
Czyli jednym słowem zachowujemy się, jakbyśmy byli pewni, że dostaniemy pozwolenie i będzie Loreto. A tak naprawdę to nic pewnego. Nawet nie wiem, czy uda mi się zmusić urząd do odpowiedzi w tym tygodniu...
Na działce rodzina odgrodziła nasz kawałek i przestała go "uprawiać" co zaowocowało dość kiepskim wyglądem działeczki. Zaczęłam dziś niemrawo wycinać krzaczki, ale deszcz nas przepłoszył. Co prawda mamy tam taki domeczek z hipermarketu (stanął jak nie myśleliśmy o budowie, żeby gdzieś schować butle z gazem i działkowe ciuchy) ale to żadna przyjemność siedzieć i patrzeć na deszcz ze świadomością, że dziecko ma się jeszcze uczyć a ja mam zrobić dwa prania. Urok domu polega na tym, że można usiąść w chwili wolnej na działce. Nawet jak tego wolnego czasu jest niewiele.. Jak trzeba jechać specjalnie na działkę (nawet tylko 10 min samochodem) to już wszystkie inne prace leżą. I to jest zresztą główny powód budowy. Ile razy nie mogłam się doprosić "weź dziecko na powietrze, po co ma siedzieć w bloku" jak byłam zajęta zawodowo i sama nie mogłam. To nie, bo na godzinę się nie opłaca iść. A na dłużej nie ma czasu. I to mnie zmusiło do działania...
Usiłuję odgadnąć, co mi rośnie . W ubiegłym roku coś posadziłam a teraz wschodzi. Jedno wygląda, jak tulipany (sadziłam??? ) a inne nie mam pojęcia. Może się samo posiało? W ogóle mam wrażenie, że coś kupowałam, ale jednorocznego. A rośnie. Tylko, niestety, klematisy 3 mi uschły. A tak się cieszyłam
- Czytaj więcej..
- 0 komentarzy
- 1 123 wyświetleń