Osówkowy dziennik budowy
26 sierpnia 2003
Sierpień wbrew temu, że ma 31 dni był miesiącem krótkim. A to dlatego, ze nasz Pan majster miał wesele w rodzinie, potem znów było święto, potem my byliśmy na wakacjach i prace trochę się ślimaczyły z powodu upałów ( no i naszej nieobecności - jak uprzejmie donosił nam sąsiad opiekujący się zza płota naszym kotem. Ale nareszcie koniec murowania, pokrywania dachu, koniec instalacji elektrycznej (mamy kilometr kabla!), rurki wodne też już na miejscu. Na samym końcu majster wymurował z obu stron kominka moją wydumaną ścianę z cegły, która nie będzie tynkowana, lecz tylko malowana. Taką ścianę pokazał mi kiedyś ( w fazie projektowania domu, jeszcze w ubiegłym tysiącleciu) nasz architekt i wydała mi się czymś bardzo oryginalnym, lecz teraz już widuję takie ściany w wielu miejscach. Trudno, jest naprawdę fajna.
Teraz czekamy na tynkarzy (poleconych przez forumowiczów - tu dziękuję Maluszkowi). Muszę przypilnować, żeby mi nie zatynkowali tej ściany, bobym paznokciami zdzierała ten tynk. Zamówione okna wstawiane będą na początku września, tuż po tynkach, a właściwie z małym zazębieniem, żeby obrobione zostały glify po wstawieniu okien. Chcieliśmy wstawić jednocześnie okna, drzwi i alarm. I byłoby cudownie, ale okazało się, że drzwi zewnętrzne z Włoszczowy możemy mieć na początku października...Więc na razie będą takie zastępcze, stodołowe wrota (z zamontowanym alarmem - super zestawienie ).
Sierpień upłynąl mi też na prowadzeniu wojny z osami (Osówka kontra osy). Miały gniazdo w ziemi i okrutnie atakowały naszych murarzy przy posiłkach, siedziały gromadą przy kranie z wodą, potem doszły ataki na robotników sąsiada Po kilku trafieniach zaczęła się wojna. Nasz majster był uczulony, więc zagrożenie było spore. Trucie gniazda niewiele pomogło, przylatywały sąsiadki z innego gniazda. Więc spreparowałam kilka pułapek z butelek po wodzie mineralnej, nalałam soku jabłkowego (osy lubiły go bardziej nawet od piwa) i w ciągu jednej doby złapało się około 100 os. Z kamienną twarzą robiłam im pogrzeb i nalewałam kolejne porcje soku. Naprawdę nie chciałam ich mordować, ale nie było wyboru. Polowanie trwało 5 dni i dało efekty - osy znikły, no czasem jakaś jedna przeleci.
Wczoraj w przeciągu 5 godzin powstała nasza oczyszczalnia ścieków (WIDBUD) - zanim przyjechałam z aparatem było już prawie po wszystkim. Właściwie to grunt wyglądał jak przygotowany do zasiania trawki, a jedyny ślad to mała wywiewka na przyszłym trawniku lub klombie i trzy przykrywki nad powierzchnią gruntu. Panowie zgodnie z naszą prośbą wykonali drenaż dłuższy o 33% i wymieniali częściowo podłoże, bo mieliśmy za słabo wsiąkliwe tzn. glina. Koszt ze wszystkim - 6200. Tradycyjne duże szambo u sąsiadów (18m3) wyszło za 6000.
No i bardzo ważna sprawa - był u nas cały komplet panów z Legalettu, aby ocenić stan naszej płyty. Pofatygował się osobiście sam "Pan Szwed", Pan konstruktor i znany wszystkim Legaletowcom Pan Wojtek. Oglądali, oglądali, wysłuchali sugestii naszych i kierownika. Na szczęście doszli do jedynego słusznego (naszym zdaniem ) wniosku - tylko wylewka samopoziomująca może przywrócić naszej płycie użytkowy charakter( dla ułatwienia dodam, że nie my poniesiemy koszty tej wylewki). Więc zwracam firmie honor, chociaż szkoda, że wcześniej tego nie obejrzeli - miałabym mniej stresów. Co ciekawe - płytę wykonywali panowie, których inni inwestorzy sobie chwalili. Pech jakiś czy co?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia