opowieści magmi
Parę słów na temat eksploatacji domu postanowiłam dzisiaj napisać.
Woda.
Woda jest o niebo lepsza, niż w mieście (tam była po prostu okropna, nie dało się wypić herbaty zaparzonej na kranówce), baterie wreszcie nam się nie zakamieniają, co z ulga!
Natomiast mamy inny problem, który regularnie, ale bez rezultatów, zgłaszamy w wodociągach: woda jest niesamowicie napowietrzona. Tak bardzo, że po nalaniu do garnka przez chwilę jest dosłownie biała, potem zaczyna wyglądać jak gazowana mineralka, a dopiero po "odmusowaniu" przypomina normalną wodę z kranu.
Oczywiście nie ma to żadnego znaczenia przy myciu, piciu czy gotowaniu, ale strasznie cierpi na tym pompa cyrkulacyjna od ciepłej wody. Co jakiś czas się zapowietrza i zaczyna przeraźliwie piszczeć. Nie pomaga wtedy spuszczanie wody (rada Pana Instalatora), trzeba ją wyłączyć i włączyć od nowa - a to oznacza grzebanie w programatorze pieca. Nie lubię!
Co gorsza, mamy obawy, ze pompa nie pociągnie długo w tych warunkach.
Zdaje się, że będziemy musieli zainwestować w dodatkowy zawór odpowietrzający. Wcale mi się to nie podoba - znowu płacić... Ale chyba nie mamy wyjścia.
Ogrzewanie.
Od początku roku jedziemy już na gazie ziemnym. Aktualne zużycie dzienne oscyluje w rejonie 10-12m3, co w przeliczeniu na mamonę oznacza ok. 450 zł miesięcznie.
Przemnożywszy tę kwotę przez ilość miesięcy zimnych oraz dodawszy szacunkowe zużycie gazu w miesiącach ciepłych (woda użytkowa), wyszło nam, że ogrzewanie domu będzie nas kosztować 3 - 3,5 tys. zł rocznie. Raczej mniej niż więcej (w tym podanym zakresie), jako że doświadczeni domownicy zgodnie zapewniają, że pierwszy rok ogrzewania jest niereprezentatywny i zawyża szacunki (ściany jeszcze dosychają). Poza tym, w pewnym niewielkim zakresie straty ciepła zmniejszy położenie zewnętrznych tynków i oblicówek drewnianych. Może zdecydujemy się na tynk ciepłochronny? Pomyślimy, na razie temat jest odległy.
Z gazem mamy powtarzający się problem, gdy temperatura spada poniżej minus 10 stopni - zamarza nam reduktor w skrzynce na płocie, gaz przestaje płynąć do domu, piec CO się wyłącza i budzimy się rano z sinymi nosami (bo, rzecz jasna, z reguły takie spadki temperatur zdarzają się w nocy).
To samo dzieje się u wszystkich sąsiadów.
Trzeba iść do tej nieszczęsnej skrzynki w płocie i poruszać pewnym dzyndzlem - rurka się odtyka i jest po problemie, ale tylko chwilowo...
Gazownia twierdzi, że jest to efekt położenia gazociągu późną jesienią, przy mokrej pogodzie (co tam mokrej - lało jak z cebra) - wilgoć dostała się do instalacji i teraz lód co jakiś czas "zarasta" reduktor. Przyjeżdżają, czyszczą, raz nawet wymieniali reduktor... U sąsiadów to samo... Ale niewiele to pomaga.
Panowie Gazownicy pocieszają nas, że problem powinien zniknąć po pierwszym lecie - jak się zobi ciepło, woda odparuje w rurkach i "wyjdzie" z gazem. Mam nadzieję.
Śmieci.
Bardzo porządną mamy gminę. Co drugi tydzień wywożą odpady sortowane (za to się nie płaci, worki puste zostawiają w zamian za pełne), a co drugi - niesortowane z kubłów. Raz na kwartał makulaturę, a dwa razy do roku - "śmieci" wielkogabarytowe typu meble czy lodówki. Terminy wywozów na cały rok ślicznie i na kolorowop rozpisane są w "rozkładzie jazdy", który dostalismy po podpisaniu umowy z gminą.
Przekonaliśmy się już, że w tym systemie, gdy w osobnych worach ląduje plastik, metal i szkło, na pozostałe śmiecie w zupełności wystarcza nam jeden kubeł na dwa tygodnie.
A jak się podniósł poziom świadomości ekologicznej naszych dzieci !! Muszę się teraz gęsto tłumaczyć, gdy córka odkryje puszkę albo kubek po jogurcie w "zwykłym" koszu...
Dojazdy.
Nie jest wcale źle, nawet teraz, gdy mamy u siebie prawdziwą Syberię. Fakt, że w czasie, gdy ulice w mieście są już od kilku dni czarne i suche, nasza lokalna droga wygląda dalej jak aleja wjazdowa do pałacu Królowej Śniegu. Ale nie zdarzyło mi się utknąć w żadnych zaspach nawet w okresie najgorszych opadów, a raz nawet - co za szok! - pług śnieżny przejechał po naszej wewnętrznej, prywatnej drodze.
Naprawdę, ta gmina jest OK.
A w ogóle, to jest fajnie.
Podoba mi się mieszkanie w domu.
Podoba mi się grzebanie pogrzebaczem w kominku i zapach żarzącego się drewna (budzący odległe, ale jakże przyjemne, mazursko-wakacyjne skojarzenia).
Podobają mi się pola pokryte wciąż idealnie białym i iskrzącym się śniegiem, gdy w mieście już od tygodnia zrobiła się z niego szarobura skorupa.
Podobają mi się relacje z sąsiadami, którzy nie są blokowo-anonimowi, tylko coraz bardziej znajomi i chętni do wzajemnej pomocy.
Podoba mi się lokalny, bardzo ożywiony zwyczaj urządzania niedzielnych kuligów dla dzieci - choć osobiście optowałabym za ograniczeniem tej konkurencji do dróg osiedlowych oraz za wyłączeniem z niej traktorów, a niekórym tatusiom, ciagającym dzieci za samochodem, zdecydowanie zaleciłabym zdjęcie nogi z gazu...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia