zaległy dziennik łowcy krokodyli
5. Pozwolenie i pierwsze kłopoty
Pierwsza wizyta w gminie w czerwcu 2003 – uprzejmy urzędnik, zero problemów. Mieliśmy zrobić mapkę i złożyć tam gdzie trzeba. Umówiliśmy się z geodetą. Geodeta miał jakiś problem z Wydziałem Geodezji i Kartografii w Jarocinie i zaczął przeciągać termin. W lipcu miało wejść nowe prawo budowlane, co mnie trochę zaniepokoiło, ale Urzędnik i Kierbud mnie uspakajali. No i nie mieli racji. Jak przyszło co do czego okazało się, że nowych zapisów w prawie budowlanym nie umieją przeskoczyć. Mogłem liczyć tylko na siebie. Zabrałem się za wnikliwe czytanie prawa, wysłałem parę maili z prośbą o interpretację do wyższych instancji i w końcu znalazłem w przepisach przejściowych coś o co mogłem się zahaczyć. Tutaj już nie popuściłem i tak długo byłem uprzejmie natrętny, aż w końcu z końcem roku otrzymałem upragnione pozwolenie. Wydawało się, że do wiosny uporam się z prądem i wodą i pewnie by tak było gdyby znowu nie zawiódł mnie geodeta.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia