Na jutro Majster zażyczył sobie jeśli oczywiście nie będzie padało styropian do ocieplenia fundamentu - FS 30/EPS 200 na grubość 7 lub 8 cm i do tego oczywiście jeszcze klej! Robota jednak nie stoi w miejscu - HURRRA!!!
O godzinie 17.00 pojechałem na działkę, bo teście przywieźli nam lina (29 cm) do stawu i trzeba było go wpuścić. Podjeżdżam do działki i z daleka widzę, że brama garażowa otwarta, a deszcz leje jak z cebra!!! Myślę sobie: FAJNIE!!! Dopiero, co niedawno czytałem, że Ged miał nieproszonych gości na działce, to i u nas też się pewnie pokazali!!! Gotowy na najgorsze podchodzę do bramy, a tam Marcin z Ekipy Majstra wystawia głowę i śmieje się, że coś nie dobra ta pogoda do pracy dzisiaj!!! Dopiero w tym momencie popatrzyłem na fundamenty i widzę, że POMALOWANE DYSPERBITEM!!! Dzielne chłopaki - Tomek i w/w Marcin położyli 3 warstwy na ścianie zużywając do tego 5 "kibelków" 20 kg tej mazi!!! Byli tu od rana (przed 8.00!!!), a ja nieświadomy ich obecności psioczyłem na pogodę i plątałem się na Forum, zamiast siedzieć (i moknąć) z nimi na budowie!!! SZOK!!! Ale mnie duma rozpiera z dokonania wyboru Ekipy!!! Chyba lepiej trafić nie mogłem!!! Normalnie SUPER EXTRA GIT!!!
Ciągle pada ... Taka pogoda, to przydałaby się może jak wylalibyśmy płytę, a nie teraz!!! Ciekaw jestem, jakie oni, tam na górze płacą rachunki za wodę. A może Św. Piotr zasnął w wannie podczas kąpieli ...
Nic to ... (wątkiem z Trylogi) ... karawana idzie dalej
Może w takim razie króciutkie podsumowanko?!
1. Wymiary:
a) ławice:
- szer. od 30 do 85 cm (główna strefa nośna to 60 cm) + 2 stopy pod kolumny o szer. 100 cm
- wys. 5 cm chudziaka + 35 cm ławicy właściwej
b) ściany fundamentowe:
- szer. od 25 do 55 cm (główna sterfa nośna to 30 cm) + 2 słupy pod kolumny o szer. 40 cm
- wys. 150 cm część mieszkalna + 120 cm część garażowa (3 ściany)
2. Łącznie z ławicami, betonu wlaliśmy:
a) chudziak B-10 - 3 kubiki
b) B-15 - 39 kubików (13 kubików w ławice i 26 kubików w ściany fund.)
3. Zużyto:
a) zbrojenie:
- przeszło 500 mb fi 14
- ok. 300 mb fi 6
b) szalunki:
- 3 kubiki desek na ławice
- 7,5 kubika desek na ściany fundamentowe + foszty i okrąglaki na wzmocnienia i rozpórki
- ok. 60 kg druta wiązałkowego fi 4 na ściągi
Ad. b) :
Całe deskowanie oczywiście odzyskano w mniejszych bądź większych kawałkach
c) izolacje przeciwwilgociowe:
- 70 kg Dysperbitu na ławice
- ??? kg na ściany fundamentowe (w garażu czeka ok. 110 kg tegoż samego środka)
d) inne:
- ok. 40 kg gwoździ (65 - 110 mm)
- ok. 5 kg drutu wiązałkowego żażonego do zbrojenia
- trochę prądu (po sąsiedzku ) i kilkaset litrów wody do polania szalunków
Z dodatkowych czynności jakie Ekipa wykonała, było zazbrojenie górnej części ściany fundamentowej prętem fi 14 po obwodzie. Zalecił to KierBud przed zalaniem fundamentów, bo: "... trochę wysoko lejecie, więc żeby spać spokojnie...".
Tempo prac zabójcze (jak na mój gust), ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni z przebiegu dotychczasowego naszego budowania
I znowu rano po odprowadzeniu Kubusia do przedszkola telefon do Majstra, czy coś trzeba dowieźć, kupić, itp. Majster zgłosił zapotrzebowanie na DYSPERBIT, bo dzisiaj pomalują ściany przynajmniej raz!
No, to Żonka za telefon i dalej, obdzwaniać składy, a tu jak na złość dysperbit będzie wszędzie (ale ze mnie poeta :) ) dopiero po długim weekendzie (łał, ale mi się rymuje!!!). Nie czekając zbyt długo, hop do autka i kierunek: KRAKÓW!!! W 15 min. byliśmy w Leroyu, a tam ku naszemu bezbrzeżnemu zdziwieniu: dysperbit jest, ale przeterminowany!!! No to dalej do Castoramy (taki krótki rajdzik, bo czas nas gonił!). Tam na szczęście był (nabyłem jeszcze widły Fiskarsa do kompletu, bo mam już szpadle - 3 szt. )! Wstąpiliśmy jeszcze "przy okazji" do Carefura" po basenik ogrodowy dla dzieci i powrót: po Kubusia do przedszkola i na budowę!!!
Niestety dzisiaj nie wyrobili się Panowie z obmalowaniem fundamentów dysperbitem, ale jutro to nadrobią. Na jutro jestem też umówiony z ekipą od przyłącza wody. Jak nie jutro, to na pewno we wtorek.
Ale jazda!!! To tempo mnie powoli wykańcza!!! A to dopiero początek!!!
Ok. godz. 8-mej tknięty przeczuciem, zasiadłem do obliczeń, z których wynikło, że zamiast 30 kubików, powinienem zamówić 26. Tak też zrobiłem. Przy okazji potwierdziłem godzinę przyjazdu betonu na budowę.
No cóż, jak pisałem wyżej, Ekipa się wyrobiła, zjadła śniadanko i gotowa do pracy czekała od 12-tej na beton!!!
Z niewielkim poślizgiem w końcu B-15 dotarł! Ale zanim dojechał, Kubuś też przybiegł zobaczyć to niecodzienne widowisko na własne oczy:
Teoretycznie następnego dnia ma być lanie betonu. Ciekawe, czy Panowie wyrobią się do 12-tej, bo na tą godzinę zamówiłem 30 kubików B-15. W sumie zostało im tylk do zrobienia:
1. Dokończenie szałowania w garażu.
2. Ściągnięcie drutem blatów.
3. Polanie dech przed zabetonowaniem.
Jestem spokojny, bo ta ekipa uwija się jak w ukropie i na pewno będą mieli czas jeszcze na przekąszenie śniadanka przed 12-tą, pomimo, że na budowie zjawiają się po 7-mej!!!
Następnego ranka - 25 IV 2006r., po sennych koszmarach z dysperbitem w roli głównej, zerwałem się z łóżka, z dziwnym przeczuciem, że coś pominąłem w projekcie!!! Jakież było moje zdumienie, gdy przeczytałem w rozdziale o izolacji przeciw wilgociowej budynku: "... Izolacja na ławach fundamentowych - 2x papa asf. podkładowa (przeznaczona do izolacji fundamentów) na lepiku asf. na gorąco..."!!!
ALLELUJA!!! Toż przecież właśnie o to mi chodziło, a ja wczoraj przeoczyłem tak ważny akapit!!! Muszę chyba wybrać się do okulisty!!! Zerknąłem jeszcze na Forum - NA FORUMOWICZÓW ZAWSZE MOŻNA POLEGAĆ!!! i uspokojony zupełnie (choć w moich myślach zaświtała szatańska myśl, czy aby dysperbit, to nie gorszy od papy?! ) odwiozłem synka do przedszkola, a potem prościutko na budowę. Tam zastałem następujące widoki:
Tyle im zostało na jutro + zamocowanie dodatkowego zbrojenia u góry ściany fundamentowej i porządne wzmocnienie deskowania, coby nie rozepchało go przy wlewaniu betonu.
Z dodatkowych atrakcji dnia:
1. Wizyta KierBuda - stwierdził, że robota jest zrobiona wzorowo, zbrojenie słupów idealne, ponadto zalecił wykonanie dodatkowego "wianuszka", bo "... grunt jest mało ciekawy i dla świętego spokoju zróbcie jeszcze to przezbrojenie, co nie zaszkodzi, a pozwoli spac spokojniej...". Pochwalił tą nieszczęsną izolację dysperbitową i ogólnie wyraził zadowolenie z ekipy, a po dokonaniu wpisu do dziennika, grzecznie się ulotnił
2. Odwiedziny moich Rodzicieli, podczas których Mama stwierdziła, że łazienka jest trochę malutka, ale ogólnie wszystko jej się podoba po czym pojechali z krótką wizytą do wnuczków.
3. Przyjazd fachowca od instalacji wod-kan, gazowych i grzewczych. Bardzo spodobał mi się pod względem fachowości porad i rozwiązań technicznych, które nam zaproponował i podpowiedział, a poza tym fakt, że dzisiaj do niego pojechałem (nie zastałem go w firmie, tylko jego małżonkę), a on od razu do nas podjechał, jak tylko otrzymał wiadomość o nowym potencjalnym zleceniu!!! Od razu widać, że poważnie traktuje klienta. Ogólne wrażenie, jakie sprawił u mnie i Majstra - bardzo pozytywne!!! Zobaczymy, jak z jego fachowością w praktyce Mam nadzieję, że tak, jak w teorii!!!
4. Na koniec dnia - znowu pograliśmy z dzieciaczkami w piłkę do upadłego, co tylko wyjdzie nam raczej na zdrowie, bo nasze "stare kości", w dodatku zastane po zimie, odzyskają mam nadzieję dawną formę, a poza tym ruch na świeżym powietrzu bardzo dobrze zrobi naszym bajtlom (dzieciom - dla niegwarowych )!!!
Dodam tylko króciutko, żeby już zbytnio nie marudzić, że Majster chciałby w czwartek, a najpóźniej w piątek zalewać betonikiem!!! Jak ja się cieszę, bo wreszcie wyjdziemy z tej ziemi i będzie w końcu widać, że robota nie stoi w miejscu, a pędzi pełną parą!!!
Moi sąsiedzi, po odjeździe ekipy, wpadli na plac budowy z krzykiem, że "... coś to q...wa ozwolił im zrobić!!! Tak się przeciez nie robi, bo traci się monolityczność fundamentu!!! A my to wiemy, bo na niejednej budowie zęby zżarliśmy!!!..." Powodowany tymi (i innymi jeszcze ) słowami, w te pędy pognałem do domu pełen sprzecznych uczuć, co do fachowości mojego Majstra (za co w duchu szczerze Go teraz przepraszam!!!). Ledwo wpadłem do domciu, łap za telefon i do KierBuda, żeby przyjechał szybciutko jutro z rańca, bo nie odebrał jeszcze ławic (!!!), a ja mam pewne wątpliwości, które tylko on może rozwiać! Jak tylk oumówiłem się z nim, na następny poranek, łapnąłem w następnej kolejności za projekt i czytam, czy w ten sposób można rozdzielać ławicę od ściany fundamentowej i czy nie ma czegoś o tym w opisie technicznym projektu. Niestety w przypływie paniki gdzieś pominąłem ten wątek, więc pełen najgorszych obaw wskoczyłem na Forum i rozpocząłem nowiutki wątek w dziale "Wymiany doświadczeń". Szczerze mówiąc nie musiałem zbyt długo czekać na odpowiedzi Forumowiczów, jednakże nie rozwiały one moich wątpliwości. Pewnie gdyby nie moja Żoneczka, pękłbym na dwoje targany sprzecznymi uczuciami, bo pomogła mi rozładować ogromne napięcie, którym spokojnie "zasiliłbym" małe miasteczko, w prosty i przyjemny sposób... Ooo nie, to nie to, o czym myslicie (a szkoda )!!! Po prostu pograliśmy z dzieciaczkami w piłkę na zielonej i pachnącej już cudnie trawce. Graliśmy do późnego wieczora, aż dzieciaczki padły z wyczerpania, a i ja nie miałem już zbytnio siły myśleć o czymkolwiek Mimo wszystko, wpadłem jeszcze na Forum poszperać w "fundamentalnych wątkach", lecz z braku sił, nie byłem w stanie skupić się na temacie i runąłem na łóżko równie szybko, jak dzieciaczki.
Razem z Majstrem zdecydowaliśmy, że jednak nie bierzemy blatów ACROW, ale obniżymy fundamenty do pierwotnego wymiaru (czyli 150 cm pod częścią mieszkalną - 20,5 cm nad poziomem drogi; 120 cm pod garażem - 10 cm poniżej poziomu drogi). Zamiast blatów - deskowanie. Dechy dzisiaj przywiózł Majster, a szalunki zbijamy w poniedziałek!!! Jakby nie było i tak miałem dokupić dech na dach, a poza tym blaty wyszłyby nas praktycznie w podobnej kasie, ale trzebaby je było później oddać, a deski nam zostaną! Obniżając ścianę fundamentową też sporo zaoszczędzimy przy zasypywaniu, bo w piwnice nie chciałem się jednak pchać - sporo podrożyłoby to koszt budowy, a z kasiorką u nas ostatnio bardzo krucho!
Martwi mnie tylko to, że nie mamy na działce wody, a pogoda zrobiła się cudna - dzisiaj z termometru (północne okno) ok. godz. 15.00 odczytałem 24'C!!! Pewnie będę pożyczał wodę od sąsiada ze studni (tak, jak prąd), albo ze stawu trzeba będzie chlupać na betonik!
Ale mimo wszystko i tak nie mogę się doczekać!!!
Aaa, Majster kazał kupić "kibelek" Dysperbitu - w jakich cenach to u Was "chodzi"?!
W Wielką Sobotę (15 IV 06r.), jeszcze przed święceniem pokarmów gnaliśmy na rowerach na naszą budowę! Tym bardziej, że w piątek, zaraz po wylaniu betonu (godz. 17.00), tak lunęło, a nawet chwilę grad "prał", że martwiliśmy się, czy nic się nie stało z naszymi świeżutkimi ławicami. Na szczęście wszystko było w najlepszym porządku!
Dodatkową motywacją do porannych oględzin, był brak bukszpanu do strojenia koszyczka, a u Pana Staszka jest ci go dostatek!!! Od czego w końcu mamy tego naszego Pana Staszka, nie?!
Po dotarciu na plac budowy, od razu wszystkich porozstawiałem po kątach:
Czyli, poprostu jest SUPER EXTRA GIT - tak trzymać!!!
No, a teraz nudy i okres postoju przymusowego , bo Inwestor (czyt. Gapa) nie zamówił przed świętami blatów szalunkowych i trzeba czekać do poniedziałku, a może i wtorku!!!
Ale jakoś zleci! Nawet z nudów wzięliśmy się za prace ogrodnicze wokół domu. Dzieciaki miały frajdę, Żonka zajęcie, a ja nerwa
W dodatku synek ma przymusowo przedłużony weekend w przedszkolu, bo wczoraj rozbił sobie nosek (prawie czółko) o ławkę, tak głęboko, że szycie było nieuniknione, ale pani Doktor zaniechała tegoż przykrego i bolesnego dla dziecka zabiegu i założyliśmy specjalne klamerki ściągające. Mam nadzieję, że szybciutko mu się to zagoi!!!
A teraz trochę bełkotu technicznego (specjalnie dla ged'a):
ławice wylewałem do szalunków z desek, wysokość 35 cm (z chudziakiem), szerokość 30 cm (łączniki spinające), 50 i 60 cm ławice "nośne", 100 cm stopy pod kolumny i 85 cm fundament pod komin. Wykop faktycznie może wydaje się płytki, ale tylko z jednej strony (pod garażem), gdyż tam zdjęty był tylko humus, a w części wyższej trzeba było sporo podkopać (różnica poziomów to jakieś 70-90 cm). Wszystko zalane betonem B-15 wylewanym na chudziaka B-10.
Tyle na ten temat, bo ściany fundamentowe, to na dzień dzisiejszy niedaleka przyszłość (poniedziałek-wtorek). A tu się będzie działo, bo poziom "zero" pod częścią mieszkalną wychodzi mi na wysokości 200 cm licząc od wierzchu ławy, a pod garażem 150 cm - a dom w projekcie jest niepodpiwniczony!!! I mam takiego klina, że HEJJJ...
Czy mam takie "dziury" zasypać, czy "wykombinować" piwnice (przynajmniej pod częścią budynku)?! Normalnie załamka!!! Jak zasypać, to sporo mi tam wejdzie materiału (jakieś 180 kubików), jak "podpiwniczyć", to trzeba zazbroić płytę i być może dodać wieniec, a co z ławicami, czy nie za wąskie, czy wytrzymają dodatkowy ciężar?! CHOLERA!!!!!!
Oj, jak to było rano! , już o 7.20 przywieźli nam chudziaka (wywrotką całe 3 kubiki ). Dla mnie szok, ja o tej porze to w łóżku na drugi bok się dopiero przekręcam, a tu... Ale do rzeczy, co tu będę smęcił:
"I nastał dzień drugi" Jak zwykle swoim zwyczajem "skoro świt" zawitałem na budowę w celu "doglądnięcia inwentarza i postępu prac"
Jednakże tym razem byłem na tyle łaskawy, że pozwoliłem mojej Małżonce pojechać ze mną, czego Ona nie omieszkała wykorzystać (dać Babie palec, a ... zażąda od Ciebie Mercedesa ). Bawiła się trochę w fotoreportera, czego "opłakane" :) skutki zamieszczam poniżej:
1. Inwestor u bram raju czy u wrót do piekieł?! Ta straszna mina ma wyrażać moje bezbrzeżne zdumienie (ja tak już mam od urodzenia, nie pokazujcie osobom wrażliwym, ani tym bardziej dzieciom, bo za skutki nie odpowiadam!)
No to fajnie, stal mamy, a ja naładowałem przez noc akumulatorki do mojej Minoltki i rano po odwiezieniu (rowerem!!!) synka do przedszkola miałem zamiar uwiecznić tę stal potomnym. Śniadanko, przestawiam kolejną kartę kalendarzu (już 12 IV), łyp na zegarek - 7.50, łyp za okno - będzie pewnie padać, ... i na rower synka pakuję, a tu Żonka ledwo nóżek na schodach nie połamie i krzyczy za nami, że:
"Przeeeemeeeek, teeeleeefon!",
a ja:
"Czego się drzesz Kobieto, dawaj... Halo, dobry"
"Dzieńdobry, Andzrzej Sz. się kłania (MAJSTER!!! )chciałem klucze na działkę, bo jedziemy już koparą"
"a gdzie Pan jest?!"
"stoję przed Pana domem i czekam!"
"Momencik..."
Jak nie wyskoczę zza drzwi, ledwo synka nie zrzuciłem z bagażnika ... JEST!!!
"Ale mi Pan niespodziankę zrobił, ja tylko synka do przedszkola podrzucę i już do Was przyjadę" wręczyłem Mu klucze i dawaj do przedszkola, aż mi się przerzutki w rowerze przypiekły
Jak przyjechałem na działkę to taki widok zastałem:
Jeszcze w środę przewieźliśmy z sąsiadem (traktorem) deski od Pana Staszka z ogrodu na budowę, a ja z Majstrem wyznaczyliśmy zewnętrzny obrys stopy fundamentowej, a chłopaki (Artur (syn Majstra) i Marcin - Maskotka ekipy) wyrównali szpadlami i łopatami plac budowy.
Ale się pięknie na działce zrobiło, aż żal stamtąd odjeżdżać. [/b]
W czwartek i piątek (6 i 7 IV) wydzwaniałem za stalą. I znowu okazało sie, że "moja" hurtownia oferuje mi stal w najniższych cenach. Potrzebujemy stali wg następującej specyfikacji:
- fi 6 klasy A0 (ST0S) - 375 kg
- fi 8 klasy AIII (34Gs) - 130 kg
- fi 10 klasy AIII (34Gs) - 645 kg
- fi 14 klasy AIII (34Gs) - 1.289 kg
Razem: 2.439 kg (pewnie i tak trzeba będzie dokupić więcej ).
Nasza hurtownia zaoferowała nam w/w stal w cenie 2.300,00 zł/t w każdym sorcie. Inne składy budowlane wołały min. od 2.450,00 zł/t wzwyż Nie czekając długo, bo wiem, że co dostawa to z reguły w wyższej cenie dokonałem zamówienia formalnie przez telefon i umówiem się na transport w poniedziałek.
Minął w końcu Łikend :) i skoro świt (ok. 9.00 ) rzuciłem się do okna. I pewnie stałbym tam cały boży dzionek, gdyby moja Miłościwie mi Panująca Małżonka nie kazała mi zadzwonić do tegoż składu gdzieś tak ok. 12.00. Cóż Pani po drugiej stronie kabelka sieci TP S.A. obiecała, że "chłopaki zaraz oddzwonią, jak się tylko zapakują...". I ja naiwny znowu czekałem co chwila wycierając pianę toczącą mi się na usta, łypiąc wkoło gniewnym wzrokiem, aż moje kochane dziatki pochowały się gdzieś po kątach, nie chcąc się narażać wściekłemu lwu miotającemu się od jednego okna do drugiego Aż w końcu w okolicach godz. 16.30 słyszę drrrryń. W podskokach do telefonu, łapię słuchawkę waląc się nią solidnie po uszach i ... drętwieję z wściekłości po pierwszych (i ostatnich) słowach Pana ze składu, że Przepraszamy bardzo, ale dzisiaj nie damy rady przyjechać, może umówimy się na jutro. Obiecuję, że jutro pierwszy transport wyjeżdża do Pana. Dowidzenia." i nie czekając na jakąkolwiek moją reakcję szybciutko się rozłączył Myślę sobie: Okej! Poczekamy, zobaczymy!
Ale o dziwo! następnego dnia (wtorek, 11 IV) godz. 8.00 telefon z hurtowni, że właśnie ładują stal na dłużycę i jak tylko kierowca wyjedzie, to skontaktuje się ze mną, żebym go pokierował na działkę, żeby nie błądził po wsi. Zatarłem ręce ze szczęścia, połknąłem szybciutko resztkę śniadania i wskoczyłem w gumowce. Gotowy, w pełnym szyku bojowym, z telefonem w garści stałem u drzwi wejściowych czekając na telefon od kierowcy.... drrrryń, aż podskoczyłem, "Dzieńdobry, ja do Pana wiozę stal, jadę zielonym lublinem, gdzie mam jechać?". Pokierowałem gostka i umowiłem się z nim, że będę czekał przy drodze. Nie czekałem zbyt długo i faktycznie, JEDZIE!!! Zamachałem kulturalnie, on przystanął, ja wsiadłem i pojechaliśmy. W tym momencie znowu telefon, że "dzieńdobry, ja do Pana wiozę stal, jadę bordowym STAREM, gdzie mam jechać?!" Co do cholery?! Pytam gościa, czy do mnie takiego i takiego jedzie, a on, że tak, pytam kierowcy lublina, czy on też do mnie i czy miał byc jeszcze jakiś inny transport, a on, że nie wie do kogo, że ktoś miał na niego czekać, a o innym transporcie to on nie ma pojęcia. Myślę sobie, kij mu w bary, jedziemy do mnie na działkę, oni się będą dogadywać, nie ja Jedziemy tym lublinem i jedziemy, aż wjeżdżamy w wąskie uliczki, które były rozkopane jesienią przez energetykę i praktycznie nie bardzo naprawione i tyle, co zdążyłem krzyknąć "UWAŻAJ!!!" i jak nie szarpnie ... Cała dłużyca zrobiła pierdól na bok do rowu głębokiego na jakiś metr w dodatku wypełnionego cudnej urody błotkiem (mój synek to pewnie by się ucieszył, jakby mógł pohasać sobie w tej brei, ale nie ja). Wyskoczyliśmy z bryki i tylko same K..wy się sypały. Nas 2 na lawecie 2,5 tony stali, laweta w rowie na boku w metrowej głębokości błocku, z nieba siąpi, zimno....
"No, nic!... mówię do kierowcy, ... masz Pan dwie pary rękawic?!" Po kilku jeszcze siarczystych przekleństwach rozładowaliśmy dłużycę, w między czasie dojechał jeszcze gość Starem i doszedł do nas Pan Staszek, który zobaczył z okna (jakiś 1 km dalej ), że coś się stało. W czterech wytargaliśmy lawetę z rowu i załadowaliśmy ją na nowo. Okazało się, że energetycy naruszyli nasyp drogi, roztopy wypłukały kruszywo spod asfaltu i ten po prostu załamał się pod ciężarem lawety i wszystko runęło do rowu. Koniec pieśni!
A, gostek ze Stara też do mnie jechał, bo na dłużycę nie weszła 6 w prętach, bo była nie w 12 metrowych odcinkach, tylko w 6. Zrzuciliśmy wszystko przed bramą i goście pojechali, a my (Pan Staszek i ja) zaczęliśmy ściągać ją na plac. Posortowaliśmy stal, poukładaliśmy i jeszcze ją przeliczyliśmy. Okazało się, że z każdego sortu brakuje mi po kilka prętów, więc szybciutko za telefon i do hurtowni wyjaśniać co jest?!
Niestety dopiero jutro (19 IV) będziemy to wyjaśniać w hurtowni, bo tak się umówiłem z szefem. Ciekawe, co powiedzą?!
Tyle o wtorku (11 IV).
C.d.n.
P.S.:
Niestety nie miałem n aładowanych baterii w aparacie, więc nie uwieczniłem tego WIELKIEGO dnia, a szkoda [/i]
Skoro dzisiaj już się rozpędziłem i wklejam fotki, to przedstawię może moją wizję drzwi wejściowych, o które toczę istne boje z moją Połowicą. Nie chce się do nich przekonać, mówiąc, że woli coś skromniejszego (czyt. tańszego ), a poza tym przeszkadzają Jej doświetla boczne, które zabierają i tak wąską przestrzeń wiatrołapu.
Wymiary tej wersji są ciut inne, bo bez doświetla górnego: szer. 170 cm x wys. 210 cm, skrzydło drzwi takie samo. W obydwu wersjach doświetla boczne są elementami stałymi, nieotwieralnymi.
Trochę wyżej zdaje się, że nadmieniłem coś o nowej mapce. No właśnie, mam skan, który w przybliżeniu i ogromnym uproszczeniu daje wgląd w obecny wygląd naszej działki widzianej z lotu ptaka. Pomiary wykonane były na koniec lutego, w dodatku w śniegu o głębokości +/- jakichś 40-50 cm, więc sam kształt naszego stawu (bajora ) jest z lekka mówiąc UPROSZCZONY! Jest z pewnością bardziej obły i zaokrąglony, a wyspa ma jednak zarys serca, czego na mapce nie widać. I za to skasowali nas 700,00 PLN - ZDZIERCY!!!
Z przodu od drogi to odręczny zarys przyszłego ogrodzenia oczywiście z kamienia i kilku przęseł z kutego metalu. Wizję już mam, zobaczymy co będzie z realizacją.
Dzisiaj chciałbym się pochwalić kolorem naszego dachu. Taką dachówkę bedziemy właśnie kłaść u siebie.
Proszę Państwa!!! Oto ONA: Karpiówka CREATON Klassik Czerwona Angoba!!!
http://fotoalbum.wzt.pl/fotografie/1223_fotki_7ffd558/18874_218890.jpg" rel="external nofollow">http://fotoalbum.wzt.pl/fotografie/1223_fotki_7ffd558/18874_218890.jpg I jeszcze raz wspaniała gwiazda, prosimy o brawa!!! Taaak, Owacje na stojąco dla naszej wybitnej gwiazdy, brawisimo...:
Nareszcie się już uwikłaliśmy z remoncikiem i przeprowadzką (jakiś m-c temu )!!!
A ile się wydarzyło oprócz tego?!
Pierwsze primo:
1. Mamy zmieniony już projekt (w chwili obecnej czeka na swoją kolejkę w ZUDP-ie , bo "coś" nam się tam pozmieniało i nie dało się tego uniknąć).
Po drugie primo :)
2. Zamówiliśmy w poniedziałek ceramikę na ściany (Porotherm 30 P+W kl. 15) i dach (wymarzony i wyśniony CREATON a w dodatku karpiówka klassik czerwona angoba). Troszkę zaszaleliśmy i zamówiliśmy do niej (do dachówki) jeszcze ozdobę na gąsior początkowy w postaci leżacego lwa za 505 Euro! A co!!! Po rabacie wyszedł taniej
A z ceramiką dachową od razu zamówiliśmy blachę aluminiową foliowaną na obróbki (ceglasta w kolorze ), folię na dach (Delta Vent S - na pełne deskowanie) i rynny Lindab'a 150/100 miedziane oczywiście!
Mniej przyjemna część powyższego, to wydatek +/- 42 tys. brutto po rabatach , ale raz się żyje!
3. Jesteśmy w trakcie końcowej fazy :) podpisywania umowy z Gebauerem. Za 18 szt okien (36 m2, 98,20 mb) cena brutto z montażem i transportem utknęła (chwilowo ) na poziomie 24 tys. zł. Okna (dla niewtajemniczonych) oczywiście drewniane mahoniowe (meranti) z okuciami Roto NT WK1, szybami bezpiecznymi/ewentualnie grubszymi, ciepłą ramką i klamkami na kluczyk i wcisk. Czekamy na umowę, którą miał nam pan przysłać wczoraj, ale jakoś jej jeszcze nie ma Oczywiście jakby komuś cisnęło się na usta pytanie:
"Jak to, okna zamawiają, a ściany jeszcze nie stoją?! Zwariowali?!"
śpieszę z odpowiedzią:
w tym momencie zamroziliśmy cenę do końca lipca, a wymiar oszacowany z projektu wezmą wtedy, jak staną już mury.
Wybaczcie, ale po dłuższej przerwie muszę nadrobić zaległości i poczytać trochę Forum!!!
Witam po tak długiej przerwie chciałabym zawiadomić że mieszkamy już na naszej Wsi i jest super a konkretnie wynajmujemy dom,ale więcej opowie mój mąż jak znajdzie chwilkę.Pozdrawiam żona Gryfa.
Dostaliśmy wymówienie z mieszkania, które przed 3 latami wyremontowaliśmy i doprowadziliśmy do stanu używalności!!!
Jak teraz sobie sprawdziliśmy w fakturach z tego remontu, to wyszło nam, że wtopiliśmy w to mieszkanie ok. 15 tys. zł (instalacje elektryczne, były przedwojenne i pomieszane z innymi mieszkaniami, instalacje gazowe, które trzeba było sensownie rozprowadzić od licznika do łazienki i do kuchni, piec gazowy, ściany i sufity, nawet jednego kontaktu tam nie było, kanaliza w łazience, ogrzewanie (w 3 piece kaflowe włożyłem grzałki elektryczne po 3 KW) - jednym słowem ruina i to w stanie surowym). A właścicielom poszło tylko o to, że spóźniliśmy się z czynszem o 2 dni i jak Żona poszła powiedzieć, że pod naszymi drzwiami ich koty zrobiły sobie "kibelek" i trzeba posprzątać po tych zwierzaczkach klatkę schodową, bo wejść do mieszkania nie można, to pani "właścicielka-administratorka" zrobiła nam straszną awanturę, krzycząc, że to jej zwierzęta i nam wara do tego, że klatki nie wynajmujemy, tylko mieszkanie i niech nas czystość klatki schodowej nie interesuje i wogóle, to jesteśmy nieuczciwi , bo jej nie płacimy, a na koniec oznajmiła, że nam podnosi czynsz z 450,00 zł na 1.500,00 zł i jak nam nie pasuje, to mamy się wynosić, bo ona ma chętnych na to mieszkanie. Jak dodała na koniec, to za takie luksusowe mieszkanie (przecież to my doprowadziliśmy to mieszkanie do "luksusu"), jakie nam wynajmuje, to powinniśmy ją na rękach nosić i płacić najmniej 1.000,00 zł miesięcznie!!! Dodam tak od siebie, że ani grosza nam za remont nie potrąciła z czynszu, że zawsze płaciliśmy regularnie i terminowo, a często się zdarzało, że nawet płaciliśmy z wyprzedzeniem za kilka miesięcy z góry! A nasze prośby o zlikwidowanie grzyba w nieogrzewanej łazience i kuchni (strona północna, które dogrzewaliśmy elektrycznym konwektorem, bo w zeszłym roku na ścianie w kuchni pojawił się lód od podłogi do sufitu o grubości prawie 1,5 cm!!!) zawsze krzyczała, że to nie jej problem, tylko najemcy! Na dokładkę to jeszcze powiem, że czynsz był płacony w następujący sposób:250,00 zł na umowę z potwierdzeniem, a 200,00 zł na czarno bez potwierdzenia.
Nie pozwolono nam założyć licznika na wodę, a miesięcznie od naszej 4 osobowej rodziny płaciliśmy za wodę przeszło 250,00 zł + jakieś 130,00 zeta za wywóz nieczystości!(na te kwoty też nigdy potwierdzenia nie dostaliśmy!!!)
Jasne, powiecie, że jesteśmy naiwni, albo, że coś koloryzuję, ale nam naprawdę zależało na tym mieszkanku, bo lokalizacja była ciekawa (w samym rynku), kasę się w remont wsadziło, a jak się regularnie płaciło, to większych zgrzytów z wynajmującymi nie było, a w sprawie kosztów remontu nie dogadaliśmy się wcześniej, a zakładaliśmy, że pomieszkamy tam jakieś 10 lat jeszcze! Jak robiliśmy remont, nie posiadaliśmy jeszcze działki, więc dalszych planów nie robiliśmy, bo "trzeba się przecież wyszaleć, póki dzieci malutkie".
Naprawdę są ludzie bez serca, a w dodatku strasznie bezczelni, chamscy i ... Nie będę się brzydko wyrażał, ale do tej pory nie znałem ludzi od tej strony!!!
Zresztą nie będę się tu użalał, bo jak człowiek jest łatwowierny i naiwny, to tak później na tym wychodzi!!! Poza tym, "człowiek mierzy ludzi własną miarą i później cierpi", tak nam mówią nasi znajomi.
Ale jutro zaczynamy szukać nowego lokum, może coś się znajdzie! Do końca lutego mamy czas, bo nie zamierzam tam zostać nawet 1 dzień dłużej!!!
No to mnie dzisiaj dobił architekt!!! Za poprawkę w projekcie (vide kilka postów wcześniej) zaśpiewał sobie 3.000,00 zł netto!!! Aż mi gały wyszły z orbit, a Żonka zaniemówiła (co Jej się normalnie nie zdarza!) A przecież chodzi tylko o przerysowanie kilku okien i przeprojektowanie schodów, bo za ewentualne poszerzenie budynku doliczył sobie jeszcze dodatkowy 1.000,00 zł. Ja wiem, że niektórzy Forumowicze za przeróbki projektu, zgadzają się na kwoty o kilka razy wyższe, ale dobił mnie stwierdzeniem, że ponieważ w tym roku ma dobrą koniunkturę i w związku z tym chciałby to wykorzystać, aby zarobić i dlatego jego cena różni się znacząco od tej (1,500,00 zł) jaką za to samo wołał ode mnie na jesieni. Czyli "Bussines is bussines".
I teraz jesteśmy z Czarnulką (Żonka) w kropce!
Czy za tą cenę zrobić u niego poprawki (które przecież i tak wymagają załatwiania od początku papierów na budowę, bo to jest projekt zamienny), czy nie lepiej kupić całkiem nowy projekt ("ten wymarzony i dopieszczony...")?! Zostało oczywiście jeszcze jedno wyjście: Pozostać przy tym co mamy i nic nie zmieniać, co nie bardzo nam się uśmiecha!
Ogranicza nas kasiorka, której mamy naprawdę niewiele, ale ...
Mamy cały weekend na przegryzienie tego temetu i zobaczymy ...