dziennik Moiry
O przypomniałam sobie o jeszcze jednej niemiłej niespodziance, po odkryciu której opadły mi nie tylko ręce ale i zęby musiałam zbierać.
Przy odkopywaniu fundamentu odkryłam, że nasi chłopcy z typowym zagranicznym akcentem pomylili się przy stawianiu wykusza. Nie zachowali symetri i jeden kąt wyszedł im mniejszy. Zamiast rozebrać ten kawałek (pewnie się im nie dało bo ława pewnie też wylana pod złym kątem) to co zrobili. Zrobili rzecz najprosztą pod słońcem co by zadowolić inwestora estetę - po prostu ten fragment który jest widoczny na zewnątrz wymurowali już prawidłowo. Skutek taki że część górna fundamentu i cały róg wykuszu jest oparty tylko na jakieś góra 10 cm na pozostałej cześci fundamentu. Reszta wisi w powietrzu. Ups... w piasku.
Dobrze że chociaż zadbali o izolacje - wszystko ładnie wysmarowane dysperbitem.
Stałam tak oniemiała i dopiero po paru minutach zdesperowana chwyciłam za telefon i dzwonię do mężą z płaczem bezsilności. Mąż za chiny nie mógł zrozumieć moich opisów sytuacji. W końcu stwierdził, że jak się nie zawaliło przez trzy lata to i teraz się nic nie powinno złego dziać, a nad wykuszem już nic nie ma więc i większych obciążeń już nie będzie.
Uspokoić mnie trochę uspokoił, ale nerwy mnie do tej pory lekko szarpią.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia