Dziennik Whisperów
12 czerwca 2005
Po południu pojechałem na budowę żeby oddać się sprawom doprowadzenia wody. Krótko mówiąc - kontynuować kopanie rowka pomiędzy tym wykopanym przez koparkę, a studzienką gdzie w tym momencie "kończy się" woda. Rowek ma szerokość szpadla wiadomej firmy, i dość ciężko mi się w nim poruszać (ja jestem nieco szerszy ). Trochę pokopałem, potem zszedłem w czeluście studzienki, wziąłem do ręki młotowiertarkę, założyłem moje niezawodne saamozaparowywujące okulary przeciwodłamkowe, do tego czerwone nauszniki przyjazno-sąsiedzkie. Przyjazno-sąsiedzkie dlatego, że są przyjazne dla sąsiadów - kiedy je założę, to nie słychać prawie wcale huku kucia. Sąsiedzi muszą być chyba z tego zadowoleni?
Jak można było podejrzewać, przekucie się na drugą stronę studzienki nie było problemem, więc wróciłem do "wykańczania" dna rowu. No i w końcu dowiedziałem się co to jest BHP i dlaczego brzegi wykopów w gruncie niespoistym (czyli takim który koparka wrzuciła dwa dni temu) powinny być zaszalowane... Kiedy już miałem prawie wszystko gotowe zobaczyłem, jak fragment lewej krawędzi wykopu nagle "popłynął" w dół, skutecznie mnie przysypując po pas... Wystraszyłem się dopiero jak się wygrzebałem, na szczęście dość szybko. Ale co by było, gdybym był schylony?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia