Dziennik Whisperów
9 sierpnia 2005
Święto narodowe Singapuru przywitałem dość sennie. Jakoś przebiedowałem w pracy 8 godzin, potem przyjechała po mnie Luśka i... na budowę. Po drodze powolutku traciłem świadomość, więc po przyjeździe powiedziałem - ty dotnij styropian a ja się zdrzemnę. Tak więc Luśka docinała a ja się zdrzemnąłem. Po godzince wstałem jak młody bóg (no, tu chyba trochę koloryzuję) i zabraliśmy się za wspólną pracę.
Tak prezentuje się nasz salon - cały w styropianie na podłogę:
http://whisperjet.republika.pl/dziennik/styro_salon.jpg
Kolejna prawda objawiona: w dwie osoby pracuje się efektywniej. Ja mierzyłem, Luśka docinała, ja układałem... Dokończyliśmy podłogę w kuchni. Nie byłem do końca zadowolony, bo gdzieniegdzie dawało się wyczuć delikatne kiwanie płyt, ale niestety - po chudziaku szło tam dużo peszli, odkurzacz - ciężko było się idealnie wpasować.
Potem kończyliśmy układanie podłogówki w reszcie pomieszczeń. Tutaj wciąż jeszcze wstępnie "połapana" instalacja w dużej łazience.
http://whisperjet.republika.pl/dziennik/podlogowka1.jpg
W międzyczasie wylewkowa środa przekształciła się telefonicznie w wylewkowy środo-czwartek . Dobra, będzie w razie czego jutro czas na ostatnie poprawki.
O północy odtrąbiliśmy wsiadanego... Zostało połapać dokładniej zapinkami kable (zapinek nam zabrakło), wykuć w ścianie (zapomniałem o tym ) kilkanaście centymetrów od puszeczki do instalacji - kable zasilające i czujnik temperatury, no i posprzątać, bo bloczki wciąż stoją w sypialni, styropian po kostki, burdel jednym słowem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia