"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
PROLOG
...... do 2001 r.
Dom z ogrodem. Bez sąsiadów za ścianą, wiecznych wrzasków dzieciaków i ich tupotu na korytarzu. Dom z prawdziwą prywatnością, a nie tą pseudo, tak często gwałconą "przyjacielskimi", "sąsiedzkimi" wizytami o najbardziej nieprawdopodobnych porach dnia i nocy podczas zamieszkiwania w bloku
Taka myśl natrętnie chodziła nam po głowie przez lata. Natrętnie, bo obydwoje z żoną wychowywaliśmy się w domach, chociaż moja połowica miała w swoim życiu dłuższy, blokowy epizod.
Pierwsze próby realizacji tego marzenia podjęliśmy jeszcze w 2000 r. nabywając piękną działkę w moim rodzinnym mieście - Gorlicach. Ponad 2000 mkw. z widokiem na miasto i Beskid Niski z Magurą Małastowską w tle. Miodzio. Życie jednak szybko zweryfikowało nasze "domowe" nadzieje. W międzyczasie wreszcie urodziła się nam tak niecierpliwie wyczekiwana córeczka i podjęliśmy - dla mnie nieco bolesną - decyzję o związaniu naszej przyszłości z regionem warszawskim. Swoista ironia losu. Przynajmniej w moim przypadku, bo wracam do korzeni. Urodziłem się w Warszawie, a że spędziłem 20 lat poza 100-licą to inna bajka. Ale małżonka to już warszawianka-legionistka pełną gębą. No i oczywiście nasz Maluszek.
2001 r. – 2003 r.
Zmieniliśmy nasze warszawskie mieszkanie na większe (dwupoziomowe). Patrząc z perspektywy czasu, był to błąd W 2001 r. mogliśmy przecież relatywnie taniej niż obecnie kupić działkę nawet w samej W-wie i zacząć budować się. No cóż, stało się inaczej i dopiero zmobilizowani perspektywą wzrostu cen po wejściu do UE zabraliśmy się ostro do roboty.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia