Dziennik Ewy i Sebastiana
Uwaga długie!!!
Niedawno w jakiś filmie było fajne wytłumaczenie teorii względności. Jakoś dziwnie się złożyło, że ostatni tydzień trwał dla mnie jak miesiąc. Może dlatego, że tyle się działo.
Ale od początku. Ponieważ mieliśmy wyprowadzić się do końca września spanikowana zaczęłam pakowanie i wykańczanie pokoi. Z gabinetem poszło sprawnie. Ściany na razie tylko raz przemalowane na biało - docelowo chcemy malować w grudniu. Na podłogach stara wykładzina - też docelowe dechy w grudniu. Ale nie ważne - ważne, że można już w miarę normalnie mieszkać. W międzyczasie wujek wykończył ściany w sypialniach (na razie połączonych w jeden duży pokój) i mogłam tam równiez rozpocząć malowanie. I tak minął weekend. A w mieszkanku wieczorami pakowanie na całego. Całe szczęście, że przeprowadzkę mogliśmy przełożyć do piątku bo byśmy się nie wyrobili.
W ciągu tygodnia zrobione zostały gładzie w łazience, korytarzu i pom. gosp. I ... zrobiło się zimno. Trzeba było szybko zabrać się za kotłownię. Wylewka pod piec została zrobiona szybko, tylko oczywiście w tej wilgoci nic nie chciało schnąć. Na szczęście z pomocą przyszła nam farelka - i to na tyle skutecznie, że udało się nawet położyć kafle pod przyszłym piecem. Piec został przywieziony i czekamy na jego podłączenie.
W tym samym czasie ekipa zrobiła nam wylewki na paddaszu i teraz męczą taras. Oczywiście do tej pory nie przeciekający taras zaczął nagle przepuszczać. Zobaczymy jak będzie jak skończą - jak nie przestanie cieknąć nie dostaną pieniędzy póki nie poprawią (prawdopodobnie przebili gdzieś izolację).
Ja cały czas dzielnie pakowałam nasze tony papierów i malowałam sypialnie. Od znajomego dostaliśmy granatową wykładzinę która w porównaniu z bordową jaką mieliśmy wygląda nieziemsko. Do wyłożenia sypialni zabrakło mi metra. Ale co tam. Dosztukowało się z innej - do grudnia wytrzymamy. A w piątek o 11 mieliśmy zdać klucze od mieszkania. O 10.30 miałam dopiero wysprzątaną kuchnię a przed sobą tonę śmieci, 2 tony worków z gratami, materac i łazienkę do wysprzątania. Spanikowana wrzucałam wszystko gdzie się dało (teraz nic nie moge znaleźć). Mimo pomocy Sebastiana nie wyrobiłam się. Właścicielka mieszkania przyszła, popatrzała i umówiliśmy się na 15tą. No to już spokojnie popakowałam co zostało, posprzątałam i czekałam na wujka z przyczepką bez której pomocy by się nie obyło. Nadal nie mogę wyjść z podziwu jak na 23 m2 mogło się pomieścić tyle rzeczy. A jak będzie wyglądała przeprowadzka moich rodziców którzy mieszkają w 300m??? Aż strach pomyśleć.
No ale ważne, że się udało. Ja wylądowałam u babci (niestety w moim stanie nie dostałam zgody od lubego na zamieszkanie w zimnym domu i muszę czekać na ciepełko) a Sebastian z kotem zamieszkali w zagraconych pokojach. Teraz trzeba wszystko jakoś rozlokować ale nawet teraz jest tam super - nawet kot nie przeżył stresu przeprowadzkowego i teraz skacze po belkach na antresoli :)
To tyle zakręconego opisu zeszłego tygodnia. A przed nami jeszcze tyle pracy.
Dzisiaj przyjeżdzają okna połaciowe i część drzwi wewnętrznych
Okna trzeba zamontować i zabrać się za poddasze (mamy na to 2 miesiące). Drzwi muszą być zaimpregnowane i polakierowane a my do tej pory nie polakierowaliśmy parapetów!!! Już nie wiadomo w co włożyć ręce. Na szczęście od środy przyjeżdża z odsieczą wujek dekarz który zajmie się poddaszem. Plan jest taki: tata kafle, jeden wujek kończy tynki i przenosi sie na poddasze, drugi wujek zajmuje się tylko poddaszem, trzeci wujek robi wszystko, ekipa kończy wylewkę na tarasie i przenosi się z pracą do garażu, Creon podłacza nam piec coby było cieplutko, Sebastian podłącza kolejne gniazdka (w pokojach już nastała światłość) a ja ... bawię się z kotem i sprzątam po wszystkich.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia