrycznego struga (ręcznego) z Castoramy, który sprawił się całkiem dziarsko.
W niektórych miejscach drzewo wypiło więcej impregnatu, i tam zostały zielone ślady (trochę to widać na fotce powyżej). Żeby je zestrugać trzeba by było zebrać dużo, dużo drewna, a tego nie chcieliśmy, więc te przebarwienia zostały. Potem wszystko wybieliliśmy jeszcze ługiem Fluggera, który wybielił drewno, pozbawił je żółtego odcienia i zielonych przebarwień i z tego co czytałem - będzie je chronił przed dalszym żółknięciem pod wpływem UV. Z drugiej strony - ponoć ług "otwiera pory" drewna, które trzeba później czymś wykończyć. Spróbuję olejem, ale to dopiero jak gotowe będzie poddasze...
Drewno po ługu wygląda mniej więcej tak:
Kosztowało mnie to wszystko sporo wysiłku, trochę kasy na różne próbki, bejce i inne preparaty, struganie, potem lekkie szlifowanie belek, ale było warto!
3 komentarze
Rekomendowane komentarze