Mazurska chałupa komtura
Sąsiada, przemiłego człowieka na szczęście zastałem w domu. Właśnie robił sobie herbatę, więc i mnie poczęstował. Po grilowanej na wolnym ogniu mielonce było to jak lek. Inaczej chyba wylądowałbym na bloku operacyjnym ze skomplikowanym skrętem kiszek. Rozmowa szła trochę powoli, bo sąsiad autentyczny Niemiec i po naszemu nie rozumie, a ja germanistyki nie kończyłem. Lubię z nim rozmawiać. Zawsze można trochę podszlifować język, a że sąsiad to człek kulturalny i wykształcony to tematów do miłych rozmów nie brakuje. Oczywiście bez wahania zgodził się i po dopiciu herbaty ruszyliśmy jego samochodem do szpitala.
Po wyboistej, gruntowej drodze jego "merola" sunęla prawie jak moja "knedliczka" po asfalcie. Bez problemu umieściliśmy mą małżonkę na tylnym siedzeniu oraz jej nogę i zostało nawet sporo miejsca.
Po dojechaniu do komturii sąsiad pomógł również wyładować mój cenny ładunek.
Oczywiście w domu żona poczuła się znacznie lepiej. Od razu zaczęła wytykać mi różne niedoróby. A to podłoga niezamieciona, a to kubek po kawie nieumyty, łóżko niezasłane... Pomyślałem, że może trzeba było zostawić ją w szpitalu.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia