Mazurska chałupa komtura
W poniedziałek o 6 rano, cóż za pogańska godzina, witałem się z majstrem, panem Heniem i jego pomocnikiem. Byli gotowi, wyglądali na wypoczętych. Załadowali do samochodu narzędzia i pojechaliśmy. Robota można powiedzieć paliła im się w rękach. Zbudowali z kilku desek rynnę którą spuszczali na dół zdejmowane dachówki. Znakomita ich większość była popękana, z urwanymi "noskami". Dachówkowy złom. Pewnym utrudnieniem i niebezpieczeństwem był maszt z przewodami elektrycznymi, ale zaprzyjaźniony z cieślą elektryk poradził sobie z tym problemem. Prace rozbiórkowe posuwały się w imponującym tempie. Byliśmy pełni optymizmu. Tak jak przewidywaliśmy wszystkie elementy drewniane nadawały się co najwyżej na opał. Była też i nieprzyjemna niespodzianka. Zaciekająca przez lata woda spowodowała "zanik" kawałka murłaty. Zamiast solidnej belki było coś co po usunięciu próchna wyglądało jak bożonarodzeniowa choinka porzucona pod śmietnikiem.
W tartaku belki o takich wymiarach nie mieli, albo nie chcieli sprzedać z obawy, że znów wywiozę pół tartaku.
Po dokładnych oględzinach walącej się niestety stodoły wchodzącej w skład siedliska zdecydowałem o częściowej rozbiórce i pozyskaniu w ten sposób pasującej belki. Była zdrowa, z niemieckimi stemplami na końcu, podpisem leśniczego (?) i chyba datą 1924.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia