zaległy dziennik łowcy krokodyli
24. Okna i drzwi
Sprawdzając ceny w Internecie zauważyłem, że najtańsze i najpopularniejsze profile okienne ma Aluplast i Veka. Poszukałem przedstawicieli w rejonie i po kilku nieudanych próbach udało mi się namierzyć dość tanią firmę, która przystała na moje warunki. Czyli najtańsze okucia, najtańsze profile, tam gdzie można okna typu fix, bez montażu, ale z mniejszym podatkiem na fakturze. Za 14 sztuk różnych okien wyszło 4 tys. zł. Firmie nie opłacało się specjalnie dla mnie ściągać tańszych profili i okuć, więc dostałem w tej cenie standard. W miarę tanie drzwi udało mi się znaleźć na Śląsku, do odebrania w Kaliszu. Musieliśmy trochę nadłożyć drogi jadąc z Wrocławia. Wymyśliłem też, że w ścianach działowych dam trochę szersze metalowe ościeżnice, tak żeby zajmowały całą grubość ściany. Znalazłem telefon do jakiegoś producenta przy ulicy Portowej. Umknęło mi tylko, że to nie Wrocław, ale Oława. No trudno - „ślepy w karty nie gra”. Na swój dachowy bagażnik 6 sztuk bym na raz nie włożył, więc poprosiłem szwagra, który miał dostęp do firmowej bagażówki. Przewieźliśmy do garażu, a stamtąd przez kolejne 3 tygodnie woziłem te blachy na dachu, po dwie sztuki. Nie był to udany zakup o czym miałem się później przekonać. Gdyby miał być „następny raz”, to wziąłbym regulowane, pomimo, że są 3 razy droższe.
Na kolejną sobotę umówiłem Tadeusza i dostawę okien. Tadeusz jak zwykle przyjechał na swoim rowerze punktualnie. Drzwi wejściowe wymagały zamurowania części otworu przygotowanego pod 90-tki, bo zdecydowałem się ostatecznie na węższe 80-tki. W końcu wszystkie wewnętrzne mają szerokość 80cm, więc po co mi szersze. W razie czego mogę większe rzeczy wnosić przez taras, a tam mam dwuskrzydłowe.
Tadeusz wprawił drzwi wejściowe i już się zaczynał nudzić. Bałem się, że nie zdążymy wprawić wszystkich okien. Przywieźli je dopiero o 12-tej. Przepraszali za spóźnienie. Stłukły im się gdzieś w magazynie dwie szyby. Obiecali, że przyjadą za tydzień i je wymienią. Robota paliła się Tadeuszowi w rękach. Przy niewielkiej mojej pomocy uporał się z wszystkim do wieczora.
W następnym tygodniu budowę wizytowała teściowa. Zakwestionowała mi rozmiar okna w górnej łazience ze względów estetycznych. Rzeczywiście 60-tki po uwzględnieniu ram wydawały się zdecydowanie za wąskie. Byłem cholernie zły, ale nie mogłem nie przyznać jej racji. Na dodatek okno w dolnej łazience było krótsze, tylko uchylne i miało uchwyt u góry. Bez taboretu nie dało się go otworzyć. Po całonocnych przemyśleniach postanowiłem dokupić szersze okno do górnej łazienki. To z górnej łazienki przenieść do dolnej. A to najmniejsze z dolnej łazienki wstawić obok takiego samego przy klatce schodowej. Był to dobry pomysł. Tadeusz śmiał się, że za tę samą robotę bierze dwa razy kasę. Płaciłem mu za godziny i pomimo, że godzina wydawała się droga, to uwzględniając jego szybkość było to i tak kilka razy taniej niż przez montażystów z firmy. Wycięcie otworu pod nowe okno, powiększenie dwóch innych i przesunięcie tego z klatki schodowej pod wieniec stropowy, to bułka z masłem przy ścianie z betonu komórkowego. Jeszcze raz mogłem się przekonać do zalet tego materiału.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia