"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
2.06-4.06 (środa-piątek)
Na działce pozostaje pan Władek, który znalazł fuchę niedaleko naszej budowy. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, po przynajmniej będziemy mieli zapewniony nadzór nad pozostawionym majątkiem.
Facet musiał dostać porządny opiernicz od Staszka, bo jest cały czas trzeźwy. Ponieważ nową robotę zaczyna dopiero za kilka dni, wykazuje się inicjatywą i robi porządki na działce. Podmurowuje otwory okienne, dolewa stopień, pielęgnuje beton, domurowuje brakującą cześć ściany przy schodach wewnątrz budynku, układa materiały, zdejmuje część stempli wykorzystanych do podparcia stropu. Zgodnie z naszymi sugestiami, sortuje też stemple według długości.
Dostajemy informację z banku, że przyznano nam kredyt Tempo iście zawrotne - mija zaledwie tydzień od złożenia dokumentów. Do załatwienia pozostaje jeszcze tylko nasza prośba o obniżenie oprocentowania. Według pana Sylwestra, który zajmuje się nami z ramienia GE, mamy być dobrej myśli. W dobrych nastrojach zamykamy kolejny pracowity tydzień.
5-6.06 (sobota-niedziela)
W godzinach południowych w sobotę spotykamy się na działce z kandydatem na potencjalnego wykonawcę. Namiary dostajemy od IZAT. Facet robi dosyć pozytywne wrażenie. Na dodatek współpracował już z naszym kierownikiem budowy. Jest w stanie zrealizować nasze zamówienie, ale musielibyśmy poczekać aż zwolni mu się jedna z jego ekip. Dostaje projekt do wyceny i ma dać odpowiedź za kilka dni. Oczywiście negocjacjami zajmuje się małżonka, mnie pozostaje opieka nad Alą i polewanie betonu.
Powoli zaczynamy interesować się też sprawą wykończeniówki. Na pierwszy ogień idzie ogrodzenie. Śmieję się z Kasi, że może okazać się, że przy jej tempie załatwiania spraw nie będziemy mogli jeszcze wprowadzić się, ale za to będziemy mieli płot. Podoba nam się jedno z ogrodzeń na “naszej” ulicy. Wykonane jest bardzo starannie i czysto. Rozmawiamy z właścicielem posesji i bierzemy namiary na fachowców. Gość zaznacza od razu, że trzeba pilnować ekipę, bo przykładowo, nie mają w zwyczaju kładzenia izolacji przeciwwilgociowej na wylewce betonowej pod parkan.
W nocy - trzeba się już chyba do tego przyzwyczaić, bo powoli staje się normą - przez Chotomów i Legionowo przetacza się swoisty kataklizm w postaci ogromnej ulewy i potężnego wiatru. Pocieszamy się, że murów nam to nie zniszczy, ale jeżeli połamie rosnące w pobliży drzewa może pouszkadzać stojące obok ściany.
Kolejny tydzień, odnosząc do kwestii budowlanych jest, dosyć spokojny. Negocjujemy z kolejnymi wykonawcami (jeden zażyczył sobie za wymurowanie poddasza i wykonanie więźby tyle, co mieliśmy dogadane z naszymi góralami za cały dom!!!)
Doglądamy tylko naszych włości. Władek ciągle jest trzeźwy – nie mógł tak od początku? Facet podmurowuje cegłami te otwory okienne, które ekipa zrobiła nieco przyduże. Jak zwykle, deszcz musiał odcisnąć swoje piętno. Silna ulewa wybija dziury w świeżej zaprawie, bo Władek – prosty chłop – nie pomyślał, żeby przykryć. Oby tylko takie problemy były. To przynajmniej sami jesteśmy w stanie łatwo naprawić.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia