Od czego zacząć po tak długiej przerwie w uzupełnianiu dziennika (od ostatniego wpisu minęły prawie trzy lata), zacznę od podsumowania kosztów. Z pewnością pewne kwoty(raczej te mniejsze;) umknęły uwadze i notowaniu
rok 2010 zakończyła kwota 103290
dodać należy jeszcze z 2010:
-ekipa budowlana 40 000 zł
-materiały na dach 5 000
RAZEM 148290 zł
rok 2011:
-ogrodzenie fundamenty boki ?
-panele 5000
-farba 250
-podwórko i droga koparko-spycharka + materiały: 1000
W sobotę 20.11 na dachu pojawiła się wiecha z prawdziwego zdarzenia - jest siekiera, piła, kąt prosty wycięte/wystrugane z drewna i miotła z traw i nawłoci oraz butelka. Szczerze mówiąc zawsze myślałam że mocuje się na szczycie kępę roślin - ale majster wytłumaczył nam wszystko - oczywiście podczas zakrapianego popołudnia - jak przystało na tradycyjną wiechę.
Przez dwa dni wydeskowany został prawie cały dach. Tak na prawdę została papa i w tym roku to tyle!!
Wiara czyni cuda - uwierzyłam w optymistyczną prognozę majstra o papowaniu pod koniec tygodnia - i tak się stanie: jutro chłopaki jada z papą! krokwie niemalże już ustawione (niemalże, ponieważ zabrakło drewna, jutro rano ma być dostawa - a zamówiliśmy tyle jak w projekcje wiec kolejny nieplanowany dodatkowy koszt i coraz więcej na minusie.
Wczoraj i dzisiaj to wariackie dni: maluszek razem ze mną jeździ po składach i sklepach budowlanych i metalowych w poszukiwaniach śrub, zakretek, gwoździ, zapraw do komina, kratek itd. Dzisiaj załatwiłam w elektrociepłowni żużel (8 T) po okazyjnej cenie 22 pln/t.
Również wczoraj wybierałam klinkier na komin - kolor będzie grafitowo-czarny (Antracyt Robena). Problem jedynie z kratkami wentylacyjnymi w tym kolorze - znalazłam tyko w jednym sklepie na zamówienie i to plastikowe. Na razie zostaną takie, jak znajdziemy metalowe tego koloru to się wymieni.
A dach już prawie gotowy. Za każdym razem gdy przyjeżdżałam na budowę coraz więcej desek już było przybitych - Mam nadzieję, że pod wieczór skończą stronę od wjazdu (najdłuższa i najmniej ciekawa elewacja).
Nawet podczas święta (11.11) i kiepskiej pogody chłopaki nie leniuchują. Ekipa (co prawda okrojona) pracowała nad dachem, a chłopaki tj mąż, szwagry i taty, zabrali się za uprzątanie terenu. A jest co sprzątać: teren działki jest porozjeżdżany, utworzyły się rowy wypełnione wodą (z tym na razie nie ma co zrobić tylko czekać na osuszenie czyli późną wiosnę). Do tego stoi woda na drodze, którą sami układaliśmy płytami, a w koło budynku mnóstwo desek, stępli, styropianu i palet. Sprzatanie i wywożenie niepotrzebnych materiałów i pozostałości trwało dwa dni. Mimo, że to jeszcze nie koniec sprzątania, od razu milej się zrobiło na działce. Oczywiście w taki zimny i niprzyjemny dzień nie obyło sie bez ogniska i kiełbasek .
Dach idzie baardzo powoli - chociaż majster ma ambitny plan krycia papą już pod koniec następnego tygodnia. Ja jestem pełna optymizmu i mu wierzę .
Tu będzie kiedyś mój ogród - już niedługo przedstawię Wam jego koncepcje. Na razie nie wygląda obiecująco:
Długo nic się nie działo na budowie a to za sprawą deszczu, który spowalniał prace, a dokładnie rzecz ujmując - uniemożliwiał. W poniedziałek krokwie zostały dźwigiem "wrzucone" na strop i tak sobie leżakowały. Złość nas ogarniała bo dwa tygodnie wcześniej gdy pogoda dopisywała nasza ekipa kończyła budowę... ale nie u nas .
Po kolejnych dniach deszczu na działce jak zwykle bajoro a w korytach po dźwigach, koparkach i innych ciężkich sprzętach, pełno wody.
Ale wczoraj mój mąż wrócił z działki bardzo szczęśliwy (ta radość i mi się udzieliła gdy powiedział, że prace ruszyły: doszły ścianki szczytowe x3, a przy każdej ściance po trzy krokwie. Deszcz przestał padać na zaledwie dwa dni, a po południu pokazało się nawet słońce. Co za widok ! mało nie pogubiłam kaloszy - chodziłam dookoła, z buzią od ucha do ucha - bo dach nam rośnie:D
i jeszcze - namawiano nas na rezygnację z okrągłych okienek - ooo nie ! To przecież sam urok
Chłopaki troszkę opóźnili się z robotą - a szkoda poprzednie dwa tygodnie były na prawdę sprzyjające pracy na budowie. Ale nie ma tego złego ... strop dobrze wysechł. Zaczęli dopiero w piątek 29.10 ale efekty juz są widoczne - zdjęte stemple a w sobotę zalali wieniec. Po świętach (czyli od jutra) ruszają z cylagrem. Parę zdjęć z salonu
Beton sechł sobie spokojnie cały tydzień. Pogoda dopisywała, wiec codziennie ktoś na stropie z wężykiem pomykał. Najczęściej był to teść/tata. Przyszła sobota, mamy wielki zamiar uprzątnięcia działki - okazuje się że to nie takie łatwe, przydałby się robota od samego rana, bo rupieci i odpadków nazbierało się co niemiara.
Od nowego tygodnia wkracza ekipa ciągnąć do góry dach . Nadal nie mogę uwierzyć, że już tyle za nami. Co prawda przed nami jeszcze więcej
W ten dzien nie zabrakło słońca ale tez ... nerwów. Grucha miała przyjechać miedzy 8 a 10 wiec razem z Maluszkiem o 10 już czekałyśmy na betoniary. O 11 dowiedziałam sie że bedą mieli opóźnienie i pierwsza grucha będzie na pewno przed 12. Przyjechali po 13. Ekipa budowlańców zła jak jasny gwint - jakby nie było pół dnia pracy upłynęło na niczym - wynudzuli sie wymarzli - a przed wszystkim w takim tempie bedą zalewać strop do nocy. Najważniejsze ze pompa i grucha jest, wszyscy w pogotowiu a tu nagle okazuje się ze pompa nie działa. To już było apogeum - moje również. Po interwencjach kilku/nastu tel. pompa przyjechała z zuełnie innej firmy, i grucha za jakis czas tez była na miejscu. Mamy jakiegoś pecha jeśli chodzi o zalewanie betonu - jeszcze nie zdążyło się (przy fundamentach, chudziaku czy stropie) aby beton był zalany zgodnie z planem - ba opóźnienie za każdym razem jest większe, dobrze ze to ostatnie lanie betonu . Za pierwszym razem beton przyjechał po kilkugodzinnym opóźnieniu do miejscowości o takiej samej nazwie, ale w innej gminie, ba nawet powiecie . Teraz pompy -awarie od samego rana, dlatego nie przyjechali na czas, a jak się zjawił - to kolejna pompa padła. Z perspektywy czasu nawet nieźle się o tym opowiada - bo na bieżąco zabrakło cierpliwości.
stemple rozkładane były przez kilka dni, ale dzisiaj widziałam efekt końcowy - las stępli w salonie korytarzu kuchni pokojach - wszędzie. Dodatkowo zrobione jest zbrojenie juz na całej powierzchni.
co nowego? a wiele, jeden dzień a tyle się zmieniło. Przede wszystkim wszędzie już są podciągi i nadproża. Dodatkowo obydwa kominy poszły w górę! salon robi sie co raz ciekawszy .
Nad sypialnią juz sa ułożone dechy pod strop, a na ścianie (wreszcie) zawisła tablica informacyjna. Teraz tylko wyczekiwać pogody na lanie stropu, do końca tygodnia ma byc ładnie, a co z resztą? nam potrzeba ok 2 tygodni bezdeszczowej aury. Mam przeczucie że będzie dobrze - MUSI .
W związku z tym, że troszkę obeschło ( + kalosze) obeszłam domek dookoła, oto fotki:
Są już wszystkie ściany wewnętrzne i "namacalne" jest juz każde pomieszczenie. Miło zaskoczyłam się pralnią-suszarnią, bo o dziwo wyszło bardzo fajne i pojemne pomieszczenie na pralke oraz inne sprzęty domowe. Zmieści sie tam także półka na przetwory i kuchenne przedmioty ewentualna alternatywa dla spiżarki . Zadowolona jestem także z pokoików dziecięcych - dla Lilki ze skosem w kształcie litery L - jest nieco większy ale mniej ustawny, w stosunku do drugiego pokoiku dziecięcego. No i wreszcie skos na ścianie w salonie - o co najbardziej sie obawiałam - wyszło całkiem nieźle . Salon zyskał ścianę od postawienia/powieszenia ew. telewizora - bo takiej nie miał. Nie jest koniecznia ściana kinowa (ma 120 cm) ponieważ do tej pory przez prawie 4 lata nie korzystamy z telewizora, nie musi się to zmieniać po przeprowadzce. Ja już wiem co tam "zawiśnie" - ale o tym nieco później, czekam na specjalną okazję.
Efekt jest zdumiewający - to jest już nasz dom, jest już w realu a nie na papierze ani w wyobraźni.
Pogoda nie rozpieszcza murarzy, deszcz padał cały tydzień do tego temperatura baardzo spadła , jednym słowem jeszcze jesień na dobre się zadomowiła, a tu zimą powiało. Ja tylko wpadałam na budowę w tzw międzyczasie. Przyzwyczajona że od tygodnia działka trochę obeschła wyskoczyłam w półbutach z samochodu prosto w błoto - od tego czasu gumowce zawsze mam pod ręką, tutaj nie da rady bez nich.
Stropu brak, zimnica straszna, aż współczułam murarzom, że cały dzień w tym zimnie pracują, zaproponowałam więc, że rozpalę w kominku żeby sie rozgrzali. (bo miejsce na kominek już gotowe;)
W tym tygodniu ściany wewnętrzne poszły w górę, oraz została ułożona z cegieł podmurówka pod sklepienie.
fundamenty kosztowały nas ok 26080 zł, jest to wartość przybliżona ponieważ nie wiem ile stali zostało zużytych do fundamentów - policzyłam 1/3 tej co zakupiliśmy - bo reszta idzie na strop
dodatkowo z wydatków:
1600 - cegła pełna
175 zł - 5 paczek styropianu
550zł - rury kanalizacyjne i inne rzeczy kanalizacyjne
Tydzień upłynął pod znakiem gwałtownego rozwoju sytuacji a dokładnie powstały niemalże całe zewnętrzne mury naszego świata. Dodam tylko że z entuzjazmem i optymizmem zakończyliśmy ten tydzień pracy a pogoda sprzyjała każdego dnia. Był to najcieplejszy (i bez opadów) tydzień września 2010. Po ciężkiej pracy czas ugościć murarzy i wspólnie pobiesiadować . Ja oraz starsza gospodyni przygotowałyśmy wyżerkę (coś na ciepło i na słodko) a chłopaki wiadomo zadbali o resztę. Na prawdę znaliśmy same dobre opinie o tej firmie, ale my jesteśmy baaardzo zadowoleni z ich pracy. Przede wszystkim doświadczenie i dokładność w każdym calu jak również na budowie jest po prostu czysto. Nie mogę się nacieszyć murami - na razie o elewacji możemy zapomnieć, ale te mury są tak ładne (suporeks i klej) że goła ściana wygląda bardzo efektownie. na zdjęciu poniżej jest to widoczne. Tynkarze się wiele nie napracują
od 20 września zostały poczynione diametralne zmiany na działce - na zalanym chudziaku zaczynają rosnąc mury, z dnia na dzień są coraz wyższe. Dom rośnie w oczach i każdy wjazd na działkę witam z taką miną . Pomieszczenia wewnątrz maja mieć wysokość 2,80 cm, budowlańcy i teście nie pochwalali tego pomysłu - ale wizja jest nasza i tak zostało. Ostatecznie wysokość pomieszczenia to 2,81 (dwie warstwy cegieł pod stropem). Jak na razie efekt mi się podoba. I przekonała się do tego reszta - tłumacząc sobie że to parterówka, że pójdzie sufit podwieszany itp. My po prostu nie chcemy czuć się jak w piwnicy z uczuciem klaustrofobii.
Dla upamiętnienia placu które przypomina pobojowisko z bruzdami na ok metr (nieco wcześniej wypełnione były wodą) zostaną kiedyś tylko wspomnienia. Zastąpi je piękny ogród (powoli powstaje - na razie w mojej głowie ale już niedługo wrzucę na kalkę i się pochwalę pomysłami).
Po wypełnieniu piachem zagłębień powstałych z murów fundamentów (weszło 12 wywrotek:o ) trzeba by ten piach równomiernie rozwieść i utwardzić - tak wiec ekipa mój K, szwagier (forfiter:p ach jakoś na czasie) i w miedzy czasie jeszcze trzech pomocników do późna w nocy rozwozili, utwardzali oraz przygotowywali grunt pod układanie rur kanalizacyjnych. A ze 24 godziny to mało w ciągu doby K i szwagier rury rozkładali mocowali i zakopywali do późna w nocy w niedzielę - dzielne te chłopaki. My obie mogłyśmy kibicować, ale nie do tak późna. W poniedziałek z rana przyjeżdza grucha na chudziak - wiec robota musi być skończona jeszcze w niedzielę.