Dziennik Whisperów
23 czerwca 2006
Czas temu jakiś zaczął pojawiać się na naszym podwórku kot. Kot był raczej drobny, biało-szary, dziki przeraźliwie. Kiedy tylko dojrzał człowieka, to smyrg! i juz go nie było. Jako że nigdy kota nie miałem, postawiłem sobie za punkt honoru oswojenie bydlęcia, no i mi się to nawet udało :)
http://whisperjet.republika.pl/dziennik/mlekopij.jpg
Po pewnym czasie kot zaczął przychodzić coraz częściej i wręcz dopominać się o mleko. Nazwałem go Mlekopij (będziesz wielki). Nazwa nieoficjalna, bo zwierzak jest najprawdopodobniej czyjś i tylko łazi na żebry po ludziach. Potem kot zasmakował w głaskaniu - najpierw nie dawał się dotknąć i uciekał, potem wręcz przeciwnie. Nigdy nie ma dość. Od czasu do czasu ugryzie w rękę, ale chyba w ramach pokazywania, że docenia...
Po jakimś czasie kot wyraźnie przytył, co wywołało szeroki uśmiech zadowoloenia na moim licu - w końcu karmi się kotka, nie? Luśka za to (jako osoba mająca z kotami do czynienia) zaczęła się zastanawiać czy kot przypadkiem nie zaciążył... Bo niby koty nie tyją tak szybko itd. Potem zniknął. Wrócił po kilku dniach, szczuplejszy jakby. Pewnie nic nie jadł, więc schudł - tłumaczyłem sobie, ale gdzieś tam zostało zasiane ziarenko niepewności, podlewane obficie Luśkowym "To na pewno kotka - już urodziła". No ale jak Mlekopij może byc kotką? Toż to męskie imię. Chyba...
Siedzę sobie któregoś dnia w salonie, nagle coś mi mignęło za oknem. "Nasz" kot lezie po trawie gdzieś w kierunku ogrodzenia z tyłu. Albo może powinienem napisać - "nasza" kotka. Bo w pysku trzyma coś takiego białego, co najwyraźniej jest innym kotem. Dużo mniejszym zresztą, maleńkim że aż dziw bierze. No taaak... to faktycznie jest "ona". I faktycznie się okociła. Poszła gdzieś na teren niezamieszkałej chwilowo działki za nami. Połaziłem po naszym terenie, zaglądałem, szukałem, czy gdzieś kocię nie leży, ale nic nie znalazłem.
Kotka pojawiała się już regularnie, rano potrafiła przylecieć na dźwięk otwieranej bramy garażowej. No, mleko sie należy. I głaskanie, rzecz jasna.
Dziś znów kilka razy przylazła. Po południu napiła się mleka, a potem jak zwykle poszła gdzieś za dom. Szybko poleciałem do sypialni zobaczyć, gdzie będzie szła. Czekam,czekam, a ona nie wycodzi za dom. Idę do okna z boku domu, patrzę - stoi koło drewna, które po zimie poskładaliśmy na paletach pod płotem. A z drewna... wychodzić zaczynają kocięta!!! Jedno spod palety, drugie z jednej dziury, trzecie z innej dziury między bierwionami - wyglądało to tak jakby wychodziły ze ściany . No ładnie... No to ja biegusiem na zewnątrz i do drewna a one - myk - i się pochowały. Tylko "nasza" duża została i podstawiała łeb do głaskania. Siedziałem tam kawał czasu, w końcu zaczęły wystawiać łebki i patrzeć - a kto to tam jest. Nieśmiałe strasznie... Jeden szary, dwa biało-szare.
http://whisperjet.republika.pl/dziennik/oczykotka.jpghttp://whisperjet.republika.pl/dziennik/kotekwdrewnie.jpg
Cudne... i kłopotliwe. Zobaczymy jak się sprawy potoczą.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia