zaległy dziennik łowcy krokodyli
39. Drzwi wewnętrzne
Drzwi wewnętrzne kupowaliśmy na raty, sukcesywnie, jak przybywało nam wykończonych pomieszczeń. W sumie mieliśmy mieć 5 sztuk 80-tek i do łazienek dwie 70-tki. Do łazienek zrobiłem otwierane na zewnątrz. Nieprzepisowo, ale w naszym układzie wygodniej. Brakowało nam jeszcze czterech sztuk do pomieszczeń na górze. Z barku środków finansowych, zacząłem rozglądać się za tymczasowym rozwiązaniem. Rzuciłem zapytanie na Forum o zbędne drzwi używane. Doczekałem się nawet pozytywnej reakcji. Szkoda, że odległość uniemożliwiała jej skonsumowanie. Mądrzejszy o problem transportu, przeszukałem oferty na Allegro zwracając uwagę na lokalizację towaru. Trafiłem na licytację dwóch par i po raz pierwszy wygrałem, przebijając ostatnią ofertę kwotą 3 zł i 50gr za sztukę. Drzwi były oszklone. Przy pakowaniu ich na dach samochodu stłukliśmy jedną szybę. Chwila konsternacji. Ku wyraźnej uldze sprzedawcy nie miałem zamiaru wycofywać się z tak udanej transakcji. Na miejscu okazało się, że dopasowanie drzwi do futryny nie jest wcale takie proste. Nie obyło się bez heblowania i przesuwania zawiasów. Zamknęliśmy nimi najmniejszy pokoik, robiący tymczasowo, za magazyn. Z drugą parą dałem sobie spokój. Z czasem kupiliśmy pozostałe drzwi i dla kompletu wymieniłem również te z Allegro.
Jako ostatnie przyszło mi zamontować drzwi pomiędzy salonem a wiatrołapem. Były za długie i wymagały podcięcia. Robiłem to już w przeszłości nie raz. Zmierzyłem prześwit, odmierzyłem na wewnętrznym licu i bez zastanowienia, ciach pilarką tarczową. Ale to nie był ten wymiar. Wewnętrzne lico wcale nie ma wchodzić w prześwit. Drzwi były o 2 cm za krótkie. Obiecałem Ince, że to naprawię i spróbuję dosztukować, ale chwilowo miałem inne zajęcie z kominkiem. Sprawa nie była taka prosta, bo odciąłem dolną belkę konstrukcyjną. Widać producent też oszczędza na czym może, robiąc ramę z tak cieniutkich listewek. Inka radziła, żebym spróbował skleić te części w miejscu cięcia. Niby nie miałem nic przeciwko, ale się nie posłuchałem i obciąłem z drugiej strony. Linie cięcia, na oko - proste, po złożeniu okazały się sinusoidami z przesunięciem fazowym i nie pasowały do siebie. Wyszło kiepsko. Musiałem na to nakleić pasek okleiny drewnopodobnej, by nie było widać szpar.
Generalnie drzwi były moją porażką. Metalowe futryny, przy ograniczonej wentylacji pokryły się ogniskami rdzy i wymagały powtórnego malowania. Skrzydła puchły pod wpływem wilgoci, a ich osadzenie w futrynach wiązało się z większymi lub mniejszymi problemami. Ulubione powiedzonko Tadeusza „tyle razy ucinane i jeszcze za krótkie” zafunkcjonowało boleśnie przy ostatnim skrzydle. Inka krytycznie zaczęła przyglądać się moim poczynaniom i coraz częściej słyszałem o zatrudnieniu fachowców. Czułem, że jeszcze jedna wpadka, a zostanę obdarzony tytułami fajtłapy i ciemięgi.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia