Wybudujemy dom. Nasz Dom. Dziennik Joli i Piotra
Postanowiłem założyc ten dziennik ponieważ przelanie tych i przyszłych doswiadczeń pozwoli mi wpełni zdystansować się do tego wszystkiego, a i to co mnie spotkało może okazać sie komuś przydatne :) Poza tym nieukrywam, że licze też na wasz komentarze i pomoc przy realizacji naszego marzenia :) :)
W tych cięzkich czasach, kiedy świat i ceny nieruchomości pędzą naprzód podjęlismy decyzje trudna acz przyjemnną o budowie domu. Domu jedynego w swoim rodzaju. Na miarę naszych oczekiwań i możliwości. Domu, który pokochamy. Gdzie będzie żyło nam się ciepło, miło i wygodnie. Gdzie nasze dzieci będą mogły bawić się na podwórku, a my na grila nie pojedziemy już do znajomych czy nad wodę, tylko zrobimy go u siebie. na własnym podwórku i na własnym grilu. My dzieci z bloków :) Budowa domu to nielada wyzwanie. Finasowe i zdrowotne. Ale czymże jest człowiek bez swojego miejsca na ziemi. Miejsca do którego wraca sie z przyjemnością. Gdzie człowiek czuje sie bezpiecznie. Swojsko. U siebie. Dlatego pomimo, że mamy gdzie mieszkać postanowilismy spróbować. Szkoda,że rynek nieruchomości i cały przemysł z tym związany nie zaczekał na nas. Mielibyśmy taniej :) Ale cóż. Dopiero teraz dane jest nam rozwinąć aż tak nasze marzenia. Mówią, że potem, w przyszłości, będzie jeszcze drożej. Tak więc czas marzenia zacząć realizować. Na początek działka...
Po uwzględnieniu aspektów dotyczących min położenia działki, okolicy,dojazdu do pracy,dojazdu do szkoły,do centrum,do PKP czy autobusu w razie jak nas nie będzie stać na auto :) rozpoczeliśmy poszukiwania. Głównie ja. Ale to tylko dlatego, że miałem troszke więcej czasu :) I tu mała niespodzianka. Tam gdzie tanio tam do bani i nie tam gdzie chcemy. Tam gdzie chcemy to nie ma, albo, taka drożyzna, że na starcie się odechciewa. Nie powiem podcieło mi skrzydła. No jak dać 140 tys za 1000 m2 ? Teraz wiem, że można i więcej, ale to były początki mojej przygody z rynkiem nieruchomości. Po trzech miesiącach intesywnych poszukiwań cud. Znalazłem. Złapałem Pana Boga za nogi. Tak mi sie wówczas wydawało. Działka mała,nieco ponad 600 metrów, tak w sam raz na nasze możliwości finansowe. Media w drodze. Spokojna okolica i co najwazniejsze w naszej miejscowości i niecały kilometr od bloku, tam gdzie obecnie mieszkamy !!! To bylo jak cud. Bałem się rozmawiać w gminie w wydziale architektury, żeby mnie ktoś nie ubiegł dowiedziawszy się, że jest taki kawałek ziemi do kupienia. Zadzwoniłem do właściecielkii. Wywiedziałem się co potrzeba. Pojechaliśmy obejrzec. Umówiliśmy sie na rozmowę w cztery oczy. Podług niej zaplanowaliśmy wyjazd nad morze, bo okazało się, że mieszka na drugim końcu Polski. Umówilismy notariusza. Księgi czyste. Wszystko gra. Nie przyjechali. Coś tam wypadło. Proszą żeby przełożyć. Na pewno nam sprzedadzą. Nikomu innemu, ale teraz nie. Za miesiąc,dwa. Kolejna wizyta u notariusza i nastepny termin. Znowu nie przyjechali. Notariusz się wkurza, nam ręcę opadaja, ale cóż życie. Ja pocichutku szukam już czegos innego, W między czasie tak ze dwadzieścia razy byliśmy na "naszej działce". Byly plany, które drzewo zostawić, jaki płot,jaki domek,jacy sąsiedzi itp. Po kilkunaastu rozmowach tel z właścicielka powoli docierało do nas, że nie dane nam tatego kawałka ziemi kupić. Wszystko to trwało tak ponad siedem miesięcy. Dzisiaj wiem, że trzeba było dać zaliczkę !!! I to notarialnie !!!Człowiek uczy sie na błędach. My kupiliśmy ujż działeczkę, inną,ale o tym jutro, a właścicielka ani nie sprzedała komu innemu, ani nawet nie zadzwoniła, choć umawiała sie na telefon pod koniec wrześnie, jak wyprostuje "te swoje sprawy" Dzisiaj wiem, że na pewno nie dostanie takiej ceny, na chwilę obecną, za działkę, jaka jej proponowaliśmy. Ale dość. Było mineło. Działka jest. Inna. Większa i fajniejsza.Ale o tym jutro. Będą tez i zdjecia.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia