Spóźniony dziennik Czupurka
Rok 2003
wrzesień
dachówka nadal kładziona.
wolno to, idzie ale wykonawca ma zawsze jakieś usprawiedliwienie.
ot taki przykład: urywam się z pracy i jadę na budowę - jest godz. 11.00, a na budowie.... słonko świeci piękniste i... nikogusieńko.
tel. do wykonawcy:
- gdzie robotnicy? - pytam
- nie ma ich? - opowiada
- nie ma, a jest po 11.00!
- aaa powinni być, pewnie zaraz będą.
- ja pracuję umysłowo i w pracy jestem codziennie od 7.00, a robotnicy pracują od 14-stej?!
- ......
wrrrrrrr
październik
prace się ślimaczą. nie ulega wątpliwości, że przez dekarzy zmarnowaliśmy sezon i możemy się nie wyrobić z pozostałym pracami przed zimą.
mam ochotę gryźć, kopać i inne %^&@*&!!!
połowa miesiąca
koniec, koniec, już nie wytrzymuję. dach niby prawie gotowy, a nie gotowy.
wołam kierownika na budowę, który po oględzinach stwierdza, że dach w zasadzie położony dobrze, ale markę wykonawcy psuje wiele niedociągnięć, niby błachych, a jednak.
sporządzamy listę "grzechów". jest ich 16 i to naprawdę duperele typu: nieprzycięte krokwie, nie pomalowane w miejscach cięcia dachówki, jakaś nie przyklejona taśma, gwódź nie wbity.
wykonawca dostaje termin: 7 dni na poprawki i końcowe rozliczenie.
koniec października
sprawdzam z kierownikiem czy grzechy z naszej listy poprawione.
niestety kurna nie!!!! auuuuuuuuu
decyzja: koniec z dekarzami, wywalamy ich.
wkurzona na max, biorę na budowę, w roli goryla, męża i jadę rozliczyć się z wykonawcą.
oczywista pretensje, że jak sprawdzałam błędy to, powinnam z dekarzami, a nie z kierownikiem.
wykonawca bierze z samochodu młotek i idzie przybijać ten brakujący na krokwi gwódź (wychodzi na to, że będzie wszystko poprawiał przy nas).
niestety jego czas się skończył. dziękuję panu dekarzowi uprzejmie i stanowczo, pytając jednocześnie ile jestem mu jeszcze winna.
pan dekarz wiedział, że to już nie przelewki i opuścił cenę (teraz wiem, że za mało).
rozliczam się. po chwili chcę mu powiedzieć do widzenia patrzę, a jego już nie ma. uciekł kurna po prostu?!
zapomniałabym, po budowie zostało nam ponad 100 dachówek (dekarz tak policzył) no i teraz nie chcą nam przyjąć z powrotem.
mąż znalazł na szczęście rozwiązanie - przyszłą szopkę na drewno pokryjemy dachówką
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia