Z zasady - SADY :) Budowa YaMarzeny i Wojtka
Pojechałam na budowę... Obejrzałam sobie pusty plac i wróciłam
Po drodze odbyłam krótką rozmowę telefoniczną z kierownikiem ekipy (K):
ja: Dzień dobry, byliśmy umówieni na dzisiaj, ekipa miała bloczki fundamentowe stawiać, a tu nikogo nie ma... (zawód w głosie, na razie zero złości)
K: A bo samochód się zepsuł, towar odwołałem, bo ludzie jeszcze tutaj pracują - (tutaj??? czyli gdzie????) - jutro już na 100% ruszamy, słowo (to samo mówił wczoraj)
ja: a ja jechałam 40 kilometrów w jedną stronę tylko po to, żeby popatrzeć na fundamenty... (wciąż tylko żal w głosie). Mógł mnie pan uprzedzić, nie marnowałabym czasu
K: Przecież mogła pani zadzwonić do mnie wcześniej, ja taki zarobiony jestem, że nie mam głowy do myślenia o telefonach. (Oszzzz ty!) A poza tym przecież pani wcale nie musi być na budowie!
ja: (adrenalina już rośnie) Proszę pana, jeżdżę na budowę nie z nadmiaru wolnego czasu, tylko na wyraźne życzenie banku robię zdjęcia z każdego etapu prac. (i z coraz większą satysfakcją w głosie) Porozmawiam z szefem o zwrocie za benzynę, skoro wczoraj się umawialiśmy a Pan nie dotrzymuje terminu i nawet nie raczy mnie o tym powiadomić. Do widzenia.
Nooo... jakbym miała normalną słuchawkę tobym nią wtedy huknęła! A tak tylko z rozmachem zamknęłam klapkę Na szefa napuściłam Wojtka i resztę dnia spędziłam na oglądaniu cholernie drogich mebli, co jeszcze bardziej popsuło mi humor
Kurka, idę jeść lody, Wojtek właśnie wyjął je z lodówki
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia