Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Marta6666

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    23
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Marta6666

  1. Witam, mam u siebie dach krokwiowo-jętkowy (wyczytałam w projekcie). Rozpiętość dachu (szerokość domu) to 9,8 m. Na jętkach są położone płatwie, na całej długości, tak się zastanawiam, jaki jest zadanie tych płatwi? One zwyczajnie leżą sobie na jętkach, na całej długości domu ... nie są niczym podparte tj. żadnymi słupami. A druga sprawa to pękająca murłata, tzn. dziś zauważyłam takie podłużne rysy na murłacie wzdłuż murłaty, są one zarówno z frontu, jak również patrząc z góry, te z góry są mniejsze. Niestety, zdjęcia, które robiłam są zamazane, było już szarawo. Następnym razem zrobię wyraźne. Czytałam już tu na forum, że drewno pęka, gdy wysycha ... ale niepokoją mnie te rysy, bo one są wgłąb chyba jakieś 4 cm ... Aha, a murłata ma 12 cm. a dziś zobaczyłam w projekcie, że powinna mieć 15 cm? Krokwie są co ok. 1m grubości 7 x 16 (o ile dobrze pamiętam). I co teraz? Da się to naprawić? Proszę nie odsyłajcie mnie do Kierownika Budowy, bo za późno się zorientowałam, że to był zły wybór . Pozdrawiam!
  2. TO prawda, do każdej pierdoły potrzebny jest specjalista ... Na pewno masz rację ... ale postanowiłam dać sobie i jemu jeszcze chwilę czasu i zobaczę co będzie dalej. Pewne jest, że w sprawie budowy to wcale liczyć nie można. Dzisiaj sprawdzałam kolejne rozwiązanie w necie ... czytam opinie fachowców i są zdjęcia przykładowych rozwiązań - wyjątkowo nie marudził, gdy miał wstać z kanapy, żeby zobaczyć o czym mówię ...
  3. Hmm, pisałam o zaletach mężczyzny , zakupy, gotowanie, domator (ja też jestem domatorką). Gdy ja mam zły humor - wystarczyłoby mnie przytulić i pogłaskać i na ten moment przytaknąć - być ze mną. To tak niewiele myślę. Dla ułatwienia mówię czego mi potrzeba, czego oczekuję. Ale wtedy raczej nie mam wsparcia . Czasami ma poczucie humoru. Ale często jest nieobecny - ogląda filmy... Tak jak teraz. Leży na kanapie i ogląda. A ja tu sobie gadam z Wami . Niestety nie jest zbyt rozmowny, a przecież zamiast tu pisać, to moglibyśmy razem porozmawiać itd. Ale już mi się nie chce zaczynać jakiegoś nowego wątku ... zazwyczaj to ja muszę nawiązywać rozmowę... Dlaczego jestem - zaczęłam z nim być, bo myślałam, że będzie trochę inaczej, a teraz jest jak jest ... i takie różne przemyślenia mam.
  4. Oj przepraszam, z tego zaaferowania się pogubiłam ... . No cóż, kobieta, mężczyzna - a problemy bywają podobne.
  5. No ale ja tu o sobie piszę, a wątek założył mężczyzna i widzę, że jakoś przestali się wypowiadać w tym temacie ... a szkoda.
  6. Malka - może nie podchodzę tak radykalnie jak Ty, ale generalnie się z Tobą zgadzam - nawet o wynajęte mieszkanie się powinno dbać jak o swoje.
  7. EZS - to nie jest tak, że nie widzę innych zalet, staram się je dostrzegać ... człowiek, gdy jest zdenerwowany to widzi tylko złe strony, ale już trochę mi przeszło - staram się odpuszczać - szkoda mi życia na nerwówki, a więc zalety: tak jak pisałam zakupy: jedzenie, picie, raczej nie muszę myśleć o tym, czy chleb jest w domu itp. dobre i to, no i widzę, że lubi trochę się w kuchni udzielać, ja nie za bardzo, więc stwierdziłam, że oddaję mu "kuchnię". Podzieliliśmy się też obowiązkami dot. sprzątania, tzn. on odkurza, ja robię resztę. NO ale z tego się nie wywiązuje ... . Ale co do drobnych napraw, malowania itd. to uważam, jak przedmówczyni moja, że mimo wszystko powinniśmy to robić razem, bo on tak samo zużywa i brudzi jak ja, a nawet więcej ... żarówki przepalone, zawsze ja wymieniałam, ale się wkurzyłam i teraz czekam aż on to zrobi, ale chyba się nie doczekam, w pokoju w żyrandolu na 6 świecą dwie, w kuchni, na 3 świeci jedna ... . Aha no i ja nie jestem już nastolatką, trochę przeżyłam już w życiu (oboje jesteśmy już po przejściach) - stąd może takie asekurowanie się wzajemne. Ja mimo wszystko oczekuję przede wszystkim przyjaźni, lubienia się na co dzień, wsparcia psychicznego ... EZS - facet nie jest pewny sytuacji, być może, ale ja też nie. Być może on ma podobne myśli tylko nie mówi. Ja jestem szczera i to mówię, zna mnie, moje podejście do życia, wie czego się spodziewać - powinien wiedzieć, że go nie skrzywdzę...
  8. Matilde - dziękuję - uspokoiło to mnie trochę . Co do związku - właśnie chyba tu muszę się jeszcze trochę nauczyć..., bo w przeciwnym wypadku będę nieszczęśliwa. Był też tu kiedyś taki wątek "Mam męża pierdołę" - już wtedy zauważałam podobieństwo....
  9. Bladyy78 - dziękuję za radę. Zawsze twierdził, że gdy będę chciała się rozstać to nie będzie z jego strony problemu... (tak niby w żartach). Dobra zmykam do zajęć, a później dalej będę zgłębiać temat, czy suche tynki gipsowe przeżyją mroźne dni bez ogrzewania ...
  10. EZS - no rzeczywiście, teraz też mieszkamy w moim mieszkaniu ... i to prawda, że nie chce w nim nic robić. Gdy trzeba było pomalować sufit w łazience - troszkę pogadałam i kiedyś tam to zrobił, ale to ze 3 m2. Ale zbliża się czas kolejnego malowania całego mieszkania. Ostatnio ja się tym zajmowałam - no może nie osobiście ale znalazłam znajomego co pomalował mieszkanie za niewielką kwotę, kupiłam farby. W rozmowie kiedyś powiedziałam, że teraz jego kolej się tym zająć - no w końcu razem mieszkamy, razem brudzimy . Odłożył temat do wiosny. Zobaczymy jak to będzie. Być może gdyby dom miał być również na niego zapisany - może by się bardziej angażował. Ale przecież nie zrobię tego, że mu połowę podaruję. Zwłaszcza, gdy już teraz nie jest dobrze. Dużo mnie to kosztuje wysiłku, nerwów, sama spłacam kredyt. Z drugiej strony, gdyby bardzo chciał to miałby co zainwestować, bo ma pewną nieruchomość, ale ani on tego nie chce, ja również nie nalegam, bo się boję - gdybym była pewna tego związku to może. Ale w sumie teraz widzę - gdy poznałam go bardziej - że nawet bałabym się jego decyzji - on naiwnie uważa, że fachowcy zawsze dobrze pracują, wiedzą co robią. A ja jednak wolę sprawdzać, interesować się - nie ufam w ciemno. Zresztą już jeden z fachowców - okłamał mnie i tyle go widziałam. EZS - oczywiście chciałabym, żeby mój facet miał wiele do powiedzenia, aby się znał, a jak się nie zna, żeby starał się dowiedzieć. Ciężka sprawa - bo ja taka jestem, że wszystko zgłębiam od podstaw - i chciałabym, że on też tak miał. A on ma odwrotnie . Organizacja wyjazdów, znalezienie noclegów itp. też jest na mojej głowie.
  11. Dusiek - sama nie wiem, dlaczego jestem w tym związku. Miałam nadzieję, że będzie inaczej, chyba żyłam bardziej marzeniami - inaczej to sobie wyobrażałam. Byłam jakiś czas sama, chciałam kochać i być kochana. Uwierzyłam, że będzie dobrze. Amalfi - jest trochę racji w tym, co piszesz, że lubię decydować itd. ale nie za wszelką cenę. Potrafię iść na kompromis w życiu. Oczywiście, że z nim rozmawiałam, ale usłyszałam, że gdyby miał pieniądze to by wtedy decydował, ale mi chodzi o coś innego. Ja mówię, że nie trzeba pieniędzy na to, żeby rozeznać temat materiałów, jakości, cen itd. Przecież gdy ja ustalam pewne rzeczy to nie chodzę z kasą w kieszeni... on się tam czuje jak u siebie - ale nie chce się angażować w sprawy budowy ... nie przewiduje konsekwencji różnych rozwiązań. Jest mi przykro, że jestem z tym sama. A znajomi przyjeżdżają i pytają się go jak się posuwają prace - to jest żenujące dla mnie, bo wiem, jak wygląda rzeczywistość. Moje prośby o wsparcie kończą się najczęściej jego "fochem", że mam mu już nic nie mówić, bo go głowa boli ... gdy proszę, żebyśmy pojechali np. do Castoramy to nic z tego ... pojechał 1 raz w życiu i na tym koniec. Nawet gdy przejeżdżamy obok sklepu budowlanego i chcę coś zobaczyć to muszę się naprosić, żeby się zatrzymał ... Jego zdaniem do sklepu idzie się i kupuje - nie ma znaczenia jakie są opinie w necie itd. skoro sprzedawca mówi, że towar dobry, to na pewno tak jest. Dziś też, po moim pytaniu, czy nie uważa, że dobrze byłoby jakoś dogrzewać domek ... próbowałam nawiązać kontakt, że może jakaś koza czy coś innego to podniósł głos i się obruszył "oj już przestań gadać". No kurcze, chociaż by pogadał ze mną to byłoby mi lżej na duszy. A najgorsze jest to, że ze mną nie potrafi rozmawiać, a przy innych to udaje, jaki to on fajny. I jeszcze ktoś mi mówi do mnie, Ty to masz dobrze, bo obiad ugotował. No dobrze ugotował, ale że przez kilka dni w tygodniu leży na kanapie po pracy i ogląda seriale po kolei to już nikt nie widzi (już ma chyba 4 ulubione tasiemce). Że praktycznie nie sprząta w domu. Fakt - robi zakupy żywności. Trochę się wygadałam - taka terapia dla mnie, aby się oczyścić i nabrać sił do dalszego życia.
  12. A u mnie jest odwrotnie. Jestem kobietą, która praktycznie sama buduje dom - nie fizycznie, ale organizacyjnie, finansowo ... Działkę mam od rodziców. Miałam trochę oszczędności, wzięłam pożyczkę z pracy oraz kredyt. Załatwiłam dokumenty niezbędne do budowy. Znalazłam ekipę, która zbudowała mi dom do stanu surowego zamkniętego. I teraz mała dygresja. Jestem z mężczyzną, ale on nie angażuje się w budowę. Fakt - nie jesteśmy małżeństwem - ale przyczyna leży po jego stronie. Był czas, że chciałam, aby ten dom był nasz. Bo w sumie, gdy zaczęliśmy być razem - to wtedy zapragnęłam ze zdwojoną siłą, żeby zbudować dom. Przeglądałam tysiące projektów - on nie miał swojego zdania. Niby chciał, żeby dom był... Później to ja szukałam materiałów, hurtowni, dzwoniłam, rozmawiałam i płaciłam ... Do czasu SSZ poszło szybko. Później trzeba było wstawić okna - to ja szukałam informacji w necie, które są dobre, jakie mają właściwości jakie ceny - dla niego okna to okna ... Znalazłam wykonawcę, gdy okna były montowane to ja odbierałam robotę i płaciłam. Elektryczność - gdy powiedziałam, że kable do gniazd powinny być inne niż do oświetlenia (zresztą do oświetlenie też zgodnie z projektem powinny być 2,5 ...) to przytaknął wykonawcy, który chciał chyba coś tam zaoszczędzić ... W końcu uparłam się i do gniazdek jest 2,5 ... Parapety - ja sprawdzałam, które są lepsze, gorsze, jakie ceny, dzwoniłam do wykonawcy ... Dalej tynki - szukałam i znalazłam wykonawcę. Zrobił tynki - dalej przyszła jesień, ja się martwiłam o to, co zrobić, żeby nie wszedł grzyb, jak osuszyć ściany, tynk wysychał bardzo długo. Gdy mówiłam o osuszaczu - pukał się w głowę mówiąc, że on w takie rzeczy nie wierzy. Gdy mówiłam, o kozie, żeby palić, no to oczywiście, on nie ma czasu, żeby tam jeździć ze mną. .... Instalacje c.o. - piec, grzejniki - nie interesują go - mówi, że fachowcy wiedzą co i jak zrobić, co zaproponować. OK - ale trzeba mieć jakąś tam wiedzę, żeby samemu podjąć decyzję. On takiej nie ma. Więc ja czytałam, wyceniałam, dzwoniłam, uzgadniałam. Rabaty jakiekolwiek też ja załatwiałam. Gdy był problem i trzeba było "męską" rozmowę przeprowadzić - wtedy też zawsze ja ... Było ciężko, zwłaszcza w takich sytuacjach, gdy potrzebne było wsparcie. Przyłącza - tak samo, ja chodziłam, dzwoniłam, pisałam i ponaglałam. Najgorsze jest to, że nie czułam wsparcia psychicznego, organizacyjnego ... tak naprawdę nie zrobił przy tym nic ... nawet otworu do wentylacji nie wybił. Przepraszam - wiem, że się żalę, ale to w końcu wątek w "Psychologu" i pewnie taki jest mi potrzebny, bo czasami już nie mam sił. Długo mogłabym tak pisać. A mój mężczyzna uaktywniał się wtedy, gdy chciał robić "grilla" i zapraszać ludzi i oprowadzać po domu i pokazywać co zostało zrobione. To mnie wkurza, że nie ma go, gdy trzeba coś zrobić, zorganizować, ale jest, gdy się chwali i opowiada innym ... Nie wiem, jak długo to jeszcze wytrzymam, ale to chyba prosta linia do rozstania ... Nie chcę chyba tam z nim zamieszkać. Bo mam żal. Że nie chciał mi pomóc, gdy prosiłam. Czy coś z tego związku będzie - jak myślicie?
  13. JoShi - dzięki za radę, też o tym myślę, chyba jest mi to potrzebne, chociaż uważam, że już dość dużą pracę nad sobą zrobiłam na przestrzeni lat. Ale jeszcze sporo zostało do nadrobienia, zrozumienia.
  14. Agduś bardzo dziękuję.
  15. Dziękuję - trochę mną wstrząsnęliście. Zaczęłam czytać o toksycznych rodzicach, postaram się wprowadzić to w życie. Właśnie przed chwilą miałam telefon od mamy, pytała się kiedy przyjadę, bo w złości wykrzyczałam, że wcale nie muszę tam jeździć do niej itd. Powiedziałam, że nie wiem. W ogóle rozmowa z mojej strony była chłodna. Niestety żal mam ciągle i ciężko mi na razie. Na pewno wkrótce pojadę ze względu chociażby na psy ... Dodam jeszcze, że ja nie mieszkam z mamą już kilkanaście lat )). I całe szczęście, bo inaczej to wykończyłabym się psychicznie. Jeżdżę tam ogólnie dość często - również ze względu na budowany domek, no i lubię sobie pospacerować na wsi . A co do mamy - to mam w sobie dużo opiekuńczości ..., jako jedyna córka czuję się w obowiązku, żeby jej pomagać. Wiem, że to niemoralne, że poza taką normalną pomocą - daję jeszcze pieniądze ... Spróbuję nad sobą popracować - ale osoby, takie jak ja muszą włożyć dużo wysiłku by nie czuć się winnymi za wszystko. Pozdrawiam - Marta.
  16. Dzięki Anusiu, Swoją osobistą pępowinę to odcięłam dawno, bo usamodzielniłam się już po szkole średniej. Od tego czasu pracowałam na siebie, studiowałam, od rodziców nie otrzymałam już wtedy ani złotówki. Było mi przykro, że gdy przejściowo nie pracowałam nie pytano się mnie, jak sobie radzę, z czego żyję, gdzie mieszkam ... Ale może też dzięki temu nauczyłam się liczyć tylko na siebie. To gospodarstwo przejęłam bardziej z obawy, że pójdzie jak to mówisz na przelew ... żeby mieć rękę na pulsie. Dzisiaj w gniewie wykrzyczała mi też, że sobie zrobiłam ogrodzenie, a jej się sypie. Wyczułam, że jest zazdrosna to, że mam ogrodzenie w całości. Czuję, że traktuje mnie jak rywalkę. No i całe życie ma taką roszczeniową pozycję - że wszystko jej się należy, że "oni" w domyśle rząd są źli, bo za małą rentę ma itd. Mama nigdy nie pracowała zawodowo, pracowała w gospodarstwie, ale po śmierci taty ma po nim rentę i zrezygnowała ze wszystkiego (tak powoli - na przestrzeni lat) - kiedyś kury i kaczki chowała itd. Kurcze, chyba powinnam iść do psychologa czy do specjalisty od DDA. Trochę o tym czytałam i pewnie w pewnym sensie jestem współuzależniona - tzn. cierpię, że ona pije, nie rozumie mnie, tylko wymaga ... a praktycznie powinnam tego tak mocno nie przeżywać - bo sama się spalam niepotrzebnie.
  17. Witam, napiszę w wielkim skrócie. Dziś pokłóciłam się z mamą, był płacz itd. Jakiś czas temu mama przekazała mi gospodarstwo rolne. Umówiłyśmy się, że w zamian będzie mieszkała na dotychczasowych zasadach w swoim domu. Dokonuję wszystkich opłat dotyczących domu: ogrzewanie, energia elektryczna, telefon, podatki i wszelkie inne. Wszystkie ubrania ma ode mnie, robię też zakupy parę razy w tygodniu, jedzenie dla psa i kota, dodatkowo co miesiąc w gotówce około 400 zł. Mama ma też swoją rentę w wysokości ok. 750 zł. A teraz o mnie, ja buduję dom na przekazanej mi działce, budowę finansuję z kredytu, chciałam sprzedać część nieruchomości, ale się nie udało. Gdy zrobię wszystkie opłaty, mi osobiście zostaje jakieś 500 zł na jedzenie, ubranie, kosmetyki itd. Jestem osobą gospodarną i jakoś sobie radzę. Wszelkie dodatkowe finanse przeznaczam na budowę. Póki co mam stan surowy nie całkiem zamknięty. Mama ciągle chce ode mnie więcej, ja uważam, że to, co jej daję to jest dużo. Wcześniej mama sprzedała 1/3 gospodarstwa, z czego pieniądze już wydała. Nie bez znaczenia jest, że mama dużo pali i lubi sobie wypić. Ja jestem przeciwniczką alkoholu - też dlatego, że z tego względu mam złe wspomnienia z dzieciństwa. Ja nie sprzedałam nic, a raczej więcej - zainwestowałam.... czyli zwiększam wartość nieruchomości. Mama teraz często mi wypomina, że żałuje, że mi zapisała wszystko, że mogła sprzedać i sobie z tego żyć. Wiem, że wiele poszłoby na alkohol niestety... Pije codziennie, a najgorsze, że jeszcze kłamie i mi wmawia, że nie piła, wykrzykuje, że jest zmęczona, bo coś tam musiała zrobić. Ja tłumaczę, że przecież nie ma żadnych obowiązków, że jak coś tam zrobi np. wrzuci trochę drewna do drewutni, to przecież nic się nie stanie. Nie przyjmuje wiadomości, że ma problem z alkoholem, mówi, że to jej sprawa, i mam się nie wtrącać... Słuchajcie, czy tak obiektywnie jestem złą córką? Czy mam coś w sobie zmienić?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...