dziennik Moiry
Wylewki miały zostać skończone na weekend. W czwartek wieczorem odbyłam poważną rozmowę z naszymi majstrami. Ustaliliśmy co i jak mają robić. zakupiliśmy zapas materiału i wypłaciliśmy im trzysta złotych kolejnej zaliczki. W piątek ze spokojnym sumieniem prosto po pracy wyjechaliśmy na rodzinny weekend do Bryzgla nad Wigry. Zostawiliśmy za sobą wszystkie problemy i wieczne zabieganie.
Polecam wszystkim zestresowanym.
W niedzielę wieczorem tuż pod Radzyminem mąż nieśmiało wtrąca: Ciekawe jak tam nasze wylewki?
Byłam święcie przekonana, że to już koniec. Jeszcze tylko raz obejrzę ich mordki przy wypłacie kasy i koniec. Niespodzianka była przednia. Okazuje się, że w trakcie trzech dni wylali jedynie jadalnie (11m2). A co z resztą?
Reszty to na pewno im nie zostało z zaliczki. Pewnie czując się bezkarni uczcili hucznie weekend.
Sami sobie zrobili krzywdę, bo gdyby zalali resztę to w zyciu bym nie zobaczyła w jaki sposób układają styropian. Biedna moja czteroletnia córka, która uczy się nowych zwrotów.
Kartka na dziś dla majstrów (czerwona): Nie zalewać salonu - zona musi obejrzeć ułożenie styropianu przed zalaniem....!
No i tak własnie jest. Jak kogoś pochwalisz i docenisz to potem już się nie stara.
Dziś znowu muszę poszaleć z poziomicą.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia