dziennik Moiry
NO to koniec na ten rok.
Wczoraj nasza ekipa zatarła ostatnie wylane dzień wcześniej pomieszczenie i koniec.
Zapłaciłam im już przedwczoraj urywając stówę do zapłacenia po zatarciu. Więc kiedy po dwóch dniach oglądania ich obrażonych za poniedziałkową awanturę min, zobaczyłam ich radośnie uśmiechniętych już poczułam się co kolwiek zaniepokojona. Trochę mi ulżyło, że nie rozstaniemy się pogniewani, ale taka radość za stówę to zbyt podejrzane.
No i oczywiście, to nie z powodu resztki kasy się tak uśmiechali tylko...
Majster zaraz po wejściu (uśmiechnięty) wręczył mi poziomicę co bym sprawdziła czy równo. Podziękowałam mu uprzejmie przy okazji informując, że szalałam z nią co wieczór po ich wyjściu, więc wiem że wszystko jest równo. No i dalej rozmówka o pierdołkach. I tu nagle majster rzuca, że to co dzisiaj wiecha?
Szkoda mi było zburzyć ich marzenia o wódeczce, bo przecież to jakby nie było sąsiedzi, a stosunki sąsiedzie trzeba pielęgnować (przypomniała mi się tutaj sprawa naszego bezpośredniego sąsiada i naszych psów).
Dyplomatycznie powiedziałam, że zaraz podeślę tu męża - on jest od spraw imprezowych - mi picie alkoholu nie wychodzi najlepiej. -
No i wieczór zakończył się małą imprezką: mąż + dwóch majstrów + moja rozanielona i rozbawiona córka. Po godzinie kontakt werbalny z majstrami przeszedł na fazę kiwania głową jako odpowiedź na bełkotliwe wynurzenia. Naszczęście mąż dzielnie zadbał o gości i wywiózł ich ... chyba na kolejną imprezę, bo sam wrócił po północy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia