Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    89
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    204

Spóźniony dziennik Czupurka


czupurek

443 wyświetleń

Rok 2003

 


wrzesień

 


dachówka nadal kładziona.

 


wolno to, idzie ale wykonawca ma zawsze jakieś usprawiedliwienie.

 


ot taki przykład: urywam się z pracy i jadę na budowę - jest godz. 11.00, a na budowie.... słonko świeci piękniste i... nikogusieńko.

 


tel. do wykonawcy:

 


- gdzie robotnicy? - pytam

 


- nie ma ich? - opowiada

 


- nie ma, a jest po 11.00!

 


- aaa powinni być, pewnie zaraz będą.

 


- ja pracuję umysłowo i w pracy jestem codziennie od 7.00, a robotnicy pracują od 14-stej?!

 


- ......

 


wrrrrrrr

 

 


październik

 


prace się ślimaczą. nie ulega wątpliwości, że przez dekarzy zmarnowaliśmy sezon i możemy się nie wyrobić z pozostałym pracami przed zimą.

 


mam ochotę gryźć, kopać i inne %^&@*&!!!

 

 


połowa miesiąca

 


koniec, koniec, już nie wytrzymuję. dach niby prawie gotowy, a nie gotowy.

 


wołam kierownika na budowę, który po oględzinach stwierdza, że dach w zasadzie położony dobrze, ale markę wykonawcy psuje wiele niedociągnięć, niby błachych, a jednak.

 


sporządzamy listę "grzechów". jest ich 16 i to naprawdę duperele typu: nieprzycięte krokwie, nie pomalowane w miejscach cięcia dachówki, jakaś nie przyklejona taśma, gwódź nie wbity.

 


wykonawca dostaje termin: 7 dni na poprawki i końcowe rozliczenie.

 

 


koniec października

 


sprawdzam z kierownikiem czy grzechy z naszej listy poprawione.

 


niestety kurna nie!!!! auuuuuuuuu

 


decyzja: koniec z dekarzami, wywalamy ich.

 


wkurzona na max, biorę na budowę, w roli goryla, męża i jadę rozliczyć się z wykonawcą.

 


oczywista pretensje, że jak sprawdzałam błędy to, powinnam z dekarzami, a nie z kierownikiem.

 


wykonawca bierze z samochodu młotek i idzie przybijać ten brakujący na krokwi gwódź (wychodzi na to, że będzie wszystko poprawiał przy nas).

 


niestety jego czas się skończył. dziękuję panu dekarzowi uprzejmie i stanowczo, pytając jednocześnie ile jestem mu jeszcze winna.

 


pan dekarz wiedział, że to już nie przelewki i opuścił cenę (teraz wiem, że za mało).

 


rozliczam się. po chwili chcę mu powiedzieć do widzenia patrzę, a jego już nie ma. uciekł kurna po prostu?!

 

 


zapomniałabym, po budowie zostało nam ponad 100 dachówek (dekarz tak policzył) no i teraz nie chcą nam przyjąć z powrotem.

 


mąż znalazł na szczęście rozwiązanie - przyszłą szopkę na drewno pokryjemy dachówką

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...