zaległy dziennik łowcy krokodyli
30. Pokój z antresolą
Z salonu zrobiliśmy wejście do przybudówki, która początkowo miała być tylko dużym pomieszczeniem gospodarczym. Właściwe pomieszczenie gospodarcze ograniczyliśmy do 8m2, a nad nim wyszła nam dodatkowo antresola. Drewno topolowe przewidziane na budowę antresoli było jeszcze mokre i kłaczyło się przy heblowaniu. Do heblowania używałem „dymy” wielkiej maszyny stolarskiej z silnikiem trójfazowym. Maszynę pożyczyłem od Wojtka - kolegi z pracy. Przy okazji, gdy szwagier miał do dyspozycji furgonetkę, podrzuciliśmy ją na działkę. Obsługa maszyny wymagała dwóch osób czyli mnie i ... trafiło na Teścia. Dużo zachodu było z tymi deskami. Chyba lepiej było kupić parę metrów gotowej podłogówki. Budowa antresoli i obłożenie skosów na suficie boazerią panelową zajęło mi resztę lipcowego urlopu. Z doskoku, w którąś sobotę położyłem jeszcze swoje pierwsze panele na podłodze.
Spartaczyłem wykończenie listwami. Inka mi nie odebrała tej roboty. Na razie tak zostało, ale ustaliliśmy, że przy najbliższej okazji wezwiemy lepszego ode mnie fachmana i to poprawi. Skopałem też montaż drzwi z regulowaną ościeżnicą. Powiesiłem je za wysoko. Próbowałem ratować swoje dzieło wstawiając gruby i szeroki próg. Dopiero po roku przyszli stolarze i przy okazji innych prac to poprawili, a próg stał się zbędny.
Wygospodarowaliśmy w ten sposób fajny pokoik dla gości. Rodzice mogli spać na dole, a dzieci na antresoli. Wejście na antresolę umożliwiała wąska drabina wyszperana u Teścia w garażu. Drabina była chybotliwa i przez to niebezpieczna, o czym uczciwie mnie ostrzegał Teść. Ale co tam, miałem zamiar ją przytwierdzić na stałe do antresoli. Drabina nie przypadła Ince do gustu, bo była niewygodna. Cienkie szczebelki uniemożliwiały wchodzenie na boso. Została potraktowana jako rozwiązanie bardzo tymczasowe i przez to jej nie przymocowałem, co jak się później okazało miało tragiczne następstwa.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia