opowieści magmi
Ostatnio było ponuro, ale dziś znowu jest optymistycznie.
Forumowy dobry duch przysłał nam pocztą tymczasowy alarm (jeszcze raz wielkie dzieki!) i pzrywrócił nam wiarę w ludzi.
Kilka dni później nasze okna wreszcie zostały zamontowane, a dzień po nich - również właściwa instalacja alarmowa.
Pierwsze źdźbła zaczęły wyłazić z ziemi na naszym, obsianym tydzień temu, trawniku.
A w domu rozpoczął działalność jeden z moich ulubionych fachowców, znany nam doskonale z czasów remontu mieszkania Pan Kafelkarz.
Równocześnie Panowie Murarze w pocie czoła stawiają ściany z ręcznie formowanego klinkieru.
Czyli jest dobrze.
Nie, żeby bez problemów się to wszystko odbywało, rzecz jasna.
Kilkakrotnie odraczana przez producenta dostawa okien zszargała nam kompletnie nerwy.
Ostateczny z ostatecznych termin dostawy zastał na naszej budowie od samego rana prawie wszystkich pracowników naszego Szefa Ekipy - nigdy nie widziałam ich tylu na raz... Plan był taki, żeby szybko i sprawnie zamontować okna, a następnie alarm.
Ale czas płynął, a okien ni widu, ni słychu.
Pierwsza partia zajechała około godziny pierwszej popołudniu.
Druga - a w niej największe okna tarasowe i balkonowe oraz drzwi wejściowe - o siódmej wieczorem, po kilku wizytach mojego męża w siedzibie producenta... Kierowcy samochodu dostawczego, zresztą Bogu ducha winni, ledwo uniknęli linczu przez naszą ekipę. Głodni po całym dniu czekania, chłopcy montowali tę cholerną stolarkę w nocy, w świetle dwóch lamp, które przywieźliśmy pośpiesznie na budowę.
A ponieważ w tych okolicznościach o zakładaniu alarmu nie było już nawet mowy, mój mąż spędził resztę nocy w śpiworze w samochodzie. O siódmej rano przyjechał do domu, wykąpał się, ogolił, przebrał i wyjechał w podróż służbową do Białegostoku...
Okna są piękne i do ich jakości nie mamy zastrzeżeń. Ale, niestety, terminowość i jakość obsługi producenta oceniamy jako skandaliczną.
Zmagamy się obecnie z tematem poprawek tynkarskich, które trzeba wykonać w miejscach rozkucia tynku przy instalacjach wodnych i CO. Trwa wielobój z udziałem naszym, Panów Tynkarzy, Szefa Ekipy oraz Pana Instalatora, kto ma te poprawki wykonać, a także kto i komu ma za nie zapłacić. Śmiechu warte.
Nasza dolna łazienka już w kafelkach. Białe ściany, żółta podłoga, dekorów brak. Wygląda bardzo czysto i wesolutko, nic tylko się kąpać - tylko trzeba jeszcze zamontować prysznic... Teraz pralnia, a po niej kuchnia - tu będzie zabawa, wzór z dekorów do ułożenia co do centymentra, bo musi pasować z przyszłymi szafkami kuchennymi.
Cegła ręcznie formowana naszym Panom Murarzom już się pewnie śni po nocach. Początkowo byli wyraźnie spanikowani, że upaprzą ją zaprawą - jest w kolorze piaskowym, więc każde zbrudzenie widać na pierwszy rzut oka - ale po spędzeniu pierwszego poranka na kolanach, z policzkami przytulonymi do betonowej wylewki (podczas fugowania najniższych wymurowanych warstw), teraz wyprostowali się zarówno fizycznie, jak i duchowo. I nasze ceglane ścianki rosną coraz szybciej.
A do przeprowadzki zostały dwa miesiące z małym haczykiem.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia