Po krótkiej przerwie wracam na nasz plac budowy i tym samym do dziennika budowy. Dziś wylano chudy beton, więc można powiedzieć że mamy prawie podłogę w naszym nowym domu...
a po nowej podłodze już ktoś spacerował i nie zatarł za sobą śladów...
Nadszedł tak długo oczekiwany przeze mnie moment. Osiągnęliśmy wymarzony poziom zero. Zasypaliśmy fundamenty i wyrównaliśmy teren wokół. Nagle zrobiło się sporo miejsca na działeczce. Jakby to powiedział nasz ulubiony skoczek narciarski Piotr Żyła: "Nic ino się cieszyć..."
Już strasznie nudziły mi się te ławy. Dwa tygodnie i nic się nie działo. Ale odkąd zaczęły pojawiać się bloczki betonowe, to aż serducho się raduje na sam widok... trzech ścian fundamentowych :)
Wczoraj jednak trochę się zdenerwowaliśmy na naszą ekipę budowlaną. Resztki betonu zaczęły pojawiać się w różnych miejscach naszej działki.
Wisienką na torcie okazał się kleks betonu w pobliżu naszych młodych drzewek. Tego już za wiele. Musieliśmy poważnie porozmawiać z szefem ekipy budowlanej.
Wszystko dzięki hydroizolacji bitumicznej. Isolan Kellerdicht 2K, izolacja plastyczno-elastyczna odporna na okresowo spiętrzającą się wodę. Do izolacji pionowej i poziomej.
Najwyższa Izba Kontroli w akcji - obchód po ławach.
A jak nasze buczyny, które zasadziliśmy? Część wypuściła już listki, ale jeszcze nie wiem czy wszystkie się przyjęły.
A z dziesięciu iglaków zaledwie jeden wypuszcza nowe pędy i to ten, który miał najmniej miejsca, bo niefortunnie została postawiona paleta z porothermem. Reszta póki co stoi w miejscu...
Dziś od samego rana pełna mobilizacja. Godzina 7:00 na plac budowy przyjechały dwie gruchy. Panowie uwinęli się szybko z dodatkowymi zbrojeniami i jazda z betonem. Kamień węgielny też już na swoim miejscu.
Ale żeby nie było, że wszystko idzie jak z płatka, to w między czasie przyjechał pierwszy z dwóch transportów z bloczkami betonowymi. No i się wkopał…
Wyjechał sam o swoich siłach, ale porył cały wjazd. Myślałam już, że nikt nie wjedzie na naszą działkę, nawet my. Po południu przyjechał drugi samochód, ale ten kierowca nie miał żadnych problemów. Jak się okazuje, wystarczy czasem pomyśleć i wjechać pół metra obok i samochód się nie wkopie.
Skoro ławy zalane to trzeba je odpowiednio podlewać, więc dziś pierwsze "podlewanie ław"
W poniedziałek przyszedł czas na małe poprawki. W niektórych miejscach piach się obsypał. Częściowo przyczyniła się do tego nasza labradorka. Biegała jak szalona pośród piaskowych wydm i była niezwykle ciekawa co jest w wykopanych rowach. Zastanawialiśmy się z mężem kiedy tam wpadnie. Na szczęście nie wpadła, ale trochę nabroiła.
Po sobotniej "zabawie w piaskownicy" działka wygląda zupełnie inaczej. Podczas kopania okazało się, że mamy tam czyste złoto Piasek, który wykopaliśmy będzie nadawał się jako żwir, więc parę groszy uda nam się zaoszczędzić chociażby na tym.
Prawdziwe "szaleństwo" rozpoczęło się w piątek 26.04.13. Tego dnia zaplanowaliśmy przywieźć zakupiony porotherm i ustawić go na działce jeszcze przed rozpoczęciem wykopów, no i dostawa żwiru na plac budowy. Niby nic takiego, a jednak...
Samochód, który miał dostarczyć nam porotherm spóźnił się prawie dwie godziny do hurtowni. Mój mąż nie mógł jednak czekać tak długo, ale na szczęście zjawił się szwagier Bombelek i wszystko załatwił. Gdy transport już gnał do naszej miejscowości okazało się, że samochód niby z HDSem ale jest bez wideł do ściągnięcia palet. Mąż zadzwonił do znajomego i ... kolejny problem z głowy.
Okazało się jednak, że żadne z nas nie zdąży dojechać na działkę aby wskazać miejsce "zrzutki". I tu na ratunek przybył nam drugi szwagier - Masio.
Jak to dobrze mieć szwagrów - Bombelku i Masiu wielkie wielkie dzięki!
Porotherm dojechał i został ustawiony w rządku
Nadjechał też i żwir. Kierowca jeszcze nie wysiadł z samochodu a już krzyczał, że on nie wjedzie na naszą działkę bo się zakopie. Chodził dookoła samochodu i powtarzał jak mantrę - to się nie da, nie wjadę tam. Po półgodzinnym narzekaniu w końcu zrzucił żwir przy drodze i pojechał.