opowieści magmi
Na poddaszu mamy obecnie lakiernię.
Bardzo już chcielibyśmy się pożegnać z wielkim kartonem, który póki co występuje w charakterze drzwi łazienkowych.
Niestety, mnogość innych prac do natychmiastowego wykonania wciąż odrywa mojego męża od papieru ściernego, pędzla i puszki z lakierobecją, w związku z czym przypuszczam, że jeszcze parę dni zejdzie zanim nasze drzwi wewnętrzne osiądą wreszcie na zawiasach.
Postanowiłam nie stresować się ilością rzeczy, które jeszcze są do zrobienia-zamontowania-poskładania-rozpakowania-powieszenia. A tym bardziej ich nie liczyć, bo od tego podupadam na duchu. Tylko po prostu co wieczór COŚ zrobić. Najlepiej dwa-trzy cosie. Gdzieś w okolicach świąt wielkanocnych powinniśmy sytuację opanować...
Mój mąż usilnie walczy z automatyką naszego skomplikowanego układu CO, mając na uwadze zdecydowanie zbyt wysokie zużycie propanu w pierwszym okresie naszego zadomowienia. Są postępy, i to duże, a przy tym - co najciekawsze - zmiany są nieodczuwalne z punktu widzenia komfortu cieplnego. Czyli dobrze, że walczy.
Propan jest u nas jedynie na gościnnych występach, na płocie mamy juz zamontowany licznik gazu ziemnego, który mamy nadzieję, że popłynie jeszcze przed końcem zimy. Ale póki co, oszczędności wysoce wskazane, bo propan cenę ma nieziemską...
Skoro jestesmy przy tematach grzewczych, radośnie przyłączam się do grona miłośników ogrzewania podłogowego.
Ach, jaki to jest piękny wynalazek!
Podłoga wcale nie jest gorąca, ani nawet ciepła (letnio-chłodna raczej), ale w nogi zmarznąć nie ma szans - nareszcie! Widok dzieci biegających bez kapci (jak to wszystkie dzieci świata mają w zwyczaju) nie włącza już w moim mózgu syreny alarmowej. Podłoga wytarta na mokro po minucie jest sucha. W łazience dywanik przed prysznicem, którego w innych okolicznościach nawet bym nie kładła, bo permanentnie mokry byłby przecież, jest stale przyjemnie suchy, ciepły i puchaty. Naprawdę, bardzo jesteśmy z podłogówki zadowoleni.
Inna źródłem mojego nieustającego zachwytu w naszym domu jest PRZESTRZEŃ. Coś, czego mi najbardziej w naszym starym mieszkanku brakowało.
Nikogo z kuchni nie trzeba wyrzucać przy gotowaniu obiadu, nawet gdy sie tam zejdzie cała rodzina. Młodsze Dziecko może swobodnie jeździć swoim traktorem po dużym pokoju. Nie trzeba nic przestawiać, żeby zamieść podłogę. A jaki się nam poprawiła akustyka! Nic, tylko słuchać muzyki teraz!
Mogłaby ta nasza przestrzeń dzienna (kuchnia-jadalnia-salon) być spokojnie o 10m2 mniejsza, i funkcjonalnie spokojnie by wystarczyło, ale jednak bardzo jestem zadowolona, że ma tych metrów więcej. Po poprzedniej ciasnocie mam takie uczucie, jakbym wreszcie, po długim przebywaniu w niewygodnej pozycji, mogła się wyprostować...
Święta coraz bliżej, kilkanaście osób będzie u nas w tym roku na Wigilii. Dzieci już od tygodnia męczą mnie o choinkę i ozdóbki świąteczne, chyba ulegnę w tę sobotę.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia