zaległy dziennik łowcy krokodyli
15. Pięterko
Na początku sierpnia przyszedł Tadeusz żeby zrobić ściany kolankowe i szczytowe oraz działowe, komin i ściany w przyległym do domu pomieszczeniu gospodarczym. Uwinął się w tydzień. Musieliśmy bloczki podawać wyżej wspomagając się rusztowaniem. Jeszcze raz przekonałem się do betonu komórkowego. Bloczki były na tyle lekkie, że Inka dawała sobie również z nimi radę. Miała co prawda przykry wypadek. Zaprószyła sobie oko i potrzebna była wizyta u okulisty. Telefon do kuzynki pracującej w szpitalu (dobrze mieć tylu krewnych wokół), umówiona wizyta i po kłopocie. Przy okazji zakupy w mieście. Z Filipa był mniejszy pożytek. Nie wciągnął się w to, co robiliśmy. Żył w swoim zabawowym świecie i nigdy nie wiedział czego od niego chcemy. Raz chciałem - by przyniósł mi z namiotu piłkę, mając na myśli ręczną piłę do cięcia bloczków. Zrobił parę kroków i zawrócił z pytaniem: czy do kosza, czy do siatkówki?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia