1) Najpierw trza zdobyć plan zagospodarowania przestrzennego lub warunki zabudowy. Oba dokumenty to właściwie to samo - ustalają co i w jaki sposób można postawić na naszej najpiękniejszej działce świata. Jeśli teren objęty jest planem zagospodarowania wystarczy zlożyć wniosek o jego wydanie w formie papierowej i na drugi dzień ma się ten etap z głowy. Ustalenie warunków zabudowy trwa dłużej, ma jednak tę zaletę, że można się trochę "potargować" o szczegóły. U mnie był plan zagospodarowania, w ciągu dwóch dni z papierem w zębach mogłem lecieć juz do projektanta
Czytając na forach o potyczkach z urzędami człek zastanawia się czy znajdzie w sobie tyle siły, żeby przez to przebrnąć. Żeby nie dać się zwariować trzeba przyjąć proste założenie - "mamy przerąbane a może być jeszcze gorzej". W ten sposób każde odstępstwo od tej reguły przyjmuje się jak dar boży
Ma całe 1015 m2 ale najwazniejsze, że zostało zaakceptowane przez najwyższą instancję
A dwie pozostałe instancje postanowiły na dobry początek wykonać próbny odwiert - bo w tv sporo teraz gadają o gazie łupkowym
Nadmienię tylko, że przyczepkę kupilismy później - jesienią wykonałem część ogrodzenia, resztę skończyliśmy wiosną. To w zasadzie wszystko co mozna wykonać bez papierów i pozwoleń.
Zakup działki to trochę nerwowe zajęcie jest. Wtedy jednak jeszcze o tym nie wiedziałem. Oczywiście przed finalizacją spotkałem wszystkich znajomych niewidzianych od 20 lat, i którzy życzliwie poinformowali jak to kiedyś zostali oszukani w transakcjach nieruchomościowych. W ciągu tygodnia stałem się więc internetowym ekspertem i pośrednikiem nieruchomości w jednym. Działkę kupowaliśmy bezpośrednio u własciciela, dlatego starałem się wiedzieć o niej ( i o nim) wszystko. A nawet i więcej. Na spotkaniu u notariusza czułem się prawie jak prokurator krajowy, a facet... spojrzał na moją gromadkę ( byłem z żonką i 1,5 roczną Majką) i stwierdził, że nie ma co męczyć dzieciaka formalnościami - on wszystko podpisze a my mu zapłacimy jak znajdziemy chwilę coby skoczyć do banku W ten sposób pod koniec września 2010 roku stalismy się właścicielami ziemskimi.
Zakup okazał się bezproblemowy, facet też - czyli szczęścia ciąg dalszy
Właściwie nie słowo, raczej gadanie - jakby było fajnie mieć domek. Czyli standardzik wśród ludzi młodych duchem i prawie młodych ciałem Niestandardowe było to, że hacjenda miała być z drewna - taka westernowo-góralska. No a jak już przegadaliśmy parę dzionków i parę nocek , a na dodatek spadło na nas trochę kasy to tak jakoś coraz dalej zaczęliśmy się wypuszczać na rowerkach, niby to dla łyknięcia powietrza, ale tak naprawdę, żeby przyfilować kawałek fajnego lasku albo łączki, z dala od miasta i cywilizacji ale, ale, ale - żeby jednak "prund" i woda były gdzieś niedaleko
No i doigralismy się. Po oglądnięciu 150 działek byliśmy wciąż w rozterce bo zawsze cos było nie tak, a to położenie, a to sąsiedztwo, a to cena, a to brak "prundu". Wciąż wracaliśmy natomiast do jednej z nich, która co prawda nie spełniała kilku wstępnych warunków, bo szkoła dość daleko, bo brak sklepu, ale......no prund był. I woda też. Na dodatek pięknie wokół. Dookoła las, no i ten zaaapach
Rach ciach i decyzja zapadła. Kupujemy. W dwa dni było po wszystkim. W dodatku niedrogo - cosik za ładnie mi to wyglądało. Żadnych komplikacji ? Cholerka, skoro tak dużo szczęścia to może by tak skreslić jakieś numerki w lotto ?