Panowie, czy dysputa o czysto akademicki charakterze, dotycząca definicji pewnych zjawisk coś da? To przecież nie rozprawa magisterska, w której porównuje się definicje różnych autorów. Dla przeciętnego zjadacza chleba - jak ja - liczy się tak naprawdę, w jaki sposób lub przy pomocy jakiego materiału uzyskać odpowiedni efekt bez wnikliwego wdawania się w szczegóły teoretyczne.