Dziennik budowy Eli i Maćka, czyli Gemini dla Bliźniąt
Teraz o mediach...
Normalnie, gdyby nie widok autobusów komunikacji miejskiej i fakt, że nasza działka znajduje się w 1-szej strefie TAXI, uznałbym, że budujemy się w jakimś Pipidówku Małym pod Kozim Rogiem (z całym szacunkiem dla wszystkich Pipidówków i Kozich Rogów!!!).
Wielce szanownie reklamujący się nam RWE Stoen raczy już 18-y miesiąc (tak, tak PÓŁTORA ROKU) pracować nad przyłączeniem naszej działki do sieci elektrycznej... Nadmienię, że nasza działka znajduje się w odległości 70 metrów od najbliższego węzła elektrycznego. To nie! Stoen sobie wymyślił, że podłączą nas nie napowietrznym kablem od najbliższego węzła, tylko podziemnym od pobliskiej stacji trafo (ponad pół kilometra!!!).
Początkowo mieli wykokosić się z tym do listopada 2006. Potem miał być to marzec 2007. Teraz przesunęli sobie termin do końca września 2007. Tylko, że do końca września są niecałe 3 miesiące, a tych 500 metrów kabla pod ziemią trzeba przekopać. A panów od kopania ani widu, ani słychu... I tak sobie jedziemy na agregacie (ale mieszkać na tym się nie da...).
Z gazem taka sama historia (do najbliższego węzła też 70 metrów, a gazownia siedzi z kwitami już 19-y miesiąc). Z tą różnicą, że gazownia ostatnio podeszła do sprawy realistycznie i przesunęła sobie już termin na maj 2008, żeby nie robić nam złudnych nadziei, że w tym roku nas podłączą...
Można się wściec i to na serio. Bezradność i bezsilność dopadają człowieka i przywodzą mu na myśl najgorsze możliwe rzeczy.
No bo jak zareagować na babę w gazowni, którą Ela odwiedziła po OŚMIU miesiącach od złożenia wniosku, i która wyciągnęła ten wniosek z tej samej przegródki, do której został włożony przy składaniu, i stwierdziła, że "skoro państwo wcześniej nie przychodzili, to ja myślałam, że to nic pilnego i państwu nie zależy"...????? Normalnie brak mi słów. Potem, na osłodę, dorzuciła jeszcze - w odpowiedzi na Eli nieśmiałą sugestię o tym, że próbowaliśmy się dodzwonić - że przecież ona nie ma w zakresie obowiązków wskazane, że ma odbierać telefony od klientów. A na telefonie nie ma wyświetlacza i nie wie, kto dzwoni. To nie jest żart, ani czeska komedia, ani film Barei. To jest rzeczywistość w gazowni w dużym mieście w centralnej Polsce w roku A.D. 2007. Można stać się lepszym człowiekiem, ucząc się miłosierdzia i wyrozumiałości dla takich osób.
Z przyjemniejszych rzeczy: otrzymaliśmy zgodę Urzędu Dzielnicy na wycięcie pięknej, dwupiennej brzozy, która zasłania nam wjazd do garażu i niestety grozi przewróceniem na dom... W zamian posadzimy sobie 2 drzewa na działce już po zrobieniu ogrodzenia i jeszcze 3 na terenie dzielnicy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia