Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali
Jako, że jutro znowu przybywa ekipa aby dalej składać moją chatynkę, to dziś jest ostatnia chwila, aby doprowadzić opowieść do czasu rzeczywistego, czyli do teraźniejszości.
W kilku zwięzłych, lapidarnych słowach strszczę więc, co się wydarzyło od postanowienia, że czekamy do marca.
Otóż czekaliśmy. Rozmawiałem to z tą ekipą, to z tamtą... W końcu zdecydowalismy sie na tych chłopaków spod Ostrołęki (Kurpiów znaczy się), co nam kopali ławy. Trochę mnie martwiło, że na wlasny rachunek nic nie robili, ale byli tani. W ostatniej chwili jednak pewni dwaj dość młodzi inżynierowie opuścili swoją cenę na tyle, że jednak zdecydowaliśmy sie na nich.
Historia tego wyboru sama w sobie jest dosć zabawna. Mieli juz przyjeżdzać Kurpie i budować ale jednak zostali strzymani i zwołano nocną naradę, gdzie pośród oparów dymu i emocji doszliśm do wnisoku, że .... Kurpie! Gdy zadzwoniłem do Inżynierow, co by im zakomunikowac ten nius, to w toku rozmowy jednak uzgodniliśmy, że jeszcze rano się spotkamy (ja z Tesciem i oni). Spotkanie na tyle sie udało, że jednak Inżyniery nam budują.
Czyli oczywiście, jak to u nas, mętlik, kociokwik i szaleństwo. Czy na dobrze to wyjdzie - nie wiem. Na pewno będzie sporo drożej, ale jednak zmiękłem trochę, albo inaczej obleciał mnie cykor. Stwierdziłem, że jednak niech ktoś czuwa nad tym całym budowaniem, co się trochę na tym zna.
Anyway - żeby nie zanudzać przejdżmy do sedna:
otóż dnia 3 marca Anno Domini 2008
zaczęła się nasza budowa!!!
Naprawda, ostatecznie, wreszcie się zaczęła! Po niemalże półtorarocznej mordędze, niezliczonych zwrotach akcji i nerwowych załamaniach jednak ruszyła maszyna powoli po szynach...
Nie miałem za bardzo jednak czasu na kontemplowanie tej nowej rzeczywistości, bowiem non-stop byłem w ruchu: przywieź, zawieź, kup, podłącz, powiedz, zdecyduj itp.
Szok. A jeszcze tamten tydzień pracowałem.
Ano właśnie - czy wspomiałem już, że się zwolniłem z pracy? No to mówię :)
Wracając do naszych baranów: 3 marca zaczęli, w środe wylaliśmy chudziak, w piątek ławy. Na początku było ich tylk dwóch, potem dojechał trzeci.
Majster, Pan Adam, całkiem OK. Nie piją. Przeklinają miej ode mnie. Jest git.
Do zbrojeń i ogólnie fundamentów Inżyniery powprowadzały wlasne innowacje i ulepszenia, dzięki czemu mam chyba najbardziej kosmiczny fundament na swiecie :)
Zdjęcia z tego wszystkiego wkleję, jak odzyskam laptopa, na ktorym rezydują. Wtedy będziecie wiedzieli, o co mi biega. Na pewno nic sie nie zawali :)
W piąŧek 7 maca żeśmy zalali ławy (chłopaki wstali i robili od 4 żeby zdążyć), a od poniedziałku murowanie - przyjechały bloczki, papa, piasek, cement, wapno itp (znowu telefony, załatwianie itp.). Wywrota z piachem się wkopała. Było fajnie.
No i w tydzień w zasadzie wymurowali te ścianki. Pogoda jak była piękna w pierwsz tydzień, to w drugi pod psem. Mury na noc folia cza było zakrywać. No ale z Bożą pomocą jakoś przebrneliśmy.
Weekend poświąteczny miala byc przerwa - chłopaki chcieli a ja też miałem na tydzien pojechać odpocząć. Nic z tego nie wyszło, bo Babcia postanowiła mieć w Wielki Piątek operację zaszycia dziury w żołądku, czym dostarczyła mi kolejnej porcji wrażen, ale przerwa w budowie pozostała.
Chłopaki przybywają więc dopiero jutro i zaczyna się Week 3, w którym ja m. in. będę rozprowadzał kanalizę i budował płot (przypomnijcie mi, żebym przygode z psem sąsiadow opowiedział).
Na razie się odmeldowuje. Fotsy dam wkrótce, tak jak zestawienie dotychczasowych wydatków (aaaa! ) i szczegóły techniczne.
Pe curand!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia