dziennik Moiry
Siedem dni ciężkiej pracy fizycznej - i mój mąż jest najukochańszym mężem świata.
Mam już prawie ogródek. Wczoraj do północy polewałam, ale najważniejsze że jest co polewać. Teraz czekamy na trawkę.
Dziś jeszcze trzeba powbijać paliki do ogrodzenia wewnętrznego, co by pieski nie zniszczyły trawnika. Potem naciągnąć siatkę i nareszcie będę mogła zostawić pranie i zabawki bez strachu że rano zbiorę resztki.
Ogród napewno będzie piękny, ale niestety opóźni przeprowadzkę o kolejny miesiąc. Oby tylko o miesiąc.
I tak robiliśmy wersję minimalistyczną - czyli słupki to okorowane sośniaki, nie rozkładaliśmy żadnego systemu automatycznego - niestety sami jak automaty, nie kupowaliśmy żadnego czarnoziemu. Ale i tak koszt siatki (125 m za 900 zł), trawy (25 kg za 300), sąsiad za pomoc (500 zł), glebogryzarka (50 zł), żwirek do odwodnienia (mąż płacił to nie wiem) - pewnie się zamkniemy w 2 tys.
W weekend przyjechał także nasz ulubiony glazurnik - i położył glazurę w kuchni - na szczęście na kredyt - zapłacimy jak będziemy mieli.
Po 15 lipca ma przyjechać znowu na weekend to położy nam gres na schodach i tarasie - pewnie też na kredyt.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia