Z Muratorem w ręku
jeszcze przed rozpoczęciem robót jedziemy na działkę - dawno nas to nie było, ostatni raz późną jesienią. Generalnie - dotychczas działkę widywaliśmy jedynie wczesną wiosną i późną jesienią - bez zieleni. Toteż zrozumiałe, że po przyjeździe przeżyliśmy szok - nasza działka okazała się pełnym uroku młodniaczkiem brzózek i sosenek. Wyglądało to ładnie, tylko że w takich warunkach nie da się budować. Wszystko trzeba było wyciąć, uchowało się zaledwie kilka brzózek w granicy działki. Chciałam uratować sosenki (miały do 1 m wysokości), ale niestety - ani to pora na przesadzanie, wszędzie susza, u nas piaski - i moje ukochane sosenki - jedna po drugiej padły. . Aha - Utrzymała się za to nasza choinka bożonarodzeniowa - specjalnie kupowaliśmy świerczka w pojemniku - z myślą o jego zasadzeniu na działce. Co prawda zmarniał nam na balkonie, zwłaszcza po obfitych opadach śniegu w kwietniu - ale teraz J. przesadził go - z pomocą synka - i teraz nasz świerczek rośnie sobie dumnie w narożniku południowo - wschodnim. To J. teraz ma: syna, zasadzone drzewko - czekamy na dom...
Zleciliśmy sąsiadowi wykopanie brzózek - i czekamy na pierwsze wykopy.
W początkach lipca mamy telefon - wykopy pod fundamenty zrobione. Musze to koniecznie zobaczyć - wykop jest przeogromny, bo tzw., szerokoprzestrzenny, i to pod nasz dom parterowy. Nasza działka do tej pory ślicznie zielona - składa się teraz z ziejącej dziury i czterech wysokich pagórków - dwa z humusem, dwa z piaskiem. Pojawiła się też rachitycznie wyglądająca budka, sklecona z jakiś starych desek, i częściowo pokryta papą. Piachu na naszej działce są nieprzebrane ilości - śmiejemy się, że częściowo piach sprzedamy naszemu sąsiadowi, właścicielowi hurtowni z materiałami budowlanymi.
A nasi fachowcy ruszają do dzieła - przez pierwszy tydzień starannie układali deskowanie pod podkłady betonowe na chudziaka. Jestem zła, bo myślałam, że chudziak będzie z pompy (wedle projektu - B10), a oni coś tam kręcą w betonarce, piach mają za darmo. No tak - zgodnie z umową pateriały dostarcza wykonawca, chyba że my cos znajdziemy taniej - i uprzedzimy go o zakupie na tydzień przed robotą - i wówczas to my dajemy materiał. Póki co - postanowiliśmy, ze etap fundamentów odpuszczamy - niech się wykonawca martwi o zaopatrzenie.
Czas na budowie się wlecze, zbrojenie ław trwało jakieś dwa tygodnie, a z wygodnictwa (ale my za to płacimy ) zamówili gotowe elementy. Nasz inspektor nadzoru nieśmiało zauważa, że pierwszy raz w swojej karierze widzi projekt zbrojenia dla domu jednorodzinnego ze stali fi 20.
Samo wylewanie ław odbyło się pod naszą nieobecność. Udało mi się namówić J. na krótki wyjazd w Pieniny - na rekolekcje małżeńskie. Muszę przyznać, że taki wyjazd pomaga jakoś przetrwać burze i wichury związane z budową domu...
W dniu, w którym mieli wylać ławy - dzwonimy do inspektora - jak to wszystko wygląda - podobno jest OK. Sprawdzająco zadaję niewinne pytanie, czy ze zbrojenia jest wyprowadzone uziemienie instalacji odgromowej - jakie uziemienie pyta zaskoczony inspektor... Tak, pańskie oko konia tuczy - nie było nas kilka dni, a już niedopilnowane... Ławy zalane, teraz naprawić się nie da , trzeba będzie kuć. Ale nie na nasz koszt. Naszła mnie też taka refleksja, że nasi fachowcy patrzą wyłącznie w rysunki projektu, a opisu nawet nie trzymają na budowie. A jest tam sporo informacji, np. wypisana drukowanymi literami uwaga, żeby nie zapomniec o instalacji odgromowej... Inspektor też się nie popisał, szkoda mowić.
No i jeszcze J. ma satysfakcję, że on nie chciał zostawić budowy, ja postawiłam na swoim, zmusiłam do wyjazdu no i proszę, to moja wina, że niedopilnowane, itp.
Ale i tak - z radości fruwam w powietrzu - nasz dom się buduje!!! Jakoś ciągle nie mogę sobie do końca uzmysłowić, że to już za rok - i będziemy mieszkać w wymarzonym domu... jest po prostu SUPER!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia