zaległy dziennik łowcy krokodyli
32. Ganek
Tym razem wybrałem się na wieś z siostrą i jej przyjacielem. Siostra bardzo chętnie pomagała mi w budowie, a Tadeusz siłą rzeczy też musiał się w to bawić. Pamiętając zaspy śniegowe z ubiegłego roku pod drzwiami, chciałem przed zimą zrobić jeszcze ganek. Znalazłem dwa najprostsze stemple i parę topolowych desek. Zrobiłem ramę, przytwierdziłem z jednej strony do ściany, a drugiej oparłem na stęplach. Na tym wykonałem klasyczną małą więźbę krokwiowo- jętkową i usztywniłem łatami. Siostra z przyjacielem malowali elementy drewnochronem, a później pomagali mi to wszystko zamontować już przy świetle lampy. Następnego dnia odwiedził mnie Janek. Dość krytycznie popatrzył na te sękate stęple i powiedział, że może mi dać kantówki. Wymieniłem więc na kantówki, nawet je troszkę oheblowałem. Jak się później okazało kantówki też nie były docelowe, ale o tym innym razem.
Miałem problem z blachą. Poprzednio blachę zamawiałem w Kaliszu. Teraz tak małego zamówienia (3 arkusze po 2m) nie chcieli mi zrealizować ze względu na nieopłacalny transport. Pojechaliśmy więc po blachę do Kalisza naszym samochodzikiem. Wymyśliłem sposób zamontowania jej na dachu. Okazało się, że blacha działa jak skrzydło samolotu. Przy większych prędkościach unosiło ją niebezpiecznie do góry. Musieliśmy ograniczyć prędkość do 60km na godzinę i dodatkowo zwalniać gdy mijaliśmy się z tirami. Skończyłem montować gąsior już przy świetle elektrycznym. Wyszły drobne niedokładności, mam na myśli parę centymetrów. Nie zamierzam ich poprawiać, znikną pod styropianem i obróbką blacharską.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia