Ogrodowe i wykończeniowe perypetie Ani i Bartka
Długie weekendy sa zawsze bardzo obfitujące w przeliczne wydarzenia budowlane. Tylko, czy ja je wszystkie pamiętam?
Może mi chronologia pomoże...
Czwartek:
W całości spędzony w Konikowie. Ja lałam, lałam i lałam (w nocy potem padał deszcz, nie ma to jak dobry zaklinacz ) a reszta ekipy układała polbruk pod domek ogrodowy. I to chyba wszystko.
Piątek:
Zaczał się bardzo wcześnie. O 7 rano byłam już w hurtowni budowlanej, z fryzurą fantazyjną na głowie i malutkimi szparkami w miejscu oczu robiłam za damę. Kupowałam "Delfina"- środek do mazania klinkieru, co by potem fugę dało się zmyć i "Tygrysa"- środek do mazania powłok malowanych, żeby farba z nich odeszła (i tak nie działa ). Dyskutowałąm z panem sprzedawcą kulturalnie, potem dostojnym krokiem udałam się do magazynu, gdzie drugi pan powitał mnie bardzo uprzejmie, przejął fakturę i po chwili przyszedł z reklamówką, wręczył mi ją i powiedział, ze reklamacji nie przyjmują, jeśli się zwierzątka pogryzą. Uśmiechnęłam się kwaśno i odjechałam prosto do łóżka jeszcze na godzinkę
A po południu- kierunek Konikowo. Siedziałam cały wieczór przy stole i układałam wzór płytek, które mają być wyłożone na ganku. Spodobała mi się Taragona z Opoczna, w czterech rozmiarach. Męczyłam się, ale narysowałam. Dziś ją odbieram.
Sobota:
Od rana w Konikowie. I wielkie wydarzenie. Brama suwana i furtki zamontowane! Pozostało tylko obicie ich drewnem, takim samym jak cały płot. Cały ranek mazałam toto Hammeraidem. Mój mąż za to załatwił dwóch dorosłych facetów. Swojego ojca i brata. Najpierw spuścił bratu na palec zawias od furtki, z dość dużej wysokosci więc tamten aż zasłabł na trochę, a potem uparcie próbował wkręcić wkrętarką śrubę do deski przez środkowy palec ręki swojego ojca. Po czym stwierdził, że on ma już dość i że idzie do domu Ale nie poszedł i do wieczora postawili z ojcem i bratem "stelaż" domku ogrodowego i więźbę nawet Wiechy się też domagali, ale słabo na szczęście
Sąsiedzi z działki naprzeciwko zabrali się za usuwanie chaszczy. Potrzebna im była do tego woda, którą brali z udostępnionego przez nas kranika. Ich malutki synek- może z 4 lata jeździł sobie na rowerku. I w pewnej chwili widzę, że mały z wielką butlą stoi przed bramą i wyraźnie chce, żebym do niego podeszła. Podeszłam zatem. A on stremowany, trochę przestraszony ale i zdeterminowany mówi:
- Pseprasam, cy ja mogę jesce trochę wody? Bo jeździłem na lowelku i psewróciłem tamtą wodę, no i obiecałem mamie, ze to załatwię.
Z poważną miną nalałam wody i wręczyłąm przemiłemu sąsiadowi. On podziękował, wyszedł, postawił butlę na drodze i stwierdził:
- To ja za sobą zamknę
Po czym szarpnął wszystkimi mięśniami i zasunął za sobą bramę . No, tylko troszkę mu pomogłam
Niedziela
Od rana piękne słońce więc szybka decyzja- jedziemy do Konikowa na grilla. I tak minął dzień, a wieczorkiem znów podlewanie ogrodu.
Dziś ciąg dalszy stawiania domku ogrodowego, który będzie pomalowany na kolor płotu, a stawiany jest ze stempli przecietych na pół. Na wzór góralskiej chaty Jutro już ma być gotowy
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia