dziennik Żaby
Wczoraj wieczorem zaprosiliśmy naszego szefa budowy do nas, żeby rozliczyć się za wykonanie stropu. Pomyśleliśmy, że będzie to idealny moment, aby negocjować cenę następnych etapów budowy.
Plan był genialny.
- On jest sam, nas dwoje
- Siedzimy naprzeciwko- dobre miejsce do negocjacji
- Pieniążki na stole ( jako zapłata za strop)
- Wyceny komputerowe innych wykonawców, dużo niższe niz naszego szefa
- Lista błędów popełnionych do tej pory
- Argumenty typu: za całościową usługę powinien dać upust, płacimy terminowo, czego nie można powiedzieć o jego pracy
Rozmowa trwała ponad godzinę. Był już zmęczony i liczyliśmy na to, że w końcu pójdzie nam na rękę. Byliśmy bardzo przekonujący ( według mnie). Ale on nie chciał zejść z ceną. Mąż w końcu zaproponował, że zapłacimy mu wcześniej umówioną sumę, ale on dodatkowo zrobi nam gratis np. ocieplenie fundamentów, albo podbitkę. Pomyslałam, że mój Miras wspaniale to rozegrał!
Byłam pewna, że szef na to pójdzie!
A on :- Niiiieeeeee da się!
Już nawet miał tiki nerwowe ( oczne) i pomyślałam, że zaraz pęknie...
Ale on dalej swoje....Nie da raaaaaaaady....
Chciałam wzbudzić współczucie i walnęłam coś w rodzaju:- Nie ułatwia nam pan przygody budowlanej...
Na co ja liczyłam!!! Że nagle powie:- Co mógłbym zrobić, żeby państwu ułatwić budowę? Może zapłacę za dachówkę, jeśli mogę.....Jaka państwu odpowiada: może karpióweczka?
W akcie desperacji powiedziałam nawet:- Ja pana nie wypuszczę, aż się pan nie zgodzi! , a jak wychodził :- Niech się pan z tym prześpi!
Ale się wygłupiłam....Żenada
Niczego nie załatwiliśmy...
Nie mamy wyboru. Musimy godzić się na jego warunki. Bo dachy to robi naprawdę dobrze i nie chcemy brać byle kogo.
A poza tym porządni fachowcy są już zajęci.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia